• Tłumacz języka migowego
W ogniu pytań Anna Łańduch

Mamy potencjał

16 Listopada 2016

Straż pożarna moich marzeń to taka, w której strażacy zarabiają godnie i nie muszą prosić o zgodę na dodatkowe zarobkowanie, bo nie mogą utrzymać rodziny ze swojej pensji - mówi komendant główny PSP nadbryg. Leszek Suski. W trzeciej odsłonie rozmowy z komendantem także o planach zmian w ustawodawstwie, finansowaniu PSP i współpracy z OSP.

Leszek Suski

Pieniądze z dodatkowego zarobkowania stanowią dla wielu strażaków istotny procent domowego budżetu. Czy w przyszłym roku dostaną na nie zgodę i na jakich zasadach?

Jak wiemy, zgodę taką wydają przełożeni odpowiedni do poziomu organizacyjnego PSP - komendanci powiatowi, komendanci wojewódzcy, komendant główny. Jak to wygląda w praktyce? Rozpatrzmy choćby przykład lotniskowych straży pożarnych. W wielu z nich pracują strażacy PSP. Pozwala na to system zmianowy. Strażak, mając w jednostce ratowniczo-gaśniczej zaledwie siedem służb w miesiącu, może ustalić grafik tak, żeby pogodzić służbę i w PSP, i w lotniskowej straży pożarnej. Bywa, że płynnie przechodzi ze służby na służbę. Czy jest wtedy wypoczęty, gotowy do wyjazdu do zdarzenia? Moim zdaniem nie, a taka sytuacja obniża standardy pracy, wpływa na bezpieczeństwo nie tylko samego strażaka, lecz także kolegi, z którym idzie do akcji. A co by było, gdyby zaistniała konieczność wprowadzenia stanu podwyższonej gotowości z powodu wystąpienia klęski żywiołowej? Jeśli zatrzymamy strażaków na służbie, okaże się, że nie przyjdą do pracy w innym miejscu - do zakładowej straży pożarnej, podmiotów Państwowego Ratownictwa Medycznego, gdzie równie często mają dodatkowe zatrudnienie, np. jako kierowcy, ratownicy medyczni. Nie jestem przeciwnikiem dodatkowego zarobkowania strażaków, jednak tę kwestię należy unormować, mając na względzie dobro służby. Fakt, że ktoś jest kierowcą ciężarówki w innym miejscu, zwiększa jego kompetencje jako kierowcy samochodu strażackiego, ale dodatkowa zmianowa praca strażaka nie jest korzystna z perspektywy PSP. Trzeba wtedy restrykcyjnie pilnować odpowiednich okresów wypoczynku między jedną a drugą pracą. I to powinien rozpatrywać komendant, udzielając strażakowi zgody na dodatkowe zarobkowanie.

Ale przecież dodatkowe zarobkowanie nie sprowadza się tylko do pracy w zakładowych strażach pożarnych, nie dotyczy tylko strażaków z JRG.

Jeśli popatrzymy na kadrę kierowniczą, jest jeszcze gorzej. Na przykład w woj. lubelskim 45% komendantów powiatowych ma zgodę na dodatkowe zarobkowanie, w woj. kujawsko-pomorskim - 36%, w świętokrzyskim - prawie 31%. Kiedy ci komendanci mają czas na wykonywanie zadań służbowych związanych ze swoim stanowiskiem? Jeśli chodzi o dowódców JRG, sytuacja jest bardzo podobna - w woj. kujawsko-pomorskim ponad 61% dowódców otrzymało zgodę na dodatkową pracę, w woj. łódzkim - 55%, śląskim - 54%, mazowieckim - 44%. Ich dodatkowe zajęcia w większości przypadków wymagają zaangażowania w ciągu dnia, w normalnych godzinach pracy. Nie wykonują przecież zadań w nocy, nie pracują jako ochroniarze. Zatem gdzieś nie realizują ich właściwie - albo w PSP, albo w tym drugim miejscu. Nie wnikam w szczegóły jakości pracy w dodatkowych miejscach, ale mam zastrzeżenia co do jakości pracy w PSP. Szwankuje doskonalenie zawodowe, prewencja społeczna. Dlaczego strażacy nie propagują bezpieczeństwa pożarowego w szkołach, w ośrodkach dla starszych osób, spółdzielniach mieszkaniowych? Mamy czas wzmożonego zagrożenia tlenkiem węgla, informowania o zagrożeniach nie możemy pozostawiać tylko mediom, powinniśmy stworzyć rozwiązanie systemowe problemu. Niestety tego nie robimy.

Dodatkowe zlecenia nie muszą kolidować z zadaniami służbowymi w PSP, a od egzekwowania właściwej pracy są przełożeni.

W rzeczywistości trudno rozgraniczyć dodatkową pracę w charakterze zlecenia od dodatkowej pracy etatowej. Jeśli polega ona na dbaniu o sprawy przeciwpożarowe, to pewne zadania siłą rzeczy należy wykonać w godzinach funkcjonowania komendy, np. pojechać na miejsce, coś sprawdzić, napisać pismo. A rozmawiamy o kadrze kierowniczej PSP. Wielu dowódców JRG nie chce awansować na stanowisko komendanta powiatowego czy miejskiego. Dlaczego? Bo mając dodatkowe prace i wykonując je w dużej mierze w czasie służby w PSP, zarabiają więcej niż komendant, a nie ponoszą tej odpowiedzialności. Na takie zasady się nie godzę. Jak dowódca może wymagać od swojego podwładnego rzetelnej pracy, jeśli sam jest w jednostce przez dwie godziny? Komendanci nie mogą na to przystawać.

Wyjściem będzie całkowity zakaz dodatkowego zarobkowania, czy stworzenie czegoś na kształt katalogu prac dozwolonych?

Nie jesteśmy w stanie stworzyć katalogu prac, które wykluczyłby te kolidujące z zadaniami w naszej służbie. Przełożeni muszą włączyć myślenie, udzielając zgody na dodatkowe zarobkowanie. Komendant wojewódzki powinien wiedzieć, na jaką dodatkową pracę komendanta miejskiego lub powiatowego może przystać i rozważyć, czy jego podwładny jest w stanie realizować zadania, na które dostałby zgodę, w taki sposób, by nie kolidowały ze służbą. Tak samo komendant powiatowy w stosunku do podległych dowódców JRG i innych strażaków. Ponadto wątpliwe wydaje mi się udzielanie zgody na pracę w rejonie operacyjnym danej jednostki czy komendy. Zahaczamy tu o zjawisko pewnych nacisków - który właściciel dużego przedsiębiorstwa odmówi zatrudnienia komendanta powiatowego czy miejskiego?

Twierdzi pan, że energię, którą strażacy inwestują w dodatkowe zarobkowanie, można by spożytkować na rozwój prewencji społecznej. W kraju mamy niewielu ponad 600 prewentystów, trudno dokładać im dodatkowych zadań, skoro ledwo wykonują podstawowe. Czy planuje pan, wzorem Komendy Głównej PSP, wzmocnić w terenie etatowo pion prewencji, czy też jak w innych krajach europejskich w działania prewencyjne zaangażować strażaków z podziału bojowego?

Trudno z obecnym stanem osobowym w jednostkach mówić o angażowaniu strażaków w dodatkowe czynności prewencyjne. Jeśli zaś chodzi o służbę prewencji, to rozpatrujemy obecnie pewien projekt. Są powiaty, w których nie ma dużych zagrożeń, np. o charakterze rolniczym, bez arterii komunikacyjnych, przemysłu. I powiaty duże, przemysłowe, w których prewentyści są znacznie bardziej obciążeni pracą. Zastanawiamy się, czy w niektórych miejscach prewentysta nie mógłby realizować zadań w trzech powiatach. Dzięki temu pozostałych prewentystów moglibyśmy skierować do miejsc, gdzie jest ich rzeczywiście zbyt mało. Co do kwestii bardzo ważnej prewencji społecznej: nic nie stoi na przeszkodzie, by zajmowali się nią funkcjonariusze zatrudnieni w systemie ośmiogodzinnym w komendach powiatowych i miejskich. Na przełomie 2016 i 2017 r. chcemy przeprowadzić zakrojoną na szeroką skalę akcję prewencyjną. PSP co roku wydaje duże kalendarze plakatowe i kalendarze dwu- lub trójdzielne. Ich nakład będzie na tyle duży, że zostaną rozdysponowane również do szkół. Z tyłu kalendarzy zostaną wydrukowane konkursy dla dzieci młodszych i starszych, propagujące zasady bezpieczeństwa. Zadaniem strażaków będzie dostarczenie tych kalendarzy szkołom i zachęcenie dzieci do wzięcia udziału w konkursie. To symboliczny początek rozwiązania systemowego, koordynowanego przez PSP. Chcemy, żeby strażacy docierali tam, gdzie możemy edukować. Dzieci chłoną nowe wiadomości i uczą dorosłych, a czasami nawet ich ratują - bo wiedzą, jak zachować się w sytuacji zagrożenia. Skończmy z kupowaniem gadżetów typu portfele, długopisy, termosy czy kubki pod szyldem propagowania ochrony przeciwpożarowej To nie jest promowanie bezpieczeństwa.

Zapowiada pan też zmianę sposobu dzielenia pieniędzy z firm ubezpieczeniowych tak, żeby to PSP w całości decydowała, komu i na co przyznać te środki.

Zgodnie z ustawą o ochronie przeciwpożarowej zakłady ubezpieczeń są obowiązane przekazywać 10% sumy wpływów z tytułu obowiązkowego ubezpieczenia od ognia na określone cele ochrony przeciwpożarowej. Komendant główny PSP i Zarząd Główny Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP otrzymują po połowie tej kwoty. W ustawie zaproponowaliśmy zapis o ich innym rozdziale - w taki sposób, żeby komendant główny PSP otrzymywał całe 10%, z obowiązkiem podzielenia po równo na PSP i OSP. Będziemy mieli więc wgląd, na co środki te zostaną spożytkowane i przez kogo. Ponadto analiza wydatków z puli PSP pokazuje, że w ostatnich kilku latach PSP ze swoich 5% około 3% wydawała na OSP - na dofinansowanie zakupu samochodów, sprzętu, remontów. Od tego roku to się zmienia. Przekazujemy te środki w większości dla PSP.

Zmiana sposobu gospodarowania tymi środkami daje możliwość kształtowania polityki wsparcia OSP. Na co chciałby pan przekazywać ochotnikom te pieniądze?

Na wyposażenie, system alarmowania strażaków, szkolenie i doskonalenie zawodowe ochotników, a także na środki ochrony osobistej. Uważam za kuriozalną sytuację, gdy ochotnicze straże pożarne otrzymują dotacje z budżetu państwa na zakup nowych samochodów, a strażacy PSP przyjeżdżają do akcji pojazdami, które zgodnie z normatywem powinny być wycofane z podziału bojowego, ale nie są, bo nie ma środków na nowe. A przecież bezpieczeństwo naszego kraju spoczywa generalnie na jednostkach PSP. Nowe samochody powinny więc trafiać do jednostek PSP, a po kilku latach używania przez nas - do OSP. Nie generalizuję; mamy bogate gminy i jeśli je stać na nowy samochód dla swojej OSP - droga otwarta. Nie powinien w tym zakupie partycypować budżet państwa, a tak się dzisiaj dzieje - ochotnicy pozyskują środki z różnych źródeł budżetu państwa.

Chce pan także zmienić sposób rozdzielania pieniędzy w PSP. Jakie są konkretne zamierzenia i co mają usprawnić?

Jako komendant główny PSP odpowiadam za organizację ochrony przeciwpożarowej w kraju, a nie do końca mam wpływ na środki finansowe będące w gestii wojewodów wydawane na bezpieczeństwo. Uważam, że powinniśmy być finansowani podobnie jak Policja: minister spraw wewnętrznych przekazuje środki komendantowi głównemu, ten zaś komendantom wojewódzkim. Zatem poziom wojewódzki otrzymywałby pieniądze nie od wojewodów, lecz od komendanta głównego PSP. Takie rozwiązanie pozwoliłoby np. na elastyczne przesuwanie etatów z jednego województwa do drugiego, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Wprawdzie teraz też jest to możliwe, ale w bardzo skomplikowanej i długotrwałej procedurze. Podobne możliwości otworzyłyby się w przypadku finansowania zakupu sprzętu, inwestycji budowlanych. Umożliwiłoby to elastyczne i precyzyjne finansowanie ochrony przeciwpożarowej. Rozwiązanie to wymaga jednak zmian ustawowych. Trwają nad tym prace.

Toczą się też prace nad ustawą o krajowym systemie ratowniczym. Jak ma się ona do rozporządzenia o krajowym systemie ratowniczo-gaśniczym?

Projekt nie jest jeszcze ukończony, nie możemy więc mówić o konkretach. Krajowy system ratowniczy w dużej mierze zastąpiłby krajowy system ratowniczo-gaśniczy - bez jego likwidacji, ale nowelizując go, usprawniając jego funkcjonowanie. Na przykład dzisiaj łatwo włączyć jednostkę OSP do KSRG, ale już jej wyłączenie bywa problematyczne. A przecież mamy w KSRG jednostki, które wyjeżdżają do akcji kilka razy w roku, jest nawet taka, która nie wyjechała ani razu, a dotuje ją budżet państwa. Kiedyś te jednostki były potrzebne, teraz niekonieczne i powinniśmy mieć możliwość łatwego wyłączania ich z KSRG. Marnotrawimy środki finansowe, które moglibyśmy przekazać prężnym jednostkom, wyjeżdżającym kilkaset razy w ciągu roku. Zmiana nie oznaczałaby zmniejszenia liczby OSP w KSRG. Chodzi o lepsze zagospodarowanie potencjału jednostek OSP w kraju i efektywniejsze wsparcie PSP.

Czy zmienią się kryteria włączania jednostek OSP do KSRG? To pytanie o kształt współpracy na linii PSP i OSP. Ochotnicy biorą udział w likwidacji zdarzeń na drogach, w gaszeniu pożarów, ale pojawiały się też pomysły rozszerzania ich kompetencji, wprowadzania specjalizacji.

W przypadku OSP zaczął narastać problem, o którym milczano. Zmieniła się forma szukania pracy, zarabiania na życie. Ludzie z małych miejscowości przemieszczają się do większych. A OSP w dużej mierze funkcjonują poza dużymi miastami. Migracja ludności przyczynia się do pustoszenia OSP. Nie możemy i raczej nie będziemy mogli liczyć na wszystkie jednostki. Rozszerzanie kompetencji OSP, wprowadzanie specjalizacji w większości przypadków byłoby problematyczne, bo wiąże się z potrzebą kształcenia, nabycia kwalifikacji - na to ochotnicy często nie znajdują czasu.

Rada Ministrów przyjęła projekt tzw. ustawy modernizacyjnej. W przyszłym roku służby podległe MSWiA mają otrzymać niemal 1,4 mld zł. Gdzie trafi ten strumień pieniędzy, jeśli chodzi o PSP?

Po raz pierwszy ustawa była wprowadzona w 2007 r. i obejmowała 4 lata. Teraz mamy jej drugą odsłonę. Wejdzie w życie w 2017 r., są w niej przewidziane m.in środki na infrastrukturę, a więc na budowę JRG, doposażenie w sprzęt, na który brakuje środków z bieżącego budżetu. Pieniądze będą również przeznaczone na łączność, informatyzację i na podwyżki. W ciągu ostatnich 8 lat strażacy dostali jedną podwyżkę - 300 zł. Teraz na strażaka przypadnie 253 zł podwyżki, ale chciałbym, aby część tej kwoty pozostawała do dyspozycji komendantów. Byłyby przeznaczone na awanse w stopniach, zmianę stanowiska.. Kolejna podwyżka pensji planowana jest za dwa lata. Razem strażacy dostaliby 609 zł więcej. Podobny wzrost płac przewidziano dla pracowników cywilnych.

Niedługo minie rok od objęcia przez pana stanowiska komendanta głównego PSP. To był też czas na poznanie potrzeb strażaków, problemów służby, jej mocnych stron. Jakie refleksje?

Kiedy objąłem to stanowisko, porównywałem Komendę Główną PSP do ogromnego okrętu, który stoi w porcie i nie może wypłynąć na szerokie wody. Większość spraw wymaga moim zdaniem korekty, poprawy. Nie chcę wytykać palcami konkretnych błędów, niedociągnięć w ratownictwie, w grupach specjalistycznych, bo skrzywdziłbym strażaków starających się dobrze pracować, ale źle zarządzanych. Uważam, że mamy ogromny potencjał i że wyruszyliśmy już z portu. Jestem mądry mądrością strażaków i pracowników Państwowej Straży Pożarnej. Staram się ich słuchać, ale wymagam od nich rzetelnej pracy. Mam wrażenie, że przez wiele lat od ludzi niewiele wymagano, dlatego nie potrafili się zmobilizować, a jeśli - to na krótki czas. Nie wszyscy chcieli dostosować się do moich warunków. Nie pomogły gratyfikacje, nagrody. Oczekuję od kadry kierowniczej większego zaangażowania, pomysłów, kreatywności. Nie może być tak, że wykonuję zadania,które powinny być realizowane na szczeblu naczelników. Zajmując się nimi, tracę czas, który powinienem przeznaczyć na sprawy strategiczne. Nie doczekałem się zmiany postawy wobec obowiązków, dlatego dokonałem wielu zmian kadrowych. Nie ma w naszej formacji miejsca dla ludzi, którzy nie przykładają się do pracy. Jesteśmy wynagradzani z budżetu państwa i musimy wywiązywać się ze swoich zadań, niezależnie od tego, czy zarabiamy mało, czy dużo.

Jak więc wygląda straż pożarna pana marzeń?

W jednostkach ratowniczo-gaśniczych pracują strażacy o wysokich kwalifikacjach, dbający o doskonalenie zawodowe, sprawność fizyczną, wyjeżdżający do akcji w pełnym składzie osobowym. Każdy funkcjonariusz ma określoną ścieżkę kariery zawodowej, wie, jak się może rozwijać, co mu zaoferuje pracodawca. Wie, że jeśli zechce, może liczyć na pomoc w przekwalifikowaniu do pracy biurowej po ciężkiej i obciążającej psychicznie pracy w podziale bojowym. Doświadczeni i wartościowi strażacy chcą pozostać w służbie, by służyć swoją wiedzą, a my potrafimy to docenić, bo wiemy, że szkoda tracić taki potencjał. Wreszcie to straż, w której strażacy zarabiają godnie i nie muszą prosić o zgodę na dodatkowe zarobkowanie, bo nie mogą utrzymać rodziny ze swojej pensji.

rozmawiała Anna Łańduch
listopad 2016

Anna Łańduch Anna Łańduch

Redaktor Naczelny „Przeglądu Pożarniczego”

do góry