• Tłumacz języka migowego
W ogniu pytań Anna Łańduch

Pora na praktykę

27 Września 2016

Komendant główny PSP

Strażackie szkoły różnych szczebli powinny wykształcić, a później dokształcać kadrę Państwowej Straży Pożarnej. Istotne będzie zdobywanie wiedzy w praktyce. O planach zmian w procesie szkolenia mówi nadbryg. Leszek Suski, komendant główny PSP.

Szykują się zmiany w szkoleniu strażaków. Akcent ma zostać położony na kształcenie praktyczne, na budowanie relacji mistrz - uczeń.

Zmiany będą dotyczyły programu szkolenia podstawowego w zawodzie strażak. Dziś przychodzący do służby strażak musi spełnić określone wymagania. A są one bardzo wysokie - bierzemy pod uwagę i stan zdrowia kandydata, i jego sprawność fizyczną. W obu przypadkach w porównaniu do innych służb od strażaka wymaga się najwięcej. Do tego dochodzi długi, intensywny proces kształcenia. Dzisiaj szkolenie podstawowe trwa pięć miesięcy. Jego forma wiele razy zmieniała się w ciągu ostatnich dwóch dekad, modyfikowano programy szkolenia. Jeśli więc wzięlibyśmy kilku strażaków z kilkunastoletnim stażem, okazałoby się, że każdy z nich przechodził zupełnie inne szkolenie. Wszyscy mogą uczestniczyć w działaniach ratowniczych, ale byli uczeni inaczej. Chciałbym to ujednolicić. Nie ma potrzeby zmieniać ostatniego programu szkolenia, generalnie jest dobry. Potrzebne są jednak zmiany organizacyjne.

Na czym będą one polegały?

Do tej pory strażak przyjęty do służby przygotowawczej był kierowany na pięciomiesięczne szkolenie. Przez ten czas otrzymywał wynagrodzenie, a potem okazywało się, że jego przygotowanie praktyczne jest niewystarczające. Stąd moja decyzja o wprowadzeniu zmian. Szkolenie to będzie miało trzy etapy. Pierwszy potrwa dwa miesiące. Po jego ukończeniu strażak zdobędzie uprawnienia do brania udziału w akcjach ratowniczo-gaśniczych. Przypomnijmy, że strażacy ochotnicy, posługujący się często podobnym sprzętem, uczestniczą w akcjach po jeszcze krótszym szkoleniu. Następnie strażak wróci na trzymiesięczną naukę praktyczną do jednostki ratowniczo-gaśniczej, w której został zatrudniony. Będzie odbywał dziewięć lub dziesięć służb w miesiącu, wyjeżdżając do zdarzeń. To także czas na samodzielne dokształcanie, a całość tego etapu edukacji będzie nadzorował dowódca jednostki. Po tym okresie nastąpią kolejne dwa miesiące nauki w ośrodku szkolenia pożarniczego, poświęcone zdobywaniu wiedzy teoretycznej. Czas szkolenia w samym ośrodku będzie zatem krótszy.

Do czego przyczyni się taka zmiana?

Po pierwsze zagwarantuje to zdobycie praktycznej wiedzy. Po drugie - uniknięcie niepotrzebnego inwestowania w człowieka. Obecny model kształcenia powoduje, że de facto proces poznawania możliwości kandydata trwa kilka, kilkanaście miesięcy. Czasem po tym okresie rezygnujemy z danej osoby albo odchodzi ona sama. Chcemy ten czas skrócić. Myślę, że podczas trzymiesięcznej praktyki będziemy mogli sprawdzić, czy ktoś się nadaje, a sam zainteresowany odpowie sobie na pytanie, czy służba w PSP to jest to, co chciałby robić w swoim życiu. Nie wszyscy mają predyspozycje do tego zawodu.

Co w takim razie ze szkołami aspirantów? Kształcą w cyklu dwuletnim.

Były różnego rodzaju próby zmiany toku kształcenia w tych szkołach. Zakładały one zaprzestanie edukacji techników pożarnictwa i skoncentrowanie się tylko na szkoleniu średniej kadry - aspirantów. To zły pomysł. Sprzęt, którym się posługujemy, jest coraz nowocześniejszy. Aby wykorzystać jego parametry techniczno-taktyczne, potrzeba nam człowieka odpowiednio przeszkolonego. Nie zamierzamy zrezygnować z kształcenia techników pożarnictwa. Świat idzie do przodu, nasze społeczeństwo jest coraz bardziej wykształcone. Mamy prawie 10 tys. strażaków z ukończonymi studiami licencjackimi i około 3 tys. strażaków z tytułem magistra na 29 600 funkcjonariuszy. To sporo. Przyszła pora, aby podnieść wymagania dla kandydatów do szkół aspirantów - w tej chwili trwają prace nad projektem zmian przepisów. Mają one doprowadzić do tego, by przyjmować jedynie osoby ze zdaną maturą - to pozwoli podnieść poziom nauczania w tych szkołach.

Zamierzamy też zrezygnować w nich z egzaminów wstępnych. W następnym roku będziemy przyjmować chętnych na podstawie świadectw dojrzałości, biorąc pod uwagę wybrane przedmioty. Ci, którzy rzetelnie uczyli się w szkole średniej, mają solidne podstawy. To wystarczy. Koniecznością będzie przejście badań zdrowotnych i testów sprawności fizycznej.

Istotną częścią kształcenia w szkołach aspirantów jest praktyczna nauka zawodu.

Chciałbym wprowadzić zmiany w praktykach kadetów, a także podchorążych. Dzisiaj odbywają oni praktyki w przypadkowych jednostkach, nie zawsze wykorzystywani są w sposób właściwy dla nich, jak i dla służby. Latem miejscowości turystyczne przeżywają oblężenie. Kadeci czy podchorążowie mogą wzmocnić tamtejsze jednostki ratowniczo-gaśnicze. To doskonała okazja do szlifowania umiejętności. Ci młodzi ludzie pójdą do służby, będą stanowili jej elitę. Musimy ich dobrze przygotować.

Dzisiaj niektórzy kandydaci do szkół aspiranckich i do PSP w ogóle mogą także liczyć na punkty preferencyjne. Czy tak pozostanie?

Zamierzam zlikwidować wszelkiego rodzaju ulgi, dodatkowe punkty przy przyjmowaniu i do PSP, i do szkół aspirantów. Weźmy na przykład pod lupę punkty za posiadanie wyszkolenia pożarniczego w ochotniczej straży pożarnej. Osoby mieszkające w dużych miastach mają ograniczone możliwości działania w OSP. To rodzi absurdalne sytuacje zapisywania się do OSP oddalonych od miejsca zamieszkania nawet o kilkaset kilometrów, na przykład w miejscowościach swoich krewnych i przechodzenie szkolenia przed naborem do PSP. Nie jest to sprawiedliwe wobec tych, którzy takiej możliwości nie mają. Dodatkowe punkty przyznawane są także np. za posiadanie prawa jazdy odpowiedniej kategorii. Przecież to są młodzi ludzie, nie mają doświadczenia za kółkiem, nie poprowadzą samochodu pożarniczego. Taki kurs opłaca zazwyczaj rodzina. A jeśli ktoś pochodzi z uboższej rodziny, nie może zdobyć prawa jazdy i tym samym dodatkowych punktów. To niesłuszne. Chciałbym doprowadzić tę sytuację do stanu normalności i sprawiedliwości.

Wspomniał pan, że obecnie kryteria sprawności fizycznej są wygórowane. Czasem słabszy wynik na testach eliminuje osobę o dużym potencjale intelektualnym.

Widzimy potrzebę korekty. W tej chwili niezaliczenie jednej z dyscyplin dyskwalifikuje kandydata. A zdarza się, że brakuje mu np. ułamka sekundy w sprincie. Nie zostaje przyjęty, choć pozostałe testy sprawnościowe przeszedł bardzo dobrze i miał dobre oceny na świadectwie. Być może dobrym rozwiązaniem byłaby średnia ocena z dyscyplin sportowych. Nie obniżyłoby to przecież wymagań co do sprawności. A trzeba podkreślić, że kondycja fizyczna młodych ludzi wcale nie jest większa niż lata temu, mimo dostępu do siłowni, basenów, boisk. Prace nad nowymi rozwiązaniami rozpoczniemy w przyszły roku.

Następnym etapem kształcenia jest Szkoła Główna Służby Pożarniczej, uczelnia dwuwydziałowa, mundurowo-cywilna. Czy w niej też planowane są zmiany?

Moim zdaniem uczelnia prowadzi stanowczo za mało studiów podyplomowych i kursów wpisujących się w proces doskonalenia zawodowego. Ostatnio pojawił się pomysł, by stworzyć tam wydział ratownictwa medycznego. Takich wydziałów mamy sporo na różnych uczelniach, a nie mając swojej kadry, sprowadzilibyśmy tę działalność de facto do wynajmowania powierzchni. Na stanowiskach wyższego szczebla potrzebujemy co najmniej inżyniera pożarnictwa, a docelowo magistra inżyniera pożarnictwa. Zbyt wielu aspirantów kończy kierunki nieprzydatne z perspektywy służby, często na uczelniach komercyjnych, gdzie łatwiej uzyskać dyplom. Następnie zdobywają stopień oficerski i mogą zajmować wysokie stanowiska. Tak być nie powinno. Te stanowiska powinny być zajmowane przez osoby doskonale wykształcone na naszej uczelni, zarówno w systemie dziennym, jak i zaocznym. Po to ją mamy. Będę kładł na to duży nacisk. Nie może być tak, że absolwent Szkoły Głównej Służby Pożarniczej pracuje kilka, kilkanaście lat na niskim stanowisku, a dowódcą jednostki lub komendantem powiatowym zostaje człowiek bez odpowiedniego wykształcenia, biorąc pod uwagę pragmatykę służby. Zgadzam się całkowicie, że mamy w służbie uzdolnione osoby po studiach cywilnych, mające duże doświadczenie, świetnie radzące sobie z wyzwaniami dzisiejszych czasów. Nie mam nic przeciwko, żeby zajmowały wysokie stanowiska. Są to jednak przypadki jednostkowe. Generalnie potrzeba nam strażaków ze specjalistyczną wiedzą, którą powinni zdobyć w SGSP. Problem w tym, że absolwenci szkół aspirantów niechętnie wybierają studia inżynierskie w SGSP, bo są one bardzo wymagające w porównaniu do studiów cywilnych.

Podkreślił pan rolę SGSP w organizowaniu studiów podyplomowych. Jaką lukę miałyby wypełnić?

Stadia podyplomowe powinny być organizowane w wielu dziedzinach: taktyki i dowodzenia, rozpoznawania zagrożeń czy logistyki. Oficer kończy studia, idzie do jednostki ratowniczo-gaśniczej i nie ma możliwości, by się dokształcić w swojej dziedzinie, choć chce. Kończy więc studia podyplomowe z innych dziedzin, np. z zarządzania, finansów. Dobrze, że się uczy, ale przydatniejsza w służbie jest wiedza branżowa. Świat się zmienia, inne są dziś technologie, budynki, środki transportu. Trzeba się ciągle doszkalać. Zmienia się wyposażenie strażaka. Bez właściwej wiedzy o nowościach technicznych, nie ma mowy o wybraniu optymalnego sprzętu. Rośnie więc także znaczenie logistyki. Strażacy nie mają gdzie zdobywać nowej specjalistycznej wiedzy, są w dużej mierze zdani na siebie. Tę lukę powinna zapełnić właśnie Szkoła Główna Służby Pożarniczej.

To będzie oferta dla oficerów. Pozostaje średni szczebel edukacji.

Szkoły aspirantów prowadzą szkolenia dla pracowników banków i innych instytucji, a nie doskonalą zawodowo aspirantów i podoficerów. Kupujemy nowy sprzęt, w tym ten do szkoleń, na przykład trenażery. Szkoły mają więc ogromne możliwości. Chcę, by zaczęły je wykorzystywać do doskonalenia kadry średniego poziomu z różnych dziedzin, np. taktyki, logistyki. Dochodzą do mnie też sygnały od podoficerów, że mają ograniczone możliwości szkoleń, a chętnie zapoznaliby się np. z problematyką pożarów wewnętrznych, bo wiele zagadnień zatarło się im już po latach. Przykładem ilustrującym sytuację jest niedawny pożar mieszkania na ostatniej kondygnacji w budynku wielorodzinnym w podwarszawskiej miejscowości. Przyjechały do niego 54 zastępy. Kiedy jeździłem do pożarów wiele lat temu, radziliśmy sobie w takich przypadkach dwoma samochodami: GBA 2,5/16, GCBA 6/32. Jak nam się trafiła drabina, to było wszystko. Widać więc, że brakuje doskonalenia zawodowego. Będę kładł na nie olbrzymi nacisk.

Doskonalenie zawodowe powinno odbywać się w jednostkach ratowniczo-gaśniczych.

Strażak przychodzi na służbę na 24 godziny. Zdaję sobie sprawę, że JRG mają niewielką obsadę kadrową. W komendach kategorii piątej w JRG służbę pełni na ogół siedmiu strażaków. Będę dążył do zwiększenia obsad w jednostkach, nie da się jednak zmienić tego z dnia na dzień. Stan niskich obsad jest wykorzystywany - dominuje myślenie, że skoro jest tak mało strażaków, to nie mamy jak ćwiczyć. To niedopuszczalne. Przed wielu laty szef zmiany wiedział, który strażak ma jakieś braki. I kazał mu trenować to, w czym miał niedostatki. Nie wszyscy ćwiczyli to samo. 20 lat temu mieliśmy inny sprzęt, prostszy. Były opracowane regulaminy rozwinięć samochodów ratowniczo-gaśniczych. Na ich bazie organizowano nawet zawody na różnych poziomach - włącznie z krajowymi. Był to element współzawodnictwa, ale i doskonalenia zawodowego. Od tego czasu samochody pożarnicze zmieniły się diametralnie. Ostatnio został opracowany nowy regulamin rozwinięć pod kierunkiem Szkoły Aspirantów PSP w Poznaniu. Uwzględnia on zestaw ćwiczeń doskonalących z zakresu działań gaśniczych dla zastępu, sekcji, plutonu. W tej chwili jest testowany na obozie kandydackim przez podchorążych SGSP, a w szkołach aspirantów - na obozach unitarnych. Po naniesieniu uwag zostanie podpisany i jak sądzę - wdrożony z końcem października. Będziemy mogli też spróbować powrócić do współzawodnictwa pomiędzy jednostkami ratowniczo-gaśniczymi na podstawie regulaminów rozwinięć. Żeby wziąć udział w takich zawodach, trzeba ćwiczyć, a to element doskonalenia zawodowego. Obecnie wykorzystujemy zaledwie 40 proc. możliwości parametrów techniczno-taktycznych samochodów pożarniczych, co wynika z ich nieznajomości. Strażacy chcą ćwiczyć, problem w tym, że się tego od nich nie wymaga. Nie twierdzę, że wszędzie, ale z pewnością w większości jednostek. Pewnie ktoś się uśmiechnie, czytając te słowa i zapyta, jak ma realizować szkolenia przy tych stanach osobowych. Jednostka jednostce nierówna. W dużych miastach, jak w Warszawie, niektóre jednostki wyjeżdżają do akcji ponad 2 tys. razy rocznie, a są i takie z co najwyżej 300 wyjazdami w roku. To ogromna różnica. W dużych miastach prowadzenie ćwiczeń może być trochę utrudnione, ale jest możliwe i odbywa się systematycznie.

Dodam jeszcze, że w ślad za regulaminami rozwinięć samochodów powstają wytyczne dotyczące standaryzacji wyposażenia pojazdów pożarniczych - ratowniczo-gaśniczych i specjalnych Określają one, jaki sprzęt w jakim samochodzie powinien się znaleźć. Zapewni to jednolitość na terenie całego kraju.

Szkolenie to też ludzie, instruktorzy. Dobrze, żeby mieli doświadczenie. Praca w ośrodku szkolenia powinna być niejako zwieńczeniem ich ścieżki zawodowej. Czy jeśli chodzi o kadry, też potrzebne są zmiany?

Obecny stan nie jest zadowalający. Kadra powinna być doświadczona, a praca szkoleniowca stanowić formę nobilitacji, docenienia wiedzy i doświadczenia. Tak jest w większości krajów europejskich. Niestety, mamy taką siatkę płac, jaką mamy. Nasi funkcjonariusze nie chcą przychodzić do ośrodków szkolenia. Po pierwsze dlatego, że praca tam jest wymagająca, a po drugie - ze względów ekonomicznych. Większość szkół znajduje się w dużych miastach. Tam koszty utrzymania są znacznie wyższe niż w innych miejscowościach. Zatem zbliżona pensja strażaka w jednostce ratowniczo-gaśniczej i szkole ma inną realną wartość. Niestety, do tej pory nie wypracowaliśmy mechanizmu, który motywowałby ludzi z dużym doświadczeniem do przechodzenia do pracy w szkołach. Analogiczną sytuację mamy w stanowiskach kierowania. Kiedyś dyżurnym była osoba z wieloletnim doświadczeniem. Potrafiła pomóc przy akcji, nierzadko znała dane obiekty. Dzisiaj w stanowiskach kierowania pracują ludzie z kilkuletnim doświadczeniem, zbyt małym. Chciałbym, żeby tu też nastąpiły zmiany.

Warto i w innych obszarach służby sięgać po doświadczonych funkcjonariuszy. Strażacy po długiej i ciężkiej fizycznie pracy w podziale bojowym mogą po przeszkoleniu zostać przeniesieni do służby w logistyce, księgowości, na stanowisku kierowania. To korzystne rozwiązanie. Zdarzają się długotrwałe akcje, jak np. powódź, wymagające zaangażowania wielu strażaków. Taki funkcjonariusz z powodzeniem mógłby np. dowodzić odcinkiem bojowym. Osoba cywilna, choć to mniejszy koszt przy zatrudnieniu, nie mogłaby wykonywać takich zadań. Chcę, by nasi strażacy mieli też możliwość realizowania się pod koniec swojej ścieżki zawodowej w taki sposób, by mogli przekazywać swoją wiedzę młodszemu pokoleniu, a nie musieli odchodzić.

Sprawny system doskonalenia zawodowego potrzebuje odpowiedniej bazy - miejsca, gdzie można doskonalić warsztat ratowniczy. Czy przewiduje pan nowe inwestycje w tym zakresie?

Wracamy do projektu trenażerów, który został przerwany, ponieważ poprzednia firma, realizująca projekt ich budowy, niestety nie wywiązała się ze zobowiązań. Docelowo w każdym województwie powinien się znaleźć jeden trenażer - taki, jaki mamy m.in. w województwie małopolskim. To nie jest zwykły kontener. To wręcz dom, składający się z kilkunastu połączonych ze sobą kontenerów, w którym można oddać warunki pożaru. Strażak trenuje więc w warunkach najbardziej zbliżonych do rzeczywistych. Będę chciał doprowadzić do tego, aby każda komenda wojewódzka oraz szkoła pożarnicza dysponowały takim trenażerem.

Dodatkowo z pewnością trzeba rozważyć sytuację województwa śląskiego - dużej aglomeracji, która nie ma własnego ośrodka szkolenia. Wprawdzie na jego terenie znajduje się Centralna Szkoła PSP, ale jest ona przeznaczona do szkolenia na innym poziomie. Chciałbym, aby powstał tam ośrodek z prawdziwego zdarzenia. To kwestia nie tylko finansów, ale i doboru kadry, zdobycia odpowiedniego miejsca, które nie przeszkadzałaby mieszkańcom. Duże wyzwanie.

To zapowiedzi poważnych zmian i jednocześnie wielkie wyzwanie. Z pewnością nie jedyne, które wiąże się z objęciem stanowiska komendanta głównego PSP. Nie obawia się Pan ich?

Nie obawiam się niczego. Przyszedłem do służby i staram się zrealizować swoje zadania jak najlepiej. Chciałbym, żeby nasza formacja się rozwijała, żeby strażakom dobrze się wiodło. Żeby zarabiali godnie, bo obecne pensje nie są wystarczające. Dzisiaj służba w PSP stała się w wielu przypadkach drugą pracą, zaczynamy mieć problemy kadrowe, ale to już inne zagadnienie. Dlatego też trzeba zacząć rzetelnie wykonywać obowiązki służbowe na każdym stanowisku, bez względu na wiek oraz stopień. Jeśli ktoś o tym zapomniał, to niestety dla takich postaw nie ma miejsca w szeregach PSP. 

Opracowanie: mł. bryg. Anna Łańduch - „Przegląd Pożarniczy”

W jednym z następnych numerów PP ukaże się rozmowa z komendantem głównym PSP na temat planowanych zmian w systemie dodatków służbowych i dodatków motywacyjnych.

wrzesień 2016

Anna Łańduch Anna Łańduch

Redaktor Naczelny „Przeglądu Pożarniczego”

do góry