• Tłumacz języka migowego
Ratownictwo i ochrona ludności Paweł Rochala

Zapomnieli zapobiec

27 Listopada 2017

Czy jest możliwe, by współcześnie w jednym pożarze zginęło kilkudziesięciu strażaków? Możliwe, o czym dobitnie przekonuje pożar 17-kondygnacyjnego budynku w Teheranie.

Zapomnieli zapobiec

Izolowany politycznie, a zarządzany teokratycznie Iran to w istocie kulturowy warkocz, dający zupełnie inny jakościowo splot niż w innych krajach islamskich, zwłaszcza arabskich. Bo Iran to nie Arabia, a Persja - z bardzo starą, uniwersalną i świadomą swej wartości kulturą, a przy tym odporną na wpływy zewnętrzne. Kraj zamieszkuje około 78 mln ludzi. Słynie on z wyrobów zadziwiającego kunsztem rękodzieła, wyrafinowanej poezji, rozwijanej nieprzerwanie od starożytności oraz wyjątkowej muzyki. I choć dzisiejsza Persja, czyli Iran, jest krajem islamskim, to na jej terytorium można zobaczyć również kościoły i synagogi. Persja jest ojczyzną zaratustrianizmu, prądu religijnego ze schyłku starożytności, co zamiera i powraca, a ostatni wpływ wywarł na elity kulturowe zachodu w XIX w. Muzułmanie nazywają jego wyznawców czcicielami ognia. I oto za sprawą ognia zginęło w Teheranie 20 strażaków. Jak to się stało?

Chcemy mieć coś wielkiego

Ostatni szach Iranu - Mohammad Reza Pahlawi zachłysnął się ropą naftową, więc kupował bardzo dużo i drogo: samolotów, śmigłowców, rakiet, statków, nie tworząc jednak przy tym zaplecza naprawczo-produkcyjnego. Zapragnął ozdobić Teheran czymś innym niż dotychczas, a mianowicie nowoczesnym budynkiem wysokim w stylu zachodnim. Jak można domyślać się z fotografii (bo danych ku temu nie ma), także i w tym przypadku wszystko odbyło się na zasadzie kupienia gotowego rozwiązania, bez oglądania się na miejscowe możliwości wytwórcze, budowlane, konserwacyjne itd. Jedyne, co miało spajać budynek z otoczeniem, to elewacja z rur na jednej ze ścian części wysokościowej, przywodząca na myśl geometryczne wzory z perskich dywanów. Pomysł plastycznie świetny, ale kłopotliwy w utrzymaniu. Budynek postawiono w latach 1960-1962 przy pomocy spółki Plasco, należącej do człowieka interesu Habiba Elghaniana, który był irackim Żydem.

W owym czasie ambicją konstruktorów było wznoszenie wysokich i wysokościowych konstrukcji jak najmniej materiałochłonnych. Powstawały budynki o szkieletach: zewnętrznych w postaci rur stalowych o znacznych przekrojach, wypełnianych uzdatnioną (zasoloną ze względu na ujemne temperatury) wodą, która odbierając ciepło z konstrukcji, zabezpieczała przed pożarem; stalowych ażurowych, obudowywanych materiałami lekkimi, ze szkłem jako elewacją; żelbetowych, wypełnianych nowoczesnymi materiałami budowlanymi o obniżonej masie i przekrojach, takimi jak gazobeton.

Niestety, na świecie nie było wówczas takich wymagań w zakresie bezpieczeństwa pożarowego, jak teraz. Trwało jeszcze przekonanie, wyniesione z pożarów najstarszych budynków wysokich i wysokościowych, o ich odporności na działanie ognia, wszak niejeden pożar zniosły z powodzeniem, w tym kilka uderzeń samolotów, a nawet dwusilnikowego bombowca i pożar paliwa lotniczego (Empire State Building w 1945 r. i 40 Wall Street w 1946 r.). Przekonanie to miało skutek w postaci redukowania osłon konstrukcji stalowej. W następnych dekadach okazało się, że pożary odchudzonych konstrukcyjnie nowych wieżowców rzadko zagrażają ich statyce, zwłaszcza żelbet okazywał się bardzo odpornym materiałem. Ginęło w nich jednak po kilkanaście, kilkadziesiąt osób - z powodu niemożności opuszczenia budynku lub w wyniku skoku rozpaczy w asyście bezradnych strażaków.

Tymczasem na początku lat 60. XX wieku w Teheranie zdecydowano się na najnowsze zdobycze techniki budowlano-użytkowej zarówno pod względem konstrukcyjnym, jak i koncepcyjnym. Budynek nie miał być wyłącznie pomnikiem wielkości szacha Rezy Pahlawiego, lecz także dawać dochód użytkownikom i zarabiać na siebie. Wówczas wznoszono na świecie budynki o ściśle określonym, jednorodnym przeznaczeniu funkcjonalnym, które dopiero z czasem dostosowywano do innych potrzeb: biurowiec był biurowcem (najczęstsze przeznaczenie drapaczy chmur), dom handlowy domem handlowym (te stawiano co najwyżej jako budynki wysokie, kilkukondygnacyjne), a mieszkalny pozostawał mieszkalnym. Okazywało się jednak, że zgromadzenie w jednym budynku od kilkuset do kilku tysięcy ludzi, czyli ludności małego miasta, bez zaspokojenia ich potrzeb w zakresie posiłków i choćby częściowego odpoczynku, oznacza same kłopoty, a zwłaszcza tłok na drogach komunikacyjnych w niektórych porach. Biurowce zaczęto więc wyposażać w restauracje. A obok nich na pierwszych kondygnacjach zaczęły powstawać sklepy spożywcze i odzieżowe.

Budynek Plasco w Teheranie już w fazie projektowej wyprzedzał opisane wyżej trendy. Składał się z dwóch części: czterokondygnacyjnej galerii handlowej o zabudowie atrialnej, długiej na około 60 m (wzniesionej, jak wynika z odsłoniętego przez katastrofę przekroju, na belkach stalowych) oraz z przyległego do niej wieżowca o 17 kondygnacjach (15 nadziemnych, dających wysokość 44 m, dwie podziemne), o przeznaczeniu ogólnym: biurowym, restauracyjnym ale również handlowym. Konstrukcję nośną oparto na czterech żelbetowych kolumnach centralnych i 50 kolumnach zewnętrznych (szerokość budynku 20-22 m). Wizualną lekkość konstrukcji podkreślał wspomniany ażurowy wystrój zewnętrzny, niemający konstrukcyjnych cech nośnych.  

Wykorzystanie obiektu wysokościowego do celów handlowych niosło za sobą odpowiednie zaprojektowanie układu komunikacyjnego. Prócz wind osobowych potrzebne były dźwigi towarowe. Zamiast korytarzy obudowanych przed pożarem, należało wybudować pasaże dla klientów, z ich nieodłącznym elementem - witrynami w sklepach (obecnie towarzyszą temu odrębne drogi ewakuacyjne). Okna wystawowe w pasażach to znaczne ilości przeszkleń na drogach wewnętrznych budynku, a więc zaprzeczenie idei bezpiecznej ewakuacji oraz możliwość łatwiejszego rozwoju pożaru, gdyż pomieszczenia z towarami są otwarte poprzez witryny na poszerzony układ komunikacyjny, który w warunkach budynku handlowego stawał się drogą rozwoju pożaru. O budynku Plasco mówiono, że sklepy odzieżowe ciągnęły się w nim przez kilka kondygnacji.

Budynek otwarto z wielką pompą w 1962 r. Szach Reza Pachlawi był dumny, że może udostępnić coś takiego poddanym. Postępowy władca śmiało wprowadzał kraj w nowoczesność. Wieżowiec stał się dla całego narodu symbolem postępu i nowatorstwa i takim pozostawał aż po dzień katastrofy. Bezkonkurencyjnie górował nad otoczeniem, przez co był widoczny ze wszystkich stron jako punkt centralny kilkumilionowego (obecnie 10 mln) miasta. Nie był to jedyny budynek wysoki Teheranu i nie jest najwyższy z dzisiejszych. Był jednak pierwszy, najstarszy, a zatem pozostał symboliczny.

Rewolucja i jej skutki

Budynkiem bezpiecznie zarządzało przez kilkanaście lat przedsiębiorstwo Plasco, czyli jego wykonawca. W 1979 r. na skutek rewolucji islamskiej wygnano z Iranu nazbyt nowoczesnego szacha, a władzę przejęli duchowi przywódcy narodu: ajatollahowie. Habiba Elghaniana aresztowano, a następnie stracono jako izraelskiego szpiega, likwidując tym samym działalność firmy Plasco. Obiekt stał się łupem nowej władzy. W ten sposób zarządzanie budynkiem przeszło w ręce osób mających znacznie mniejsze niż wykonawca budynku pojęcie o jego konstrukcji, przeznaczeniu, konieczności przestrzegania reżimów konserwacyjnych instalacji i analizowania stanu konstrukcji nośnej oraz zachowania zasad bezpieczeństwa pożarowego.

W dodatku kraj, który rzucił otwarte wyzwanie Stanom Zjednoczonym oraz Izraelowi, zaczął być izolowany polityczne i ekonomicznie. Nowoczesne irańskie myśliwce i śmigłowce nie latały z braku części zamiennych i odpowiednio wyszkolonych pilotów. Iran uwikłał się też w krwawą, patową wojnę z Irakiem. Ropą naftową niełatwo było handlować, gdyż kilka wyrzutni rakietowych wystarczało, by skutecznie blokować ruch tankowców w Zatoce Perskiej.

W tej sytuacji pierwszy w kraju drapacz chmur pozostał jak luksusowy samochód bez części zamiennych, co niosło ze sobą uciążliwe problemy użytkowe. A w czasie pożaru problemy te przemieniły się z pewnością w łańcuch niebezpiecznych zdarzeń. Najwyraźniej widać to było na elewacjach budynku, do 1979 r. nagich, a potem upstrzonych wentylatorami i klimatyzatorami. Trudno przypuszczać, że w tak wielkim budynku, w gorącym klimacie, nie zaprojektowano systemu sterowanej wentylacji mechanicznej. Z pewnością była, ale przestała działać pod nowym nadzorem, w związku z tym zadowolono się rozwiązaniami prowizorycznymi. Oznaczało to dodatkowe obciążenie instalacji elektrycznych, ale nie tych, które projektowano z przeznaczeniem do celów wentylacji, lecz ogólnoużytkowych. Ich stan w momencie powstania pożaru był niewiadomą. Nie mógł być należyty po 50 latach eksploatacji, skoro nie przeprowadzono kompleksowego remontu budynku użytkowanego bezustannie (a że nie przeprowadzono, świadczą dziesiątki klimatyzatorów).

Nie jest znany stan wyposażenia budynku w urządzenia przeciwpożarowe i w gaśnice - należy wątpić w ich istnienie.

W budynku znajdowało się, według użytkownika informującego jednego z dziennikarzy, 590 sklepów, biur i magazynów [1].

Pożar

Pożar powstał na dziewiątej kondygnacji 19 stycznia, około godz. 7.50 czasu lokalnego. W środku byli już zatem w znacznej liczbie jego stali użytkownicy (sklepikarze, urzędnicy) oraz niewielka, na szczęście, liczba klientów. Pożaru nie zlekceważono, tym bardziej że rozwijał się błyskawicznie. Natychmiast zadysponowano dziesięć zastępów straży pożarnych, a potem kolejne. Na zdjęciach można było doliczyć się pięciu drabin mechanicznych, z których próbowano gasić ogień od zewnątrz: więcej nie dawało się ustawić w istniejącym układzie komunikacyjnym - do wieżowca z trzech stron przylegały inne budynki.

Przebieg pożaru, jak można to prześledzić na zdjęciach i filmach, wcale nie wskazywał na tragiczny efekt końcowy, a pod koniec akcji ratowniczo-gaśniczej rzecznik prasowy straży pożarnej zapewniał dziennikarzy o opanowaniu sytuacji. Strażaków wprowadzono w celach ratowniczych do wewnątrz budynku, nie doszli jednak wyżej niż do dziewiątej kondygnacji.

Rozwój pożaru był bardzo szybki. Relacje ze zdarzenia zdominowały filmy dokumentujące jego końcowy etap, gdzie widać niewielkie płomienie wydostające się z kilku okien, ale ze zdjęć wynika, że kondygnacje 10-15 były w pewnym momencie objęte otwartym ogniem w całości.

Cała komunikacja, a zatem ewakuacja, znajdowały się w wewnętrznym trzonie budynku. Nie ma przy tym mowy o jego całkowitej szczelności, gdyż dym wydostawał się z kilku kondygnacji jednocześnie, stopniowo przechodząc coraz wyżej, z pozornym wygaszaniem ognia na kondygnacjach niższych. Kondygnacje od strony północnej próbowano gasić z dachu galerii handlowej. Płomienie od strony południowej (ulica Jomhouri), wschodniej i zachodniej (zabudowa pierzejowa wzdłuż ulicy) dogaszano z drabin mechanicznych. Relacje filmowe mogą sugerować, że pożar nie był intensywny, ale to pozór, powodowany ogromem budynku, układem płomieni i fazą filmowanego pożaru. Brak płomieni na zewnątrz oznaczał, że cała intensywność temperaturowa kumuluje się wewnątrz budynku: żarzyło się wiele materiałów. Część płonących kondygnacji zasysała powietrze z zewnątrz przez okna, a o tym, że płonęły, świadczyły działania strażaków - prądy wody z drabin podawane w miejsca, skąd nie wydobywał się intensywny dym. Jak wynika z układu pióropusza dymu, wiał słaby, południowo-zachodni wiatr.

Szybka penetracja gazów pożarowych na drogi wewnętrzne odcięła drogi ucieczki części użytkowników. Świadkowie relacjonowali, że z budynku stale ktoś prosił telefonicznie o pomoc. Osoby te nie były widoczne z zewnątrz, więc prawdopodobnie pozamykały się przed pożarem w różnych wewnętrznych pomieszczeniach. Na ile skuteczne były wewnętrzne działania gaśniczo-poszukiwawcze strażaków - nie wiadomo. Biorąc pod uwagę późniejsze reakcje gęstego tłumu w czasie pogrzebu strażaków, którzy zginęli w pożarze, mające postać bardzo gorącej manifestacji uczuć, można przypuszczać, że ratownicy dotarli do wielu ludzi i umożliwili im ucieczkę.

Katastrofa

Po kilku godzinach pożar zaczął dogasać. Strażacy złożyli nawet część drabin, pozostawiając dwie. Intensywność dymu zmalała.

Przed południem w budynku doszło do wybuchu. Niektórzy ratownicy zaczęli uciekać z niego przez okna, co oznaczało odcięcie klatek schodowych. Na 13. kondygnacji pożar jeszcze trwał, tam podawano prąd wody z działka koszowego najwyższej drabiny. W sąsiedztwie operującego prądu gaśniczego nastąpił wybuch (wybuchy) - widoczny w postaci czerwonych płomieni wychodzących przez okna południowo-zachodniego narożnika z dziesiątej kondygnacji. Po huku rozległ się trzask i począwszy od centralnej części na tym poziomie budynek zapadł się w sobie w układzie pionowym, jak wieżowce WTC. Chmura pyłu przesłoniła widok. Rozsypujący się gruz zachwiał drabinami mechanicznymi. Żadna z nich nie runęła, ale strażacy podejmujący kolegów z okna elewacji zachodniej prawdopodobnie zginęli od uderzeń gruzu.

Po opadnięciu pyłu strażacy natychmiast przystąpili do ratowania zasypanych ludzi. Należy zaznaczyć, że irańscy strażacy są bardzo dobrze wyposażeni i wyszkoleni, zwłaszcza do działań odgruzowujących. Z uwagi na częste trzęsienia ziemi mają w tym zakresie bardzo dużą praktykę. To bardzo dzielni ludzie, od których wymaga się działania z poświęceniem i tak właśnie w tej akcji działający.

W chwili katastrofy wewnątrz budynku znajdowało się, jak niosły znacznie przesadzone wieści, około 50 strażaków i 300 innych osób [2]. Wkrótce, w wyniku szoku ogarniającego społeczność Iranu, władze zmieniły politykę informacyjną. Należy bowiem wiedzieć, że w kraju panuje cenzura, nawet dziennikarzy krajowych nie dopuszcza się do zgromadzeń ludności, a zagraniczni przedstawiciele mediów działają w obecności i w ramach zgody przedstawicieli irańskich służb specjalnych. W tej sytuacji nie dziwi oficjalny komunikat burmistrza Teheranu, który powiedział, że w momencie katastrofy wewnątrz budynku nie było żadnych cywili [3], choć wielu świadków twierdziło inaczej.

Rozpacz

Część ścian rozsypała się na sąsiednie budynki, na szczęście bez tragicznych skutków. Możliwe do obejrzenia fotografie nie napawają optymizmem, bo ukazują zrozpaczonych i płaczących nie cywili, ale strażaków. Płacz dorosłych mężczyzn z dramatyczną gestykulacją nie oznacza w tamtej kulturze rozklejenia się: tak się okazuje zarówno ostateczną rozpacz, jak i największą radość.

Wbrew pogłoskom, że wszyscy zginęli, okazało się, że strażacy wyciągnęli z gruzów kilku żywych ratowników i to ich właśnie najczęściej widać w objęciach kolegów - płaczących ze szczęścia z uratowania jednych i z żalu za tymi, których uratować się nie dało. Oficjalna liczba ofiar wśród strażaków zmalała z 50 do 30, wreszcie zatrzymała się na 20. Około 70 odniosło rany, 23 ciężkie. Zachodnie agencje zagraniczne przekazywały te informacje z niedowierzaniem, ze względu na brak jakichkolwiek danych o śmiertelnych cywilnych ofiarach katastrofy - irańska telewizja twierdziła, że rannych było jedynie 40 osób cywilnych.

Islamska Rewolucyjna Fundacja Mostazafan, należąca do Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej, 23 stycznia oficjalnie przeprosiła za zły, bo „prawdopodobnie” przyczyniający się do katastrofy sposób zarządzania budynkiem Plasco, obiecując odbudowę obiektu w ciągu dwóch lat.

Wreszcie przystąpiono do rozbiórki rumowiska za pomocą ciężkiego sprzętu. Pożar trwał wewnątrz cały czas, a o jego temperaturze może świadczyć fakt wydobycia ogromnej kuli rozżarzonego metalu, przy czym łyżka koparki nagrzała się do czerwoności.

30 stycznia odbył się oficjalny pogrzeb 16 strażaków, których zwłoki odnaleziono, przemieniony w demonstrację rozpaczy dziesiątek tysięcy ludzi. Oficjalną winę zarządcy wykazał rząd Iranu w raporcie opublikowanym w kwietniu tego roku, czyli już po ostudzeniu nastrojów społecznych. W formie krótkiej, nieskonkretyzowanej notki prasowej zarzucono zarządcy budynku naruszenie wielu lokalnych przepisów budowlanych [4]. Można więc powiedzieć, że w budynku, choć był już technicznym wrakiem, nie przestrzegano żadnych przepisów, dlatego spłonął i zabił co dziesiątego strażaka biorącego udział w akcji owego feralnego dnia. Oficjalną przyczyną pożaru ogłoszono zwarcie instalacji elektrycznej.

Jako wysoce prawdopodobną przyczynę katastrofy budowlanej można wskazać wybuchy naruszające statykę nadwerężonej ogniem konstrukcji, o czym szerzej w opracowaniu „The Plasco building collapse in Tehran” [5] (opartym głównie o notatki prasowe oraz oficjalne wypowiedzi władz), a co dokładnie widać na kilku filmach. Nie są to wydmuchy ognia i dymu spowodowane naciskiem upadających kondygnacji na słup powietrza, a wyraźne indywidualne wybuchy, prawdopodobnie gazu z rozerwanych butli przenośnych, inicjujące proces rozpadu. To zdarzenie czyni w pełni zrozumiałym zakaz używania gazu w budynkach wysokich i wyższych.

Sami Irańczycy w maju br. jako przyczynę zawalenia konstrukcji wskazali zmęczenie stali konstrukcyjnej, długotrwałość pożaru (3,5 godziny), szok termiczny przegrzanej pożarem konstrukcji spowodowany wodą gaśniczą oraz eksplozje (analiza przygotowana na Wydziale Inżynierii Trzęsień Ziemi Uniwersytetu Semnan w Iranie [6]). Ciekawostka jest, że użycie wody do gaszenia nazwano w niej błędem krytycznym.

Z uwagi na mały zasób istotnych informacji w dostępnym nam języku angielskim, można mnożyć pytania dotyczące okoliczności powstania i rozwoju pożaru oraz sposobu prowadzenia akcji ratowniczo-gaśniczej. Przeciętni Irańczycy ich nie zadają. Za to na strażaków mówią nie inaczej, jak „nasi bracia”.

Przypisy

st. bryg Paweł Rochala jest doradcą komendanta głównego PSP
Artykuł jest autorską interpretacją zdarzenia. 
listopad 2017

Paweł Rochala Paweł Rochala

st. bryg. w st. sp. Paweł Rochala jest pisarzem, autorem powieści historycznych i opracowań popularnonaukowych

do góry