• Tłumacz języka migowego
Historia i tradycje Anna Sobótka

Ostatnie dni dawnego ładu

15 Grudnia 2022

Pędził przez Atlantyk - dumny i piękny, dzieło doskonałe ludzkiej myśli technicznej. A jednak w ciągu kilku godzin znalazł się na dnie oceanu. Wspaniały Titanic przepadł wraz z setkami ludzi 15 kwietnia 1912 r. Podobnie świat belle epoque pędził naprzód, pełen energii społecznej, naukowej, kulturalnej. Narody różnych części Europy, także bałkańskie, dążyły do tego, by stanowić o sobie. Sprzecznych sił było zbyt dużo - piękny świat przepadł w strasznej hekatombie wojennej lat 1914-1918. 

Historia niezatapialnego

Titanic miał wraz ze swoimi braćmi - Olympikiem i Gigantikiem (późniejszym Britannikiem) ustanowić nowe standardy komfortu, a wręcz przepychu podróży morskiej przez Atlantyk. 10 kwietnia 1912 r. to imponujące dzieło ambicji i postępu technicznego wyruszyło z Southampton w swój dziewiczy rejs. Na pokład weszło 1324 pasażerów (oprócz nich podróżowało 892 członków załogi) z różnych grup i klas społecznych.

RMS Titanic wypływa z Southampton 10 kwietnia 1912 r. fot. Francis Godolphin Osbourne Stuart (1843-1923), Wikipedia (PD-US)Pasażerów pierwszej klasy w istocie otaczał luksus: apartamenty urządzone w stylu Ludwika XVI czy empire, salony wypoczynkowe, restauracje, basen, salon fryzjerski - czego tylko dusza zapragnie. Największe wrażenie robiła dziobowa klatka schodowa w stylu króla Wilhelma i królowej Marii, z balustradą w stylu Ludwika XIV.

Niestety, projektując wnętrze statku, więcej uwagi poświęcono najdrobniejszym elementom wyposażenia niż szalupom ratunkowym. Ostatecznie na pokładzie znalazło się ich 20 - wystarczyło ich jedynie dla 1,1 tys. osób, czyli połowy pasażerów i członków załogi. Niestety pozwalało na to prawo. Jego aktualizacją zajęto się dopiero po katastrofie Titanica.

Po wypłynięciu z Southampton „niezatapialny” zawinął jeszcze do Cherbourga oraz Queenstown i otworzyła się przed nim droga przez Atlantyk do Nowego Jorku. Titanic pędził pełną parą ku swojemu tragicznemu przeznaczeniu. Pojawiały się co prawda ostrzeżenia, które mogły zmienić bieg historii, jednak nie spełniły swojej roli. Radiotelegrafiści odebrali ostrzeżenie o polu lodowym od SS America, ale nie dotarło ono do kapitana statku - Edwarda Johna Smitha. Brakowało wówczas określonych zasad przekazywania do dowództwa wiadomości docierających za pomocą telegrafu. Radiooperatorzy zajmowali się przesyłaniem życzeń z niezatapialnego Titanica od pasażerów do ich krewnych i znajomych na lądzie.

Był 14 kwietnia, zbliżała się północ, gdy błogi sen o bezpieczeństwie i komforcie na środku oceanu przemienił się w koszmar. Kiedy marynarze na bocianim gnieździe zaalarmowali mostek kapitański o górze lodowej, pozostało już bardzo mało czasu na reakcję. Pierwszy oficer William Murdoch wydał sternikowi komendę skrętu w lewo, a maszynownia otrzymała polecenie „cała wstecz”. Niestety nie udało się uniknąć kolizji. Statek uderzył w górę lodową o godz. 23.40.

Pierwszą osobą, która uświadomiła sobie, że katastrofa jest blisko, był konstruktor Titanica Thomas Andrews. Gdy podzielił się tą wiedzą z kapitanem, przyszedł czas, by przygotować szalupy i ratować, kogo się da. Początkowo niewiele osób było chętnych, by zajmować w nich miejsce, nadal nie dowierzając, że grozi im niebezpieczeństwo. Jednak między godz. 1.00 a 2.00 w nocy, gdy dało się zauważyć przechylenie statku, przy szalupach zaczęli tłoczyć się przerażeni pasażerowie. Orkiestra grała bez przerwy, by zapobiec panice - i było tak do końca, do ostatecznego zatonięcia Titanica.

Po godz. 2.00 zawalił się najpierw pierwszy, potem drugi komin, przestał pracować generator prądu i zapadła ciemność. Statek przełamał się na pół - część dziobowa poszła na dno od razu, rufa zniknęła pod wodą około godz. 2.20. Ci, którzy ocaleli w szalupach, czekali na statek Carpathia, który pędził na ratunek - dotarł do celu o godz. 4.00.

Przez kolejne dziesiątki lat rozważano przyczyny zatonięcia Titanica i okoliczności, które mogłyby temu zapobiec lub choćby umożliwić uratowanie większej liczby pasażerów.

Wiele zmienić mogło wcześniejsze dostrzeżenie góry lodowej, jednak warunki obserwacji były trudne, choć w tym przypadku pomogłoby ulokowanie obserwatorów także na pokładzie. Mogli szybciej dostrzec górę lodową, obserwując nagłe zniknięcie gwiazd nad horyzontem - świadczyłoby to obecności przeszkody, która je zasłaniała.

Być może lepiej byłoby, gdyby statek nie próbował ominąć góry lodowej, tylko w nią uderzył, woda zalałaby mniej przedziałów i Titanic utrzymałby się na powierzchni. Nie sposób jednak winić Williama Murdocha, że podjął decyzję, która sama się nasuwała, mając na działanie jedynie 40 sekund.

Odrębną kwestią jest mechanizm powstania uszkodzeń w kadłubie. Po zweryfikowaniu w ciągu ponad 100 lat rozmaitych koncepcji środowisko naukowe przychyliło się do teorii wadliwych nitów. To koncepcja o tyle ciekawa, że oprócz kwestii technicznych istotny jest w niej również kontekst… społeczny i ekonomiczny. Otóż w XIX i na początku XX w. blachy poszycia statków łączyły ręcznie za pomocą nitów czteroosobowe zespoły nitownicze. Jednak konkurencją stały się dla nich maszyny. Aby pokazać, że bardziej opłacalne jest zatrudnienie ludzi, nitownicy zaczęli pracować szybciej, by wbić więcej nitów w tym samym czasie. Z kolei kowale wyrabiający nity zaczęli dodawać do przekuwanej stali szlakę, co też później przyspieszało pracę. Niestety okazało się, że w konsekwencji te elementy stawały się bardziej kruche i były w stanie znieść mniejsze obciążenia. Arkusze blachy poszycia statku wytrzymały starcie z górą lodową, ale część łączących je nitów uległa zniszczeniu. Między arkuszami blachy pojawiły się szczeliny, przez które woda wniknęła do wnętrza kadłuba i zaczęła zatapiać Titanica.

Kiedy statek już tonął, pojawiła się jeszcze szansa na ratunek. Gdyby załoga statku Californian, który znajdował się w bliskiej odległości od Titanica, widząc rakiety wystrzelane w niebo, nawiązała kontakt z transatlantykiem, historia wszystkich pasażerów i załogi mogłaby zakończyć się szczęśliwie. Niestety dowództwo Californiana zadowoliło się domysłami, że to... fajerwerki, choć istnieją również doniesienia, że kolor rakiet był mylący.

Społeczeństwo w miniaturze

Na tragedię Titanica można także spojrzeć szerzej, biorąc go pod społeczną i kulturową lupę metafory. Transatlantyk jak w soczewce skupiał obraz społeczeństwa epoki edwardiańskiej. Klasę pierwszą zajmowała arystokracja lub ci, którzy dzięki pracy albo łutowi szczęścia zdobyli miliony - co prawda byli mniej życzliwie przyjmowani przez tę pierwszą grupę, ale jednak akceptowani. W klasie drugiej znalazły się mniej zamożne osoby, ale żyjące na przyzwoitym poziomie. Klasa trzecia należała do ludzi próbujących przetrwać, patrzących z nadzieją w stronę Nowego Świata, do którego zmierzali.

Świat społecznych granic świetnie oddawały realne, materialne zapory strzeżone przez załogę, które oddzielały międzypokładzie, gdzie przebywali pasażerowie trzeciej klasy, od pokładów klasy pierwszej i drugiej. Był to wymóg prawa amerykańskiego wprowadzony wiele lat przed rejsem Titanica, by zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby zakaźnej oczu - trachomy. Czy miał uzasadnienie na Titanicu? A może stanowił wygodne wytłumaczenie, by oddzielać ludzi gorszego sortu od tych ulepionych z lepszej gliny? Dzięki temu nic nie naruszało komfortu ich podróży.

Te bariery przyczyniły się do śmierci bardzo wielu osób z trzeciej klasy, wśród nich kobiet i dzieci, które wedle ówczesnej, a i zapewne współczesnej etyki powinny mieć pierwszeństwo w kolejce do szalup. Daniel Allen Butler w swojej książce „Niezatapialny. Pełna historia RMS Titanic” pisze, że najtrudniejsze do obalenia dla pasażerów trzeciej klasy okazały się bariery przekonań o własnej podrzędnej roli, o konieczności zdania się na decyzje dowództwa i załogi statku, choć z każdą chwilą stawało się jasne, że nikt z wyższych pokładów nie myśli o tym, by dać im szansę przeżycia. Większość osób trwała w bezradności. Część zawalczyła o możliwość wydostania się na pokład szalupowy, a spośród nich garstce udało się uratować.

W epoce edwardiańskiej przekonanie o niemożności decydowania o sobie, słuszności przestrzegania ścisłych granic przestrzeni życiowej dla przedstawicieli klas niższych powoli jednak topniało. Coraz silniej dawały o sobie znać nurty polityczne i społeczne, które upominały się o wykluczane do tej pory grupy, a jednocześnie poddawały w wątpliwość porządek ustanowiony, wydawałoby się, przez siłę wyższą. Socjaliści i sufrażystki przekonywali, że zmiana jest możliwa, a kobiety i klasy niższe mogą więcej. Były to ostatnie dni świata raz na zawsze ustalonych norm, stałości porządku życia. Ostateczny cios zadał im pierwszy globalny konflikt zbrojny lat 1914-1918.

Sny o potędze

Zarówno I wojna światowa, jak i katastrofa Titanica uderzyły w jeszcze jedno kluczowe przekonanie społeczeństw Europy i Ameryki. Całkowite zaufanie owocom dynamicznego postępu technicznego, dzięki któremu, jak się wydawało wielu, człowiek ostatecznie ujarzmił siły natury, okazało się zgubne. Ludzkie wynalazki miały przynieść powszechny pokój i szczęście, tymczasem zawodziły, jak w przypadku Titanica lub mogły posłużyć jako narzędzie zagłady, jak działo się w czasie I wojny światowej.

Pierwsza dekada XX w. stanowiła zwieńczenie stulecia przemian cywilizacyjnych, jakich nigdy wcześniej nie doświadczyła ludzkość. Pojawił się silnik parowy, potem spalinowy, a także oświetlenie elektryczne. Prędkość podróżowania po lądzie zwiększyła się trzykrotnie, a po morzu - czterokrotnie. Był to również czas wybitnych osiągnięć w dziedzinie fizyki, chemii, psychologii czy medycyny. Nauka zaczęła grać pierwsze skrzypce w sferze postępu ekonomicznego, stała się podporą przemysłu.

Jeśli dokonał się tak wielki skok rozwojowy, nietrudno podejrzewać, że ci, którzy się z nim utożsamiali - Europejczycy i Amerykanie, zwłaszcza z klas wyższych, nabrali przekonania, że ludzkości nie sposób już pokonać. Stąd przemierzanie Atlantyku pełną parą bez względu na pogodę i stan morza (była to powszechna praktyka przed katastrofą Titanica) czy brak jasnych procedur przekazywania ostrzeżeń o polach lodowych i innych zagrożeniach na mostek kapitański. Nie uświadomiono sobie, że te uchybienia i brak ostrożności mogą skończyć się tragedią, dopóki faktycznie do niej nie doszło. A kiedy już się zdarzyła, ci, którzy patrzyli szerzej i wzięli pod uwagę wszystkie okoliczności, stwierdzili, że przy takiej brawurze kiedyś musiało do niej dojść. Na szczęście był to punkt wyjścia do koniecznych zmian - zmodyfikowano przepisy Izby Handlu i wprowadzono odpowiednie zasady bezpieczeństwa, także te dotyczące takiej liczby szalup, by mogli na nich znaleźć miejsce wszyscy pasażerowie i załoga. 

Cień Bałkanów

Przyglądając się wydarzeniom 1912 r., społeczeństwom europejskim w tym czasie, nie sposób pominąć kwestii politycznych, tym bardziej że zbliżał się 1914 r. i wybuch I wojny światowej, zatem w polityce już 2 lata wcześniej musiało dziać się wiele. Zanim jednak przejdziemy do sedna wydarzeń 1912 r., odpowiedzmy na pytanie, jaki polityczny porządek świata wówczas panował.

Ład europejski a aspiracje półwyspu

Po zwycięstwie nad Napoleonem potęgi europejskie postanowiły skonstruować nowy ład i wpisać w niego mechanizmy, które nie pozwolą na zburzenie równowagi sił w przyszłości. Podczas kongresu wiedeńskiego ustalono, że żadne z państw europejskich nie będzie dominowało nad innymi, a jednocześnie cztery główne (Anglia, Austria, Prusy, Rosja) miały dbać o przestrzeganie tej zasady i przy okazji władać całą Europą. System ten nosił miano Świętego Przymierza. Przez 100 lat udawało się utrzymać jego postanowienia w mocy, mimo okresowych komplikacji. Jednak z czasem różnic dzielących państwa mające zadbać o równowagę w Europie narosło już tak wiele, że doszło do powstania dwóch wrogich sojuszy. Pierwszy - Trójporozumienie stworzyły Wielka Brytania, Francja i Rosja, a drugi - Trójprzymierze - Niemcy, Austro-Węgry i Włochy.

Jak wiadomo, jedną z przyczyn pierwszego globalnego konfliktu zbrojnego był tzw. kocioł bałkański, czyli sprzęgnięcie sprzecznych interesów poszczególnych narodów żyjących na półwyspie, a zarazem ich protektorów - mocarstw europejskich. Druga połowa 1912 r. upłynęła pod znakiem burzliwych wydarzeń z nim związanych. Zajrzyjmy zatem pod pokrywę „kotła bałkańskiego”, w którym już zaczynało wrzeć, by w 1914 r. doszło do tragicznego w skutkach wybuchu.

Wojny bałkańskie

Głównym wrogiem dla państw bałkańskich była Turcja, okupująca część półwyspu. Tak więc kiedy poniosła klęskę w wojnie z Włochami o interesy w Afryce, Serbia i Bułgaria postanowiły wykorzystać okazję i uderzyć w osłabionego nieprzyjaciela. Ponadto na początku 1912 r. powstał system sojuszy między Serbią i Bułgarią oraz Grecją i Czarnogórą, pod nazwą Ligi Bałkańskiej.

W październiku 1912 r. Czarnogóra, a następnie Serbia, Bułgaria i Grecja wypowiedziały Turcji wojnę. Trwała ona do grudnia i zakończyła się pełnym zwycięstwem Ligi. Udało się jej wyprzeć Turcję z Półwyspu Bałkańskiego. Wytworzyło to swego rodzaju próżnię w regionie. Rozprawiwszy się z Turcją, państwa bałkańskie mogły skonfrontować się ze swoim kolejnym wrogiem, Austro-Węgrami, a to oznaczałoby już włączenie w konflikt na mocy sojuszy wielu innych państw europejskich.

Zanim jednak do tego doszło, na półwyspie wybuchła kolejna wojna. Bułgaria była niezadowolona z postanowień konferencji pokojowej w Londynie, na mocy której przyznano jej nie tak znaczne obszary, jak oczekiwała, tymczasem Serbii przekazano terytoria niewspółmiernie znaczne w stosunku do jej zaangażowania w wojnę, zatem w czerwcu 1913 r. wypowiedziała swojemu sąsiadowi wojnę. Konflikt rozstrzygnął się w ciągu miesiąca - w lipcu Bułgaria została pokonana.

Wojny bałkańskie przeobraziły półwysep całkowicie. Zabrakło Turcji, jednego z głównych rozgrywających w regionie. Serbia (i wspierającą ją Rosja) zyskała na znaczeniu i zaczęła coraz wyraźniej prowadzić politykę antyhabsburską, wykorzystując słabość Austro-Węgier.

Światowa wojna u bram

W kotle bałkańskim wrzało coraz bardziej i miało to coraz większe znaczenie dla pokoju w Europie. Choć przyczyn I wojny światowej było wiele, to kropla, która przelała czarę goryczy europejskich waśni, pochodziła z kotła bałkańskiego. 28 czerwca 1914 r. serbski nacjonalista Gawriło Princip zastrzelił w Sarajewie następcę tronu Austro-Węgier arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żonę Zofię. W następstwie tego wydarzenia Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii i w tym momencie ruszyła sojusznicza machina. Rosja ogłosiła mobilizację, Niemcy zagroziły wypowiedzeniem wojny, wówczas mobilizację ogłosiła Francja, kolejnymi ruchami II Rzeszy było wypowiedzenie wojny Rosji, a następnie Francji. Niemcy, które ze względu na swoje ambicje i przekonanie, że należy im się lepsza pozycja na arenie międzynarodowej, na wojnę przygotowywały się od lat, wkroczyły na teren Belgii, by dotrzeć do Francji.

Wskutek I wojny światowej zginęło 10 mln ludzi, tyle samo padło ofiarą głodu i powojennej epidemii grypy. Wydarzyła się rewolucja rosyjska, która pochłonęła jeszcze więcej ofiar. Pojawiły się stalinizm, nazizm, nastąpił wybuch kolejnej wojny światowej i kolejna hekatomba. Katastrofa nadchodziła wielkimi krokami i choć w 1912 r. można było je usłyszeć, wielu nie dowierzało jeszcze, że jest możliwa.

 

Literatura dostępna u autorki

Anna Sobótka Anna Sobótka

Anna Sobótka jest dziennikarką i sekretarzem redakcji "Przeglądu Pożarniczego", pracuje w redakcji od 2018r.

do góry