• Tłumacz języka migowego
Szkolenie Adam Romas

We play with Firenerd

21 Lipca 2023

W dniach 17-21 maja w Szkole Głównej Służby Pożarniczej odbyły się Warsztaty Ogniowe 2023, czyli szkolenie z zakresu gaszenia pożarów wewnętrznych, prowadzone w języku angielskim przez uważanego za jednego z najlepszych w tej dziedzinie szwedzkiego instruktora Larsa Axelssona, znanego szerzej jako The Swedish Firenerd.
Część praktyczna odbyła się na terenie Bazy Szkolenia Poligonowego i Innowacji Ratownictwa SGSP w Nowym Dworze Mazowieckim, a teoretyczna w SGSP w Warszawie. Całe wydarzenie zostało zorganizowana z inicjatywy Koła Naukowego Działań Gaśniczych SGSP, przy współpracy z firmą Supron1 i FLIR Teledyne.

Głodni wiedzy

To niezwykłe, jak wielkim zainteresowaniem cieszyły się warsztaty. Warto dodać, że odbiorcami nie byli wyłącznie podchorążowie zrzeszeni w KNDG, lecz także grono szanowanych instruktorów gaszenia pożarów wewnętrznych z całej Polski - interesującym ich zagadnieniom poświęcony był osobny dzień szkolenia.
Finalnie w warsztatach wzięło udział ponad 40 osób. Dodatkowo pierwszego dnia odbył się otwarty dla wszystkich wykład „Natarcie na pożar. Procedury i decyzje podczas pożarów wewnętrznych”, stanowiący doskonały wstęp do kolejnych, już bardziej praktycznych części szkolenia. Całości przekazanej wiedzy zdecydowanie nie sposób zawrzeć w jednym artykule, ale to, co zasługuje na szczególną uwagę, to podejście Larsa Axelssona do perfekcyjnego wykorzystania w procesie szkolenia domków w małej skali i wielu możliwości, które dają.

Skuteczne szkolenie z użyciem modeli

Użycie „domków dla lalek” w procesie nauki nie jest tematem nieznanym, a zalet ich wykorzystywania chyba nie trzeba przedstawiać. W naszym kraju często spotykamy modele proponowane przez fundację cfbt.pl, które wykorzystywane są chociażby podczas szkoleń zgodnych z zatwierdzonym przez komendanta głównego PSP „Programem szkolenia z zakresu gaszenia pożarów wewnętrznych”. Budujemy je zwykle z płyt OSB o grubości od 15 do 22 mm. Całość skręcana jest wkrętami do drewna, a ewentualne niedoskonałości montażowe uszczelniane są tak, aby wydłużyć czas pokazu. Za oceanem popularnością cieszą się modele metalowe (np. Max Fire Box), które w dłuższej perspektywie są bardziej ekonomiczne (nie ma konieczności budowy nowych domków).
Niezależnie od materiału, z którego je wykonamy, domki stanowią świetne narzędzie do obserwacji wielu zjawisk pożarowych, takich jak m.in. dymotwórczość różnych materiałów, przewodnictwo cieplne, piroliza, zapłony gazów pożarowych czy choćby słynny wsteczny ciąg płomieni - backdraft. Coraz częściej płonące modele stanowią element szkolenia podstawowego strażaków, pokazując słuchaczom wszystko to, na co należy zwrócić uwagę podczas realnych działań.
Nie inaczej było podczas naszych warsztatów. Gość ze Szwecji szczególnie upodobał sobie pracę z małymi domkami, co tym bardziej zmotywowało nas do ich budowy i zwrócenia uwagi na to, co je odróżnia od tych do tej pory przez nas wykorzystywanych.

Wyzwanie logistyczne

Organizując warsztaty, wiedzieliśmy, że w stosunku do tych wcześniej prowadzonych zmianie ulegnie nie tylko prowadzący, ale w dużej mierze same materiały dydaktyczne. Aby dopiąć wszystko na ostatni guzik, członkowie Koła zostali podzieleni na zespoły zajmujące się konkretnymi zadaniami.
Otrzymaliśmy wytyczne co do wymiarów modeli i ich specyficznych rozwiązań. Zdumiały nas rozmiary niektórych domków, wyraźnie większe niż tych używanych dotychczas. Sama ich liczba też robiła wrażenie, ponieważ przygotowanych zostało aż 15 modeli. W newralgicznych miejscach narażonych na wysoką temperaturę modele były wzmacniane dodatkowymi płytami kartonowo-gipsowymi, co w dużej mierze przedłużyło czas pokazów i pozwoliło na ich jeszcze lepsze wykorzystanie. Z pewnością też upodobniło je do realnych mieszkań, których ściany również wykańczane są z użyciem wspomnianych płyt.
Pojawiła się też nowość w postaci szyby żaroodpornej do obserwacji zjawisk zachodzących wewnątrz pomieszczeń. Nowe rozwiązania to także nowe problemy, z którymi przyszło nam się zmierzyć, jak choćby konieczność stworzenia szczelnego układu z szybą, ale dającego się szybko zdemontować, czy szukanie metody łączenia pojedynczych płyt OSB w większe elementy. Pomysły na podobne rozwiązania przychodziły nam do głowy już wcześniej, jednak dopiero teraz miały się stać rzeczywistością.

Mały domek i domek z daszkiem

Próba ugaszenia pożaru / fot. Waldemar PrussModele małego domku i domku z daszkiem nie różniły się znacząco od tych używanych przez nas do tej pory. Były nieznacznie większe, wykorzystano w nich także elementy wykonane z płyty g-k, a sam daszek miał dodatkowo zakręt, który wpływał na kierunek przepływu gazów pożarowych i rozkład temperatury. W domku w kształcie litery „L” daszek tak naprawdę stanowił pełnoprawne ściany korytarza - na jego początku wykonano otwór wejściowy prowadzący do niego. Daszek stanowił dodatkowy element do małego domku - dzięki temu udało się oszczędzić materiał i uprościć pracę stolarską (podwójne wykorzystanie jednego domku).
Świetnym rozwiązaniem okazało się ustawienie modelu z daszkiem na wysokim podwyższeniu (ponad 2 m). Dzięki temu uczestnicy kursu mogli bezpiecznie i wygodnie oglądać wszelkie zjawiska związane z przepływem dymu zarówno na własne oczy, jak i przy użyciu kamer termowizyjnych. Trzeba było przy tym uważać na stabilność domku oraz na warunki atmosferyczne (wiatr, promienie słoneczne), a także pamiętać o wyposażeniu stanowiska w podest dla instruktorów prowadzących pokaz.
Przebieg spalania modelu nie różnił się od tego, który znamy z naszych szkoleń. Został on przedstawiony w artykule „Pożary wewnętrzne - nowa jakość (cz. 2)” w styczniowym numerze Przeglądu Pożarniczego z 2016 r.

Domek dwupomieszczeniowy

Początkowy etap pokazu z domkiem dwupomieszczeniowym / fot. Robert KozłowskiO ile poprzedni pokaz stanowił tylko małą ewolucję tego, co już było nam znane, o tyle domek składający się z dwóch pomieszczeń to pełnoprawna rewolucja. Składał się on z dwóch segmentów, które nie były ze sobą połączone od początku. Pierwszy z nich miał trzy otwory, z czego dwa znajdowały się na bocznych ścianach, a trzeci w suficie. W każdym z nich były drzwiczki pozwalające na inspekcję pożaru oraz symulowanie różnych torów przepływu powietrza.
W naszych domkach pokaz często dobiegał końca w momencie przepalenia się drzwi lub wystąpienia silnego pożaru płyty tworzącej otwór. Tym razem drzwi i sama ścianka zostały obłożone płytą g-k. Narożnik pomieszczenia, w którym rozpalany był pożar, został również wzmocniony płytami... Dzięki tym rozwiązaniom byliśmy w stanie osiągnąć rewelacyjny czas pokazu, wynoszący niemal dwie godziny.
Największą ciekawość wzbudzała szyba żaroodporna, ustawiona naprzeciw uczestników. Jej pokaźne rozmiary umożliwiły wygodną obserwację rozwoju pożaru oraz rozkładu dymu wewnątrz pomieszczenia przy zamkniętym dopływie świeżego powietrza. Sama szyba była zamontowana za pomocą czterech metalowych uchwytów z nałożonymi kawałkami materiału (tak, aby metal nie dotykał bezpośrednio powierzchni szkła), natomiast za uszczelnienie służył specjalny żaroodporny sznurek. W tej roli całkiem dobrze sprawdzał się także zwykły sznur, który został uprzednio nasączony wodą z dodatkiem środka pianotwórczego. Pozwalał na utrzymanie dostatecznej szczelności aż do momentu utraty przezierności szkła.
Ciekawym doświadczeniem była także obserwacja zmieniającej się termiki szyby w czasie pożaru. Początkowo wysoka temperatura utrzymywała się wyłącznie w górnej warstwie, a jej granica w przybliżeniu odpowiadała płaszczyźnie neutralnej. Było to doskonale widoczne w używanych przez nas kamerach termowizyjnych. Ta sytuacja pokazuje, że kamery termowizyjne radzą sobie z elementami przezroczystymi, takimi jak wspomniane szkło.

Więcej dymu!

Po omówieniu wszystkich zjawisk, które można było zaobserwować w pierwszej części domku, przyszedł moment, by dodać kolejne pomieszczenie. Ze względu na dobre przygotowanie cały proces zajął kilka minut, tymczasem pożar nie był wygaszany, a jedynie lekko tłumiony. Elementy zostały dosunięte czołowo do siebie, a następnie dokręcone przy pomocy obejmy wykonanej z płyt OSB i wkrętów. Powstały model był już znacznych rozmiarów (około 1,5 m długości), a przy tym do prowadzenia zajęć z jego użyciem były potrzebne dwie osoby wyposażone w sprzęt ochrony dróg oddechowych.
Ilość powstałego dymu okazała się na tyle duża, że bez problemu można było obserwować przepływy gazów w kamerze termowizyjnej. Sam moment zapłonu gazów był łatwiejszy do przewidzenia, a dym - nośnik ciepła ogrzewał „nowe pomieszczenie” w okolicy toru przepływu. Otwór w pomieszczeniu nr 2 miał takie same wymiary, jak ten w pomieszczeniu nr 1, dzięki czemu mogliśmy wykorzystać poprzednio używane drzwi. Połączenie pomieszczeń dało nam jeszcze większe możliwości konfiguracji otworów, a przede wszystkim umożliwiło obserwowanie wpływu różnych prądów wody i technik gaśniczych na chłodzenie powierzchni i gazów pożarowych bez bezpośredniego oddziaływania na pożar.
Własne pomysły realizowane przez uczestników warsztatów / fot. Robert KozłowskiNależałoby też wspomnieć o wielkości modelu. Mimo większego kosztu budowy i rozmiaru okazało się, że zjawiska tam zachodzące są równie powtarzalne, a sam pożar łatwy do kontrolowania. Wyraźnie reagował na zmianę wentylacji lub na całkowite zamknięcie wszystkich otworów, pokazując, jak ważnym elementem jest kontrola wentylacji. Osiągnięty raz wsteczny ciąg płomieni - backdraft był powtarzalny raz za razem w prosty sposób.
Większy model oznaczał także większe pomieszczenia - pozwoliło nam to na umieszczenie kamer termowizyjnych w środku i obserwowanie zmian tak, jak byśmy byli rotą gaśniczą wewnątrz pomieszczeń objętych pożarem. Większy rozmiar domku umożliwił jeszcze lepszą obserwację przepływu gazów pożarowych, rozkładu temperatur czy wizualizację efektów podawania różnych prądów gaśniczych.
Dzięki wzmocnieniu konstrukcji płytami g-k mieliśmy więcej czasu, aby dosłownie i w przenośni bawić się modelem tak, jak chcieliśmy. Był to strzał w dziesiątkę. Według Larsa nie ma przeciwwskazań, aby raz nagrany pokaz odtwarzać wielokrotnie, jednak to konfigurowanie różnych elementów pozwala lepiej zrozumieć pewne mechanizmy. Dzięki temu porównaliśmy skuteczność różnych prądów wody w gaszeniu i chłodzeniu gazów oraz powierzchni, płynnie zmienialiśmy przepływ jedno- i dwukierunkowy w danych otworach czy symulowaliśmy pożar intensyfikowany wiatrem i obserwowaliśmy jego charakterystyczne objawy. Można śmiało powiedzieć, że oczekiwaliśmy od tego modelu wiele, a dostaliśmy znacznie więcej. Warto dodać, że podczas pokazu z wykorzystaniem domków wykorzystywaliśmy głównie małe opryskiwacze ręczne.

A gdyby tak wejść do modelu?

Jeśli półtorametrowy domek zrobił wrażenie, to co powiedzieć o konstrukcji o wymiarach około 2,5 x 2,5 x 2,5 m? Padło pytanie, czy taką niewielką altankę, składającą się z dwóch ścian i dachu, można jeszcze rozpatrywać w kategorii „domku dla lalek”. Sami byliśmy nieco sceptycznie nastawieni do tego rozwiązania. Nie chodziło nam o możliwości edukacyjne, lecz o ekonomię, wszak na jeden „domek - narożnik” przypadało ponad 12 płyt (w zależności od liczby wzmocnień), co odpowiada liczbie potrzebnej do wybudowania około 30 małych domków. Słysząc jednak zapewnienia Larsa, że jest to najlepszy punkt szkolenia, nie sposób było nie wykonać modelu choćby w jednym egzemplarzu.
Wycinanie ścian poszło gładko, natomiast szybko zorientowaliśmy się, że całość nie utrzyma się jako konstrukcja samonośna i konieczne będzie stworzenie dla niego prowizorycznej ramy. Gdy konstrukcja utrzymywała się już w pionie, dodaliśmy kolejną warstwę płyt w narożniku (bezpośredniej okolicy paleniska), a także kilka zastrzałów dla usztywnienia konstrukcji.
Inną kwestią było przygotowanie pola sprzętowego. W gotowości znalazły się spryskiwacze różnej wydajności, gaśnice proszkowe i śniegowe, węże ogrodowe oraz linia gaśnicza, symulujące różne roty i pojazdy używane w czasie akcji, palnik do ponownego rozpalania ognia, a także kilka litrów oleju napędowego, nadającego pokazowi dynamiki. W narożniku został ustawiony stos z dwóch palet i innych odpadów drzewnych, który był docelowym miejscem pożaru.

A teraz ugaś pożar

Gdy wszystko było gotowe, przypisaliśmy sprzęty do konkretnych osób. Za każdym razem mieliśmy za zadanie ugasić pożar, odpowiednio stopniując dostępne siły i środki. Co ważne, każdy kolejny pożar miał mieć nieco większą moc od poprzednio ugaszonego, jednak sam moment rozpoczęcia akcji wybieraliśmy my.
Szybkie przypomnienie zasad bezpieczeństwa i zaczynamy. Osoba odpowiedzialna za rozpalanie polała stos olejem napędowym, a następnie podpaliła. Dla przedłużenia żywotności modelu nie polewaliśmy jego ścianek. Pierwsze zarzewia nie wymagały dużych ilości wody. Bez najmniejszego problemu poradziła sobie z nimi jedna rota z najmniejszym spryskiwaczem. Z każdą kolejną próbą było już nieco trudniej. W pewnym momencie trzeba było zadysponować kolejne „zastępy” z urządzeniami o większej wydajności.
Od tego momentu możemy mówić o trudnościach z opanowaniem pożaru. Szczególnie uciążliwe okazało się dotarcie do wszystkich zakamarków, w których panoszył się ogień. Zwiększając dalej moc pożaru, doszliśmy do etapu, w którym podejście do stosu było utrudnione ze względu na płonące gazy pożarowe tuż nad naszymi głowami i wysoką temperaturę. Od tego momentu uaktywniły się kolejne prądy wody i gaśnice, które umożliwiły nam podejście bliżej ogniska pożaru i podjęcie próby ugaszenia.
Pokaz zakończył się w momencie wykrycia pierwszych dużych nieszczelności modelu. Z pozoru proste ćwiczenie dało nam wiele do myślenia. Przede wszystkim miało pokazać, że w gaszeniu nie chodzi o wielką wydajność, ale o dostęp do poszczególnych powierzchni, które płoną - kąty natarcia (z ang. angle - problem). Dwa mniejsze spryskiwacze radziły sobie zdecydowanie lepiej niż jeden duży o większej wydajności.
Ponadto mogliśmy namacalnie odczuć moc pożaru i jego nieliniowy przyrost. Zwiększenie czasu niezakłóconego palenia o 10 s przy pierwszych próbach było ledwie zauważalne, a przy ostatnich powodowało drastyczną różnicę w mocy. Uzmysławia to, jak wielkim przeciwnikiem jest dla nas czas.
Sama palność gazów to problem głównie dotyczący dotarcia do miejsca pożaru. Schłodzenie warstwy podsufitowej bez ataku na źródło ognia powodowało wyłącznie chwilową poprawę sytuacji, po której następował powrót płomieni nad głowami. Współpraca i dobra komunikacja były kluczem do sukcesu.
Aby zrozumieć każdy aspekt działań, uczestnicy szkoleń wymieniali się pełnionymi funkcjami. Co ważne, domek po pokazie był tylko w niewielkim stopniu uszkodzony, dzięki czemu po przeprowadzeniu prostych napraw okazał się zdatny do kolejnych prezentacji. Budowa modelu z metalu to jednak jeszcze lepsze rozwiązanie, które w dłuższej perspektywie jest uzasadnione ekonomicznie. Oczywiście, podobne ćwiczenia można przeprowadzić bez specjalnego modelu, jednak jego wielkość i widoczność zachodzących zjawisk dla ludzi z zewnątrz zachęca do jego wykonania. Taka inscenizacja w idealny sposób pokazuje, jak gasić pożar i co jest istotne podczas natarcia.

Otwarcie się na nowe doświadczenia

Opisane działania to tylko wycinek tego, co działo się na poligonie. W artykule nie wspomniałem o fizykochemii spalania, poruszaniu się z linią gaśniczą, wentylacji czy sekwencjonowaniu natarcia, co stanowiło główny element warsztatów. Całość przekazanej wiedzy i doświadczeń pozwala uznać Warsztaty Ogniowe 2023 za wspaniałe przeżycie i doskonały przykład dobrego szkolenia.
Nie bez znaczenia była tutaj postawa Larsa Axelssona wobec nas, uczestników. Wielokrotnie zwracał uwagę, że jest tutaj dla nas i starał się rozluźniać atmosferę, nie tracąc przy tym nic ze swojego profesjonalizmu. Mimo bariery językowej rozumieliśmy się bez większych trudności i nie obawialiśmy się zadawać niewygodnych pytań.
Warsztaty pokazały nam nieco inne i nowe dla nas podejście do szkolenia z zakresu pożarów wewnętrznych. Z pewnością wiele elementów zostanie uwzględnionych w szkoleniu podstawowym w zawodzie strażak realizowanym dla podchorążych SGSP. Mamy nadzieję, że nie było to ostatnie wydarzenie tej skali organizowane przez KNDG.
Dziękujemy władzom SGSP, wszystkim zaangażowanym pracownikom i funkcjonariuszom, w szczególności z Działu Doskonalenia Zawodowego i Poligonu SGSP: kierownikowi - bryg. Grzegorzowi Bełtowskiemu oraz koordynatorowi warsztatów - mł. bryg. Marcinowi Kuźmińskiemu. Ogromne podziękowania kierujemy też pod adresem firmy FLIR, bez której warsztaty te nie mogłyby się odbyć.

Adam Romas Adam Romas

st. sekc. pchor. Adam Romas jest studentem SGSP, członkiem Koła Naukowego Działań Gaśniczych

do góry