• Tłumacz języka migowego
W ogniu pytań

We wspólnym interesie

27 Czerwca 2016

O ochronie zabytków wymagających skoordynowanych działań władz rządowych i samorządowych, w tym wyspecjalizowanych służb, m.in. Państwowej Straży Pożarnej, w rozmowie z dolnośląskim wojewódzkim konserwatorem zabytków - Barbarą Nowak-Obelindą.

Barbara Nowak-Obelinda

Czy Dolny Śląsk to region zasobny w zabytki?

W rejestrze wojewódzkiego konserwatora zabytków widnieje ponad 7500 obiektów. Na Dolnym Śląsku mamy na przykład jedną czwartą wszystkich pałaców, jakie są w kraju. Około 1500 obiektów zabytkowych, z racji swojej wartości historycznej, wymaga od ich właścicieli bądź zarządców sporządzenia organizacyjnych planów ochrony. Szczególnie cenne są obiekty z Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO, jak Kościoły Pokoju w Jaworze i Świdnicy, Hala Stulecia we Wrocławiu oraz pomniki historii, do których należą: młyn papierniczy w Dusznikach-Zdroju, jedenaście pałaców i parków krajobrazowych Kotliny Jeleniogórskiej, zespół dawnego opactwa Cystersów w Krzeszowie, Twierdza Srebrnogórska, pobenedyktyński zespół klasztorny na Legnickim Polu, kościół pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Strzegomiu, zespół dawnego opactwa cysterek w Trzebnicy, czy też zespół historycznego centrum Wrocławia.

Jako dolnośląski wojewódzki konserwator zabytków kieruje pani Wojewódzkim Urzędem Ochrony Zabytków. Do jego kompetencji należy m.in organizowanie i koordynacja działań związanych z zabezpieczeniem przeciwwłamaniowym i przeciwpożarowym zabytków. Jak ten zapis przekłada się na ich praktyczną ochronę?

Zgodnie z ustawą o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami z 23 lipca 2003 r., realizacja zadań związanych z ochroną zabytków pozostaje głównie w gestii administracji rządowej szczebla centralnego i wojewódzkiego. Na poziomie kraju zadanie to wypełnia generalny konserwator zabytków, a na szczeblu wojewódzkim - wojewoda. Ma on do dyspozycji wojewódzkiego konserwatora zabytków i podległy mu Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków. Praktyczna realizacja tych zadań to efekt skoordynowanego współdziałania z samorządami województwa, zespołami reagowania kryzysowego oraz wyspecjalizowanymi służbami, m.in. Państwową Strażą Pożarną. Tak to wygląda dzisiaj, jak będzie w przyszłości - jeszcze nie do końca wiadomo, ponieważ czeka nas reorganizacja. Sądzę jednak, że niezależnie od zmian straż pożarna nadal będzie miała znaczący udział w ochronie zabytków. Warto przypomnieć, że na mocy porozumienia generalnego konserwatora zabytków i komendanta głównego PSP z 1993 r. sporządzona została lista obiektów zabytkowych o szczególnym znaczeniu. Postanowiono zamontować w nich instalacje sygnalizacyjno-alarmowe, samoczynnie powiadamiające straż pożarną o zagrożeniu pożarowym. Lista ta zawierała 2100 obiektów w całym kraju.

Czy w katalogu zagrożeń dla dolnośląskich zabytków pożary zajmują czołowe miejsce?

Można wymienić co najmniej kilka zagrożeń dla dziedzictwa kulturowego naszego regionu. Pożary zajmowały i zajmują wśród nich poczesne miejsce. Krótko po wojnie niszczono poprzez podpalenia dolnośląskie rezydencje. Taki los spotkał m.in. pałac w Kamieńcu Ząbkowickim, podpalony przez wojska sowieckie, czy wyposażenie rezydencji pałacu Schaffgotschów w Cieplicach - meble i obrazy służyły jako opał. Pożar pijalni wód mineralnych w Szczawnie-Zdroju w latach 90. minionego wieku spowodowała młodzież paląca ognisko na strychu. Sanatorium Grunwald w Sokołowsku kilkakrotnie podpalał lokalny piroman i w ten sposób dopełnił zniszczenia przez lata nieużytkowanego i zaniedbanego obiektu. Podobne przypadki dotknęły wiele innych zabytkowych obiektów, w tym rezydencje czy budynki folwarczne i przemysłowe. Szczęśliwie jakiś czas temu uniknął tego Kościół Pokoju w Świdnicy. Z braku uwagi i rozsądku ekip remontujących, ale i samych właścicieli, płonęły niedawno partie gruntownie wyremontowanych i zabezpieczonych przeciwpożarowo ważnych dolnośląskich zabytków - pałacu w Kliczkowie i zamku Książ w Wałbrzychu, w którym ogień strawił 500 m2 dachu, a straty wyceniono na milion złotych.

Jak oceniłaby pani obecny stan zabezpieczenia zabytków przed pożarem?

Systematycznie się poprawia, szczególnie w ostatnich dziesięciu latach. Przeciwdziałanie pożarom i włamaniom poprzez zabezpieczenie struktury budowlanej i montaż instalacji alarmowych było priorytetem dysponentów środków publicznych przeznaczonych na zabytki - Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz województwa dolnośląskiego. Środki na zabezpieczenie przeciwpożarowe pozyskiwał Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zabytków. Najpierw udało się wyposażyć w systemy wczesnej detekcji dymu większość obiektów drewnianych, w tym Kościoły Pokoju w Świdnicy i Jaworze. Inwestycje w tych obiektach zrealizowano m.in. ze środków wyasygnowanych przez rząd niemiecki. Zabezpieczono także wiele obiektów muzealnych, niektóre pomniki historii, na przykład bazylikę mniejszą pw. św. Piotra i Pawła w Strzegomiu i obiekty o takiej randze, jak kościół i klasztor cysterski w Henrykowie.

Do poprawy sytuacji przyczyniły się również środki unijne. Dzięki nim możliwa była rewaloryzacja zabytków, a także wyposażenie ich w zabezpieczenia i systemy przeciwpożarowe. Takie prace wykonano w kościołach i budynkach dawnego klasztoru cystersów w Krzeszowie czy w ramach adaptacji trzeciego piętra zamku Książ w Wałbrzychu. W wielu obiektach zaadaptowano nieużytkowaną przestrzeń do funkcji publicznych. Przykładem kompleks Hali Stulecia, w tym Muzeum Narodowe w Pawilonie Czterech Kopuł, czy zespół dawnej kopalni „Julia” w Wałbrzychu, w którym dziesięć budynków ze strefą podziemi zaaranżowano na centrum wielokulturowe.

Jak wiele obiektów zabytkowych zostało przystosowanych do nowych potrzeb?

W 99 pałacach w naszym województwie i w 102 obiektach im towarzyszących urządzono hotele, szkoły, biblioteki, muzea. Znaczną część remontów pałaców zrealizowali prywatni właściciele, z własnych środków. Zgodnie z prawem musieli spełnić wymogi przepisów ochrony przeciwpożarowej. Warto przypomnieć, że to właściciele realizują zadania związane z zabezpieczeniem przeciwpożarowym i oni też ponoszą koszty jego konserwacji oraz utrzymania.  

Wspomniała pani o szczególnej roli Państwowej Straży Pożarnej w ochronie zabytków.. Na czym konkretnie polega współpraca z tą formacją?

Nasza współpraca ma szeroki zakres. Wiele dolnośląskich zabytków została wyposażona w systemy samoczynnego alarmowania i powiadamiania straży pożarnej. Szczególnie ważne są sukcesywnie prowadzone ćwiczenia w obiektach zabytkowych, dzięki nim jesteśmy dobrze przygotowani do prowadzenia ewentualnych akcji ratowniczo-gaśniczych. Niedawno przeprowadzone zostały na przykład w obiekcie o wyjątkowej w skali europejskiej wartości historycznej i artystycznej - dawnym klasztorze cysterskim w Lubiążu. To bardzo duży kompleks, ma 600 okien i około 2,5 ha dachu. Można więc sobie wyobrazić, jak ogromny powstałby w nim pożar. 

Ćwiczenia, podczas których zainscenizowano pożar i ewakuację wielu osób, także z użyciem śmigłowca, przeprowadzono ponadto w świdnickiej katedrze i w tamtejszym Kościele Pokoju, w zamku Czocha, a ostatnio również w XIX-wiecznym zespole pałacowym w Dobroszycach w powiecie oleśnickim. Wszystkie te przedsięwzięcia z jednej strony pokazują, jakie jest nasze przygotowanie do ewentualnej obrony zabytków przed pożarami, a z drugiej -  trudności, z którymi musimy się zmierzyć.

Co można do nich zaliczyć?

Przede wszystkim problemy z zaopatrzeniem w wodę. Wśród wniosków strażaków była więc konieczność przygotowania do budowy linii zasilających na duże odległości i stosowanie pomp dużej wydajności. Postulowano instalację wewnętrznych hydrantów, a także modernizację istniejących. Wiele wniosków wiązało się ze specyfiką zabytkowych obiektów. Podczas pożaru zamku Kliczków w grudniu 2014 r. okazało się, że historyczne bramy wjazdowe są zbyt wąskie dla nowoczesnych samochodów pożarniczych. Zamek Czocha ma wieżę wykorzystywaną jako część hotelowa, prowadzą na nią kręte i wąskie drewniane schody. Ewakuacja ludzi w razie pożaru jest wręcz niemożliwa, stąd tak duże znaczenie instalacji systemu wczesnego alarmowania. Bardzo trudno jest także pociągnąć tamtędy węże, by podać wodę. W dodatku, ze względu na konstrukcję obiektu, nie można tam podjechać podnośnikiem czy drabiną mechaniczną. W rozwiązywaniu tych i wielu innych problemów współpracujemy ze strażakami.

Czy pożary tych zabytków nie są jednak dowodem słabości systemu ochrony przeciwpożarowej?

Przy okazji rozmaitych konferencji, seminariów czy innych spotkań dyskutuję ze strażakami o skuteczności zabezpieczeń pożarowych. Prosty ogląd zdarzenia prowadzi do uproszczonych wniosków. Z pozoru wydawać się więc może, że czegoś nie dopatrzyliśmy, coś zaniedbaliśmy. Bliższa analiza pokazuje złożoność problemu. Wszystkie wymienione  pożary zaczęły się na poddaszu, miały jednak inne przyczyny. W Kliczkowie pożar powstał od komina, a więc na skutek wady konstrukcyjnej. W zamku Książ doszło do zaprószenia ognia podczas prac remontowych. Bywa, że przyczyną pożaru jest uderzenie pioruna. Tak właśnie było w 2002 r. w Wojanowie, gdzie po zakończeniu remontu na krótko odłączono instalację odgromową. Pech chciał, że przyszła burza i w pałac uderzył piorun, powodując pożar pieczołowicie odrestaurowanego dachu i piętra. Ale warto zwrócić uwagę na inny aspekt tych zdarzeń - gdyby nie wcześniejsze działania wzmacniające system zabezpieczeń przed pożarami, to straty byłyby nieporównanie większe. I tu tkwi istota sprawy.

To znaczy?

Weźmy pożar zamku Książ. W porozumieniu z wałbrzyskimi strażakami zainstalowany został w nim najbardziej efektywny system sygnalizacji pożarowej, złożony z trzech elementów: urządzeń sygnalizacyjno-alarmowych, urządzeń odbiorczych alarmów i urządzeń odbiorczych sygnałów uszkodzeniowych. W całym obiekcie, także na strychu, jest instalacja hydrantów wewnętrznych o zwiększonych parametrach, z własnym zbiornikiem wody. Hydranty usytuowane są także w tylnej części zamku, do której nie ma dojazdu. Na poddaszu zamontowano czujki dymu. Drewniana konstrukcja dachu została zaimpregnowana środkiem ognioodpornym. Podczas wielu ćwiczeń strażacy wytypowali najdogodniejsze drogi ewakuacyjne. Są one automatycznie oświetlane, co jest ważne szczególnie po zmierzchu. Przećwiczono rozmaite scenariusze pożarowe. W obiekcie znajduje się przeciwpożarowy zbiornik wodny. Kiedy doszło do wzniecenia pożaru, cały ten system natychmiast zadziałał. 37 zastępów błyskawicznie dotarło na miejsce i podjęło akcję ratowniczo-gaśniczą. Spłonęła wprawdzie część dachu, ale nie ucierpiała najcenniejsza część zabytkowa obiektu, w tym reprezentacyjna Sala Maksymiliana, a zwłaszcza usytuowane tuż pod dachem pieczołowicie odrestaurowane sale, z nowymi pięknymi parkietami, sztukaterią itp. Remont tych pomieszczeń pochłonął ogromne środki. Gdyby nie precyzyjna i błyskawicznie przeprowadzona akcja strażaków, straty byłyby ogromne.

Czyli chociaż pożar, to jednak sukces?

Akcję strażaków w Książu uznano w mediach za wzorcową. Przecież wrażliwe na działanie wody sztukateria i parkiety, zlokalizowane na kondygnacji poniżej, nie ucierpiały zupełnie. To wzbudziło podziw dla efektywności dzisiejszych technik gaszenia.

Patrząc na problem z perspektywy historycznych już zdarzeń, łatwo zauważyć ogromny postęp i wzrost skuteczności w działaniach ratowniczo-gaśniczych. Na przykład wrocławska bazylika św. Elżbiety płonęła kilkakrotnie, ostatni raz 40 lat temu. Z ogniem walczyło wtedy 200 strażaków. Z narażeniem życia wynosili ołtarz, organy, figury i inne zabytkowe przedmioty. Mimo to straty w zabytkach ruchomych były ogromne. Gdyby wówczas instalowano systemy alarmowania i hydranty wewnętrzne, to pewnie byłyby one znacznie mniejsze. Skoro w zamku Książ nie było strat w części zabytkowej pałacu, to czyż nie jest to szczęście w nieszczęściu albo raczej, jak pan mówi, sukces? A dodam, że dzięki naszym wspólnym wysiłkom podobne systemy zabezpieczeń pożarowych, jak w Książu, zamontowano w 59 dolnośląskich obiektach, w tym w Kościołach Pokoju w Jaworze i Świdnicy. Wcześniej były tam tylko czujki dymu. Kiedy w połowie kwietnia w świdnickim Kościele Pokoju prowadzono prace konserwatorskie, czujniki zareagowały nawet na wzniecony kurz. Zaalarmowana automatycznym połączeniem straż pożarna już po trzech minutach była na miejscu.

Czy zatem w skali województwa dolnośląskiego możemy mówić o pełnej ochronie zabytków?

Potrzeby są nadal duże, nasz region jest bowiem najbogatszy w zabytki. W wielu obiektach znajdują się wyjątkowej wartości dzieła sztuki i rzemiosła artystycznego. Mamy ponad 35 tys. zabytków ruchomych wpisanych do rejestru zabytków. Oczywiście w pierwszej kolejności chronimy to, co najcenniejsze, a więc obiekty wpisane na listę UNESCO, pomniki historii, obiekty drewniane oraz wyposażone w wyjątkowe dzieła sztuki. Nasze współdziałanie z dolnośląską strażą pożarną obejmuje wszystkie możliwe zagrożenia pożarowe, także w innych obiektach. Pamiętajmy jednak, że obowiązek ochrony danego obiektu spoczywa przede wszystkim na jego właścicielu lub zarządcy. Na szczeblu gminy i powiatu powstają co cztery lata plany ochrony zabytków na danym terenie. Jest też plan wojewódzki, obejmujący wszystkie zabytki na obszarze Dolnego Śląska. Mowa w nim także o współdziałaniu wojewódzkiego konserwatora zabytków ze służbami, w tym ze strażą pożarną.

Kilka lat temu działały wojewódzkie i powiatowe grupy robocze ds. ochrony obiektów zabytkowych. W ich skład wchodził także przedstawiciel straży pożarnej. Czy pani zdaniem warto powrócić do tego rozwiązania?

W tamtym czasie, jako kierownik wałbrzyskiej Delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków, uczestniczyłam w pracach tej grupy. Bardzo sobie ceniłam tę formę opieki nad zabytkami. Jest ona szczególnie ważna dla właścicieli i zarządców obiektów zabytkowych. W składzie takiej grupy byli specjaliści z różnych dziedzin, mogliśmy na miejscu dokonać inspekcji, podpowiedzieć właścicielowi, co i jak powinien zrobić, aby jego obiekt był lepiej chroniony. Dotyczyło to bardzo często zastosowania takich rozwiązań, które z jednej strony pozwalały zachować charakter zabytkowy obiektu, a z drugiej zabezpieczyć go pod względem ochrony przeciwpożarowej. Obecnie funkcjonują grupy na poziomie powiatowym, lecz niestety nie wszędzie. W niektórych powiatach nigdy nie podjęto żadnych działań. Powodów jest pewnie wiele, szczególnie niekorzystnie działają zmiany personalne. Promujemy tę formę współpracy w ramach spotkań z Konwentem Starostów. Przerwę w działaniach ma natomiast tzw. grupa wojewódzka.

To może warto wrócić do tej formy działania?

Na pewno. Jeszcze w tym roku reaktywujemy działalność grupy wojewódzkiej, spróbujemy także animować działania grup powiatowych. Trudno powiedzieć, czy się uda. Część starostów odnosi się do moich projektów bez entuzjazmu, a ponieważ jest to działanie profilaktyczne, nieregulowane przepisami, więc…

Może zmieni się to po reorganizacji, o której pani wspomniała.

Mam taką nadzieję. Na razie są to wciąż luźne projekty. Ale jedno jest pewne: uczynię co w mojej mocy i kompetencjach, aby nadzór nad dolnośląskimi obiektami zabytkowymi był coraz pełniejszy i skuteczniejszy. No i powtórzę, że moim wielkim sojusznikiem w tej pracy byli i pozostają strażacy.

rozmawiał Lech Lewandowski

Notka o rozmówcy

mgr Barbara Nowak-Obelinda , Dolnosląśki jest od 2013 r. Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków we Wrocławiu. Absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Od 1976 r. zatrudniona w instytucjach związanych z ochroną zabytków na Mazowszu, a od 1980 r. także na Dolnym Śląsku. Kierownik biur badań i dokumentacji zabytków w Skierniewicach i Wałbrzychu. Od 1990 r. pracownik państwowych urzędów ochrony zabytków, a w latach 1999-2012 kierownik wojewódzkiego urzędu ochrony zabytków we Wrocławiu. Autorka opracowań ewidencyjnych zabytków oraz licznych artykułów dotyczących problematyki ochrony zabytków.

maj 2016

do góry