• Tłumacz języka migowego
Ratownictwo i ochrona ludności Anna Sobótka

Na ratunek turystom

20 Maja 2020

Grono pasjonatów ratownictwa powołało do życia projekt „Bezpieczny Kazbek”. Co roku w sezonie letnim dbają o bezpieczeństwo ludzi zdobywających szczyt liczący 5054 m n.p.m.

Na ratunek turystom

Jaka jest geneza projektu? Dlaczego polscy ratownicy działają akurat na szlaku wiodącym na Kazbek? Można powiedzieć, że przybyli tam śladem rzesz rodaków, którzy spragnieni wysokogórskich wyzwań, niejednokrotnie nazbyt optymistycznie oceniając swoje możliwości, porywali się na starcie z jedną z najwyższych gór Kaukazu.

Gruzja, a szczególnie rejon Kazbeku, cieszą się dużą popularnością wśród polskich turystów. Duże znaczenie mają przystępne ceny, gościnność mieszkańców i powszechnie panujące przekonanie o możliwości zdobycia pięciotysięcznika nawet bez dużego doświadczenia w wysokich górach i konieczności odpowiedniego przygotowania kondycyjnego czy sprzętowego. Niestety, takie podejście często owocowało wypadkami, a bywało, że i tragediami. Tymczasem lokalne służby ratownicze nie były w stanie zapewnić wszystkim pomocy.

Skalę problemu dostrzegli polscy ratownicy, gdy w latach 2014 i 2015 brali udział w akcjach poszukiwania polskich turystów, którzy zaginęli w rejonie szczytu. Nawiązali kontakty z polskimi służbami konsularnymi, ambasadą RP w Tibilisi, lokalnym środowiskiem gruzińskich ratowników i przewodników - i tak stopniowo rozpoczęli działania na rzecz poprawy bezpieczeństwa turystów zdobywających Kazbek. Powstała fundacja Medyk Rescue Team, w 2016 r. ruszył miesięczny dyżur pilotażowy, a w 2017 r. polscy ratownicy przebywali w bazie przy schronisku Meteo (Betlehemi Hut) na wysokości 3650 m n.p.m. przez cały sezon - od czerwca do września. Z roku na rok projekt się rozwijał - w 2018 r. zorganizowano pierwszą otwartą rekrutację.

Przedsięwzięcie jest wymagające - także finansowo. Wolontariusze ponoszą koszt transportu do bazy (bilety lotnicze, transfer w Gruzji, czasem koszt cargo) oraz większości wyposażenia osobistego (ubrania, sprzęt wspinaczkowy). W ostatnich latach udało się pozyskać sponsorów części sprzętu ratowniczego i socjalnego, jednak obecnie projekt nie ma żadnego sponsora finansowego. Utrzymanie trzymiesięcznego dyżuru ratowniczego w Gruzji finansowane jest w całości z kieszeni wolontariuszy. Fundacja Medyk Rescue Team Fundacja pozyskuje środki na bieżącą działalność za pośrednictwem zbiórki internetowej, sprzedaży projektowych gadżetów-cegiełek oraz poprzez przekazywanie 1% podatku - dzięki wsparciu Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego im. J. Kukuczki. Niestety środki te nie są w stanie pokryć kosztów bieżącego działania fundacji poza sezonem.

Grono ratowników projektu to pasjonaci o szerokich kompetencjach, pracujący w różnych zawodach. Są wśród nich m.in. ratownicy medyczni, górscy, lekarze, żołnierze, a także strażacy PSP i OSP. W projekcie działa mł. kpt. Marcin Janik, funkcjonariusz najpierw Komendy Miejskiej PSP w Chorzowie, a obecnie KCKRiOL KG PSP w Warszawie, również ratownik medyczny, oraz mł. asp. Jakub Olszyna z JRG PSP nr 6 w Poznaniu. Zgodzili się opowiedzieć o swoich doświadczeniach na Kazbeku.

Rekrutacja

Organizatorzy skrupulatnie sprawdzają możliwości kandydatów na ratowników projektu „Bezpieczny Kazbek” - muszą być pewni, że mogą liczyć na nich pod każdym względem. Na początku kandydaci wypełniają szczegółową ankietę, dotyczącą m.in. ich doświadczenia i kwalifikacji. Zaproszeni do pierwszego etapu rekrutacji muszą stawić się w określonym terminie w drugiej połowie marca, o północy, w Karkonoszach. Czeka ich wymagająca kilkunastogodzinna wędrówka grzbietem masywu górskiego z ekwipunkiem i sprzętem, niejednokrotnie w trudnych warunkach pogodowych, a w kolejnych dniach sprawdziany wiedzy, umiejętności, kondycji i odporności psychicznej. Podczas rekrutacji w 2019 r., w której brał udział Jakub Olszyna, pojawiły się potężne wiatry huraganowe, co oddawało realia panujące na Kazbeku. Tych, którzy okazali się najlepsi podczas tej wyprawy i późniejszych testów, sprawdzających umiejętności w zakresie kpp, obsługi sprzętu alpinistycznego czy ratownictwa lawinowego, współpracy w grupie i radzenia sobie ze stresem, czekał kolejny, czterodniowy etap zmagań - w drugiej połowie kwietnia w Dolinie Pięciu Stawów Polskich w Tatrach. Obejmował on już ratownictwo szczelinowe i ewakuację poszkodowanego oraz przedstawienie specyfiki działań w rejonie Kazbeku, regionalnych uwarunkowań społecznych czy rutyny bazowej.

Szczęśliwcy, którzy ostatecznie zostali włączeni do ekipy projektu, wyjechali w maju na spotkanie unifikacyjne do Jury Krakowsko-Częstochowskiej z doświadczonymi członkami Projektu. Chodziło przede wszystkim o zgranie grupy, wzajemne poznanie się, ćwiczenia wspinaczkowe, a przede wszystkim trening z ratownictwa nastawionego głównie na hipotermię. - Doświadczyliśmy, czym jest ten stan, na własnej skórze. Jednym z naszych zadań było poradzenie sobie z wyziębieniem organizmu u siebie nawzajem po polaniu nas wodą przez prowadzącego zajęcia przy kilkustopniowej temperaturze. Dzięki temu zwróciliśmy uwagę na szczegóły, które na pierwszy rzut oka nie wydają się tak istotne, a mają znaczenie dla komfortu termicznego poszkodowanego - wspomina Jakub Olszyna.

Ratownicy

Dyżur ratowniczy

Wreszcie nadchodzi moment wyjazdu do Gruzji i rozpoczęcia sezonu ratowniczego na Kazbeku. Dużym przedsięwzięciem jest już samo założenie bazy projektu przy schronisku Meteo (Betlehemi Hut), na wysokości 3650 m n.p.m. mł. kpt. Marcin Janik był jednym z ratowników, którzy rozpoczynali sezon w czerwcu 2018 r. (później wrócił jeszcze w końcu sierpnia na trzytygodniowy dyżur). Jak wspomina, do Kutaisi dotarli samolotem tanich linii, przewożąc przy tym 11 ponad 30-kilogramowych paczek sprzętu bazowego, do tego swój własny bagaż. Dzięki pomocy polskiej ambasady w Gruzji dotarli do Kazbegi (Stepancmindy), miasta znajdującego się pod Kazbekiem. Stamtąd dzięki wsparciu strony gruzińskiej ładunek został przetransportowany na miejsce rozstawienia bazy helikopterem, który odbył cztery kursy.

Dalsza część pracy należała już do ratowników. Przez trzy dni powstawała baza projektu - rozstawiano namioty: ambulatorium, socjalny, indywidualne dla każdego z uczestników projektu, a także maszt, porządkowano sprzęt. Jednocześnie ratownicy aklimatyzowali się już do warunków panujących na tak dużej wysokości, poznawali lub przypominali sobie trasę prowadzącą na szczyt, bo oczywiście muszą ją dobrze znać, by móc w razie potrzeby dotrzeć do poszkodowanych.

Jak wygląda codzienność w bazie pod Kazbekiem? Wiele czasu trzeba poświęcić na organizowanie zwykłego funkcjonowania. Na tak dużej wysokości zdobycie choćby wody, niezbędnej w dużych ilościach także po to, by zaspokoić zwiększone zapotrzebowanie organizmu na płyny, wymaga dużego wysiłku. Ratownicy pozyskują ją z wielkiego płata śniegu. Każdy, kto ma wolną chwilę, wybiera się z baniakiem do tego źródła i uzupełnia zapasy w bazie. Bardzo ważne jest również gotowanie herbaty. Termosy muszą być zawsze napełnione gorącym życiodajnym płynem, by w razie konieczności wyjścia w góry do wyziębionego poszkodowanego móc bez zwłoki ruszyć na pomoc, a po dotarciu na miejsce rozgrzać go, zapobiec dalszemu wyziębieniu organizmu. Oczywiście wiele czasu zabiera również przygotowanie sprzętu, obserwacja pogody (zestawianie prognoz z kilku dostępnych źródeł internetowych) i spotkania z turystami - czy to zwykłe rozmowy o warunkach danego dnia, przygotowaniu do wyprawy, czy udzielanie pomocy medycznej w ambulatorium.

Sama organizacja ratownicza w bazie wygląda następująco: w idealnych warunkach podczas dyżuru działa pięć osób. Jeśli poszkodowani turyści potrzebują pomocy poza Meteo, medyk bazowy zostaje na miejscu, a bazę opuszcza tzw. szpica (co najmniej dwóch ratowników) wyposażonych w sprzęt medyczny służący do podstawowej diagnostyki - urazowy lub internistyczny, zależnie od rodzaju problemu zgłoszonego przez turystów. Dwie kolejne osoby wyruszają z cięższym specjalistycznym sprzętem, np. noszami do ewakuacji. Wiadomo, że będą poruszali się wolniej i później dotrą do poszkodowanych, dlatego tak ważne jest, by szpica doszła jak najszybciej do turystów i udzieliła im pomocy medycznej.

Ambulatorium projektu jest bogato wyposażone. Ratownicy dysponują zaawansowaną aparaturą, biorąc pod uwagę wysokość n.p.m., na której działają. Są to między innymi defibrylatory (dwa AED oraz pełnowymiarowy), pulskoksymetry czy termoboks do płynów. Ratownicy mają możliwość zszycia ran, cewnikowania, wykonania EKG, prowadzenia tlenoterapii oraz - co jest ewenementem w ratownictwie górskim - USG. Dysponują pełnym wachlarzem leków: przeciwbólowymi, do leczenia objawów choroby górskiej i wysokościowego obrzęku płuc/mózgu, antybiotykami, środkami zwiotczającymi czy lekami do resuscytacji. Poza sprzętem medycznym ratownicy wykorzystują swój własny system łączności radiowej oparty na radioprzemienniku i radiotelefonach nasobnych, zasilany z niezależnego źródła prądu - własnych paneli fotowoltaicznych i banków energii.

Ważnym aspektem codzienności w bazie „Bezpiecznego Kazbeku” jest także życie społeczne, spotkania z turystami wchodzącymi na szczyt i schodzącymi z niego. To również element przedsięwzięcia - rozmowy te mają działanie prewencyjne, zapobiegają potencjalnym wypadkom w drodze na Kazbek. Ratownicy są w stanie zorientować się w ten sposób, czy turyści marzący o postawieniu stopy na szczycie mają odpowiednią kondycję, wiedzę, umiejętności, także w zakresie posługiwania się sprzętem, by osiągnąć ten cel. Jeśli tak nie jest, rekomendują zmianę planów - turyści często przyjmują te sugestie lub przynajmniej decydują się na wyprawę z gruzińskim przewodnikiem.

- Założeniem naszego projektu jest wychodzenie do ludzi - zaznacza Marcin Janik. -W polskich górach ratownicy najczęściej oczekują w schronisku w wydzielonych pomieszczeniach. My przyjęliśmy inny model - rozstawiamy namioty w centrum bazy, między ludźmi. Bez tego nie bylibyśmy w stanie mieć z turystami takiego kontaktu, na jakim nam zależy. Do nas można zawsze przyjść, napić się herbaty, porozmawiać o warunkach na górze, trasie na szczyt.

Warto zaznaczyć, że polskich ratowników łączą bardzo dobre relacje z gruzińskimi przewodnikami. Polacy mogą zawsze liczyć na ich pomoc. Trzeba to powiedzieć wprost - bez wsparcia lokalnych przewodników nie bylibyśmy w stanie przeprowadzić większości działań ratunkowych poza bazą, szczególnie kiedy konieczna jest ewakuacja poszkodowanego - podkreśla Marcin Janik. Zdarza się nawet, że Gruzini wchodząc na górę i widząc schodzącą grupę, która wygląda na wyczerpaną - dzwonią do nas i informują, żebyśmy już byli w gotowości, bo prawdopodobnie turyści będą potrzebowali pomocy - dodaje Jakub Olszyna.

Projekt cieszy się pozytywnym odbiorem w społeczności rejonu Kazbeku. Jeśli Gruzini widzą osobę w koszulce projektu, od razu zyskuje ona w ich oczach. Ma to szczególnie znaczenie w sytuacji, gdy przychodzi coś negocjować czy załatwić.

Trudne akcje

Przychodzą jednak chwile, kiedy trzeba się zmierzyć z zimnem, drogą na szczyt w złych warunkach i zagrożeniem życia lub zdrowia poszkodowanego. To te najtrudniejsze interwencje, a zarazem sedno pracy ratowników projektu. Zapadają w pamięć i są później analizowane na konferencjach medycznych czy podczas festiwali górskich. - O każdej z nich trzeba by opowiadać osobno, bo logistycznie były małymi dziełami sztuki, biorąc pod uwagę to, czym dysponowaliśmy na miejscu, jakie panowały warunki, jak udało się pomóc poszkodowanym - podkreśla Marcin Janik.

W trakcie trwania jego sierpniowego dyżuru nie wydarzył się żaden wypadek poza bazą, kiedy konieczna byłaby ewakuacja poszkodowanego. Wielokrotnie jednak udzielał pomocy w ambulatorium osobom, których organizm źle reagował na zmianę wysokości - jest to jeden z najczęstszych problemów dotykających turystów w górach wysokich. Trudności diagnostycznych nastręczył przypadek mężczyzny, u którego za pomocą przenośnego sprzętu ratownicy stwierdzili poważne niedokrwienie mięśnia sercowego. Czuwali przy nim w ambulatorium 12 godzin, zanim było możliwe przetransportowanie go śmigłowcem na dół, do szpitala. Tam okazało się, że doznał wysokościowego obrzęku płuc o nietypowych objawach - na szczęście wrócił do zdrowia.

Zupełnie inaczej wyglądał dyżur lipcowy - obfitował w trudne sytuacje, prawdziwe wyzwania dla ratowników. Historia jak z filmu przydarzyła się grupie Rosjan, których na szczycie Kazbeku zastała burza - w jednego z nich trafił piorun. Odniósł tak poważne obrażenia, że konieczna była resuscytacja - tak wynika z relacji świadków. Na szczęście koledzy poszkodowanego potrafili ją prawidłowo wykonać i udało mu się przywrócić oddech, ale jego stan pozostawał ciężki. Niestety pogoda była fatalna. Turyści w takich warunkach znosili rannego w dół na prowizorycznych noszach. Powiadomili o swoim trudnym położeniu bazę projektu, niestety w tym czasie burza zdążyła zejść niżej i mimo podjętej próby ratownicy nie byli w stanie wyjść im naprzeciw. W końcu na pomoc wyruszył samotnie lider dyżuru, również funkcjonariusz PSP, mł. kpt. Albert Kościński z JRG PSP nr 1 w Wałbrzychu. Grupa Rosjan dotarła do Wyżnego Plateau na wysokości ok. 4500 m n.p.m., tam spotkali ukraińskich turystów, którzy przyjęli ich do swojego namiotu. Kiedy Albert dotarł do poszkodowanego, zdiagnozował jego stan, podał mu leki, zabezpieczył przed wychłodzeniem i razem przeczekali noc. Rano pojawiła się ekipa z ciężkim ekwipunkiem - noszami, sprzętem do ewakuacji i tlenem. Udało się przetransportować poszkodowanego na lodowiec, gdzie został przekazany pod opiekę załogi śmigłowca.

Kolejnym momentem próby dla ratowników był dzień, w którym zdarzyły się dwa wypadki szczelinowe. Najpierw do szczeliny wpadła polska turystka, którą na szczęście wydostali członkowie jej ekipy. Wieczorny wypadek był niestety poważniejszy. Dwóch turystów (w żargonie górskim taki zespół to „dwójka samobójka” - dwie niedoświadczone osoby to za mało, by poradzić sobie w razie kłopotów) wybrało się na lodowiec - jeden z nich nie miał nawet kasku i to właśnie on wpadł do szczeliny. Doznał urazu głowy, stracił przytomność, jego organizm się wyziębił (w szczelinie następuje to wyjątkowo szybko), ponieważ kolega nie był w stanie go samodzielnie wydobyć, pomogli im dopiero gruzińscy przewodnicy. W tym czasie w bazie przebywało na szczęście dwóch doświadczonych ratowników medycznych i mogli podzielić się zadaniami - jeden monitorował stan polskiej turystki, drugi zajął się dotransportowanym do bazy poszkodowanym.

Sezon 2019 r. należał do spokojniejszych, nie doszło do ekstremalnie trudnych zdarzeń. Ratownicy udzielili około 200 świadczeń medycznych, wyszli w góry kilkadziesiąt razy, doszło też do kilkunastu ewakuacji medycznych - śmigłowcem bądź konno. Był to także trzeci sezon bez wypadku śmiertelnego, do czego z pewnością przyczyniły się działania w ramach projektu „Bezpieczny Kazbek”.

Jaki będzie sezon 2020 r.? Czy pandemia wirusa SARS-CoV-2 pokrzyżuje plany turystów, a co za tym idzie ratowników? Gruzja zadeklarowała, że 1 lipca otwiera granice, ekipa „Bezpiecznego Kazbeku” przygotowuje się do dyżuru. Rekrutacja w tym roku została odwołana, jednak dotychczasowi uczestnicy projektu mają nadzieję, że latem wrócą w góry Kaukazu i będą nieść pomoc turystom.

Anna Sobótka
fot. arch projektu "Bezpieczny Kazbek" oraz Sławek Skrzeczyński / Aura Poland

maj 2020

Anna Sobótka Anna Sobótka

Anna Sobótka jest dziennikarką i sekretarzem redakcji "Przeglądu Pożarniczego", pracuje w redakcji od 2018r.

do góry