• Tłumacz języka migowego
Ratownictwo i ochrona ludności Aleksander Mirowski

Mitologia USAR

28 Marca 2023

Niniejszy artykuł ma rzucić nieco światła na grupę specjalistyczną będącą częścią Unijnego Mechanizmu Ochrony Ludności i biorącą - już kolejny raz - udział w działaniach ratowniczych poza granicami kraju. Należy zatem rozpocząć od mocnego akcentu. Zaczniemy od obalenia pewnego mitu. Albo dwóch.

Przedarcie się przez stosy gruzu do poszkodowanychbyło bardzo trudne fot. Marek Brzostowicz / Zespół Pomocy Humanitarno-MedycznejPo pierwsze, nie ma w Państwowej Straży Pożarnej wyjazdu na „misję”. Strażak PSP bierze udział w działaniach ratowniczych poza granicą państwa. „Misja”, choć przyjęła się w obiegu doskonale, w naszej służbie jest niczym „chodzenie w adidasach” czy „jeżdżenie Jeepem”. Wszyscy wiedzą, o co chodzi, ale pojęcia „misji” w PSP nie ma. Kropka.
Po drugie, nazwa HUSAR/USAR Poland (Urban Search And Rescue Group) nie ma nic wspólnego z ciężką polską jazdą nazywaną husarią (lub nomen omen ze staropolskiego usarią). Pomijając sam fakt, że nie jeździmy na koniach ani nie walczymy z gruzami kopią lub szablą, to ojcom założycielom grup USAR w najśmielszych wizjach takie powiązanie się nie śniło. Nie wiem, czy nawet dziś INSARAG (International Search and Rescue Advisory Group) zdaje sobie sprawę ze zbieżności tych nazw. Tak silnie, jak strażackie fora pękają od teorii w tej kwestii, tak mocno mijają się tu z prawdą.
Prawdopodobnie w tym momencie (co odradzam z szacunku do PP) ktoś cisnął już „Przeglądem” o ścianę, złorzecząc w stronę autora, gdyż powyższe teorie o ratowniku - jeźdźcu galopującym samolotem na misję, choć mijają się z prawdą, mają się w internetach całkiem dobrze. Do tej grupy może w artykule uda się mrugnąć okiem, próbując wyjaśnić, co współczesny polski ratownik może mieć jednak wspólnego z legendarną konnicą, która łopotem skrzydeł husarskich zwiastowała zmianę na polu bitwy. Może i coś o misji się tu znajdzie.

Smutna geneza

Niestety nie zaczęło się dobrze. Rok 1985. Trzęsienie ziemi w Meksyku zabija 8770 osób, a 100 000 pozostawia bez dachu nad głową. W 3 lata później kataklizm dotyka Armenię, zabijając 25 000 osób. Tysiące wolontariuszy rusza z pomocą. W obu przypadkach wysłane zostają zespoły poszukiwawczo-ratownicze z całego świata. Nie da się jednak ukryć, że ci ratownicy nie są ani dobrze wyszkoleni, ani wyposażeni, ani skoordynowani. To tylko potęguje zamieszanie. Nie dało się jednak nie zauważyć, że taki potencjał i wola w ludziach nie tylko mogą, ale muszą służyć pomaganiu dużo efektywniej. Uczestnicy tych działań byli zgodni, że potrzebna jest lepsza współpraca między różnymi organizacjami w ramach operacji poszukiwawczo-ratowniczych. Tak więc rządy zgodziły się przyjąć globalne wytyczne techniczne i międzynarodowo akceptowane mechanizmy koordynacji w celu poprawy gotowości i reagowania na sytuacje kryzysowe. W ten sposób narodził się INSARAG, którego celem stało się ustanowienie minimalnych międzynarodowych standardów dla zespołów poszukiwawczo-ratowniczych (USAR) oraz metodologii międzynarodowej koordynacji reagowania na trzęsienia ziemi. Zaczęło się od małej grupy państw na czele ze Szwajcarią, a rozszerzało stopniowo na inne części świata. Zgromadzenie Ogólne ONZ zatwierdziło globalne wytyczne INSARAG w 2002 r.
Zanim jednak do tego doszło, 35 delegatów z 15 krajów spotkało się w Niemczech, aby dać początek organizacji INSARAG. W 1994 r. opublikowano pierwsze wytyczne, gromadzące wiedzę, doświadczenie i wnioski wyciągnięte z działań i szkoleń na przestrzeni lat. Wytyczne te określają minimalne standardy dla zespołów USAR do dziś. Jednym z najprostszych przykładów jest standaryzacja „systemów markowania obiektów”, która służy wymianie kluczowych informacji między zespołami. Znakowanie zawiera dane o zespole, który pracował w danym miejscu, zagrożeniach, jakie można spotkać, stopniu prawdopodobieństwa przebywania w środku osób żywych czy estymacji czasu wydobycia. Wszystko w jednej prostej grafice. Uniwersalna metoda znakowania, która jest czytelna, konsekwentnie stosowana oraz łatwa do przekazania i zrozumienia, to jeden z pierwszych kroków do skuteczniejszego działania.

Charakterystyka grup

Standardy same w sobie to nie wszystko. Coś lub ktoś musi zadbać o ich wdrożenie i utrzymanie. W 2005 r. wprowadzono System Klasyfikacji Zewnętrznej (IEC - INSARAG External Classification), który poświadcza, że dana GPR/USAR mają niezbędne umiejętności, sprzęt i środki do udzielania skutecznej pomocy międzynarodowej.
Klasyfikacja to kompleksowa weryfikacja przygotowania danej grupy do działań międzynarodowych. Zaczyna się od skrupulatnej weryfikacji dokumentacji, na ćwiczeniu poligonowym kończąc. Oparta jest na szczegółowej checkliście, która punkt po punkcie weryfikuje każdy możliwy aspekt działań zespołów - począwszy od minimalnej grubości ściany, którą mają przebić, przez weryfikację technik wysokościowych, po techniki stabilizacji naruszonych konstrukcji. Przygotowanie do klasyfikacji liczy się w latach.
Do dziś sklasyfikowano 62 grupy, a wiele innych czeka na sklasyfikowanie.
Oczywiście raz zdobyte papiery nie są dane na zawsze. Co 5 lat od uzyskania klasyfikacji zespoły muszą dokonać „reklasyfikacji” (IER), aby zachować swój status classified team.
IEC/R (proces klasyfikacji / reklasyfikacji) to dobrowolny, niezależny proces wzajemnej oceny, mający na celu zapewnienie „mierzonego na miarę” rozmieszczenia w pełni profesjonalnych grup USAR. Zespoły można sklasyfikować jako ciężkie (heavy) lub średnie (medium), a od 2019 r. również jako lekkie, w zależności od ich możliwości operacyjnych wynikających z liczby personelu, jego kompetencji, sprzętu, a przez to także ilości zadań, jakie grupa jest w stanie podjąć. Stąd zapewne wzięła się HUSAR-ia. Proces pozwala na przypisanie zespołów do odpowiedniego miejsca i rodzaju pracy po przybyciu do dotkniętego kataklizmem kraju. Jeśli kraj jest zaznajomiony z modułem USAR, tym efektywniej może skorzystać z jego możliwości operacyjnych. Co więcej, standaryzacja grup poszukiwawczo-ratowniczych, odbywająca się w ramach precyzyjnej klasyfikacji/reklasyfikacji, sprawia, że gdziekolwiek takie grupy się spotkają, doskonale wiedzą, czego mogą się po sobie spodziewać. Dzięki temu łatwo nawiązują współpracę, nie tracąc czasu na „badanie się” w trakcie działań. To oczywista korzyść dla osób poszkodowanych, dla których czas jest kluczowy.
Sama klasyfikacja grupy USAR w danym kraju to też jasne wyznaczenie standardu dla całej specjalizacji, jaką są grupy poszukiwawczo-ratownicze. To zestaw gotowych praktyk, rozwiązań i kierunków - jeśli tylko nimi podążymy, mamy możliwość szybkiego i trwałego wzrostu w ramach ratownictwa na poziomie własnego kraju.

(H)USAR Poland

Polska grupa poszukiwawczo-ratownicza została sklasyfikowana jako (H)USAR w 2009 r., będąc dopiero jedenastą taką grupą na świecie (!) - nie miały ich choćby takie kraje, jak Francja czy Hiszpania.
W tamtym momencie, patrząc globalnie na rozwój grup poszukiwawczo-ratowniczych na świecie, weszliśmy do ścisłej elity - głównie dzięki niezwykłemu wysiłkowi jaki podjął w tamtych latach zespół szalenie ambitnych i konsekwentnych ludzi. Oczywiste jest, że dzięki wysokiej etyce pracy polskiego ratownika cechującej się zarówno sumiennością jak i kreatywnością, nie zamierzamy tej elity opuszczać.
Od tamtej pory USAR Poland według nomenklatury INSARAG to też POL-01 - pierwszy człon stanowi olimpijski skrót nazwy kraju, a drugi oznacza, którą sklasyfikowaną w kraju grupą jesteśmy. Gdybyśmy na przykład zauważyli w działaniach zespół z numerem od 10 w górę (np. POL-11), oznaczałoby to, że jest to polska grupa poszukiwawczo-ratownicza, która nie została sklasyfikowana. Mogą to być na przykład wolontariusze czy ochotnicy z Polski. Patrzysz i już wiesz. Numerację grupom niesklasyfikowanym, w trakcie akcji nadaje UCC (USAR Coordination Cell), które jest odpowiedzialne za koordynację grup zaangażowanych w działania poszukiwawczo-ratownicze w trakcie katastrofy.

Sztuka ratowania

Ze względu na trudne warunki na gruzowisku i wstrząsy wtórne konieczne jest przedsięwzięcie środków bezpieczeństwa fot. Grzegorz Borowiec / KG PSPPoszukiwania po trzęsieniu ziemi - zwłaszcza tak rozległym, jak to, które miało miejsce 6 lutego tego roku w Turcji - muszą być metodycznym procesem, który zaczyna się od współpracy między służbami ratowniczymi a organami zarządzania kryzysowego na miejscu już w pierwszych godzinach po katastrofie.
Nie ma co się jednak oszukiwać. Żaden, absolutnie żaden system ratowniczy czy obrony cywilnej - niezależnie od stopnia zorganizowania - nie jest w stanie wytrzymać uderzenia takiego kataklizmu, jakiego doświadczyła Turcja. Wstępne szacunki wskazywały, że dotkniętych katastrofą było ok. 13,5 mln ludzi, a zniszczonych zostało blisko 7000 budynków. To wszystko na obszarze odpowiadającym około jednej trzeciej powierzchni Polski. I w tym momencie, aby wesprzeć system, do gry wchodzi pomoc międzynarodowa - w tym grupy USAR.
Wytyczne INSARAG dzielą wielkoskalowe międzynarodowe działania poszukiwawczo-ratownicze kolejno na pięć faz.

ASR 1 (Assesment Search and Rescue) - wide area assesment

Rozpoznanie i działania ratownicze pierwszego stopnia - rozpoznanie obszarowe
To wstęp do działań. Spodziewanym wykonawcą tej fazy są lokalne zespoły ratownicze. To one, znając teren dotknięty klęską żywiołową, przeprowadzają jego rozpoznanie. Zniszczenie może dotyczyć tylko jednego miasta lub znacznie większego obszaru, obejmującego wiele miast w więcej niż jednym kraju, jak choćby w przypadku ostatniego trzęsienia ziemi. W tym czasie uzgadniana jest pomoc międzynarodowa i kolejne zespoły USAR mobilizują się, a następnie ruszają do kraju docelowego. Dodać należy, że zespoły przeprowadzające wstępną ocenę wizualną muszą pozostać w pełni mobilne, korzystając z środków transportu lądowego lub powietrznego. Nie angażują się w działania ratownicze.
Takie rozpoznanie (assesment/recon) pomaga zidentyfikować potrzebne siły i środki oraz ewentualne zagrożenia czy ograniczenia, jak uszkodzona infrastruktura. To też moment na nadanie wstępnych priorytetów akcji poszukiwawczo-ratowniczej. W obszarze katastrofy wyznaczane są sektory, do których przydzielane będą USAR koordynowane dalej przez UCC.

ASR 2 - worksite triage

Rozpoznanie i działania ratownicze drugiego stopnia - triaż obiektów
Grupa dotarła w wyznaczone miejsce, do danego miasta czy jego obszaru. Tam, gdzie będzie jej baza operacji (Base of Operations - BoO), trwa walka o jak najszybsze osiągnięcie pełni możliwości operacyjnych. Zespół rozpoznania jest gotowy do opuszczenia BoO jeszcze przed dotarciem do niej. Za chwilę nastąpi jeden z kluczowych momentów działań USAR. Triaż obiektów.
Ta część działań koncentruje się na identyfikacji realnych miejsc do działań w przydzielonym danej grupie sektorze. Klasyfikowane grupy zakładają UCC do koordynacji działań USAR w danym obszarze, jednostka ta wykorzystuje zebrane w trakcie triażu dane do ustalania priorytetów ratowniczych i decydowania, które zespoły i gdzie mają zostać rozmieszczone. Triaż wykonywany jest w systemie multimedialnym ICMS (INSARAG Coordination Management System). Dzięki cyfryzacji tego etapu (spokojnie - backup to nadal formularze papierowe i długopis) dane trafiają niemal natychmiast do obiegu. Kilkuosobowy zespół rozpoznania ma jak najszybciej przeprowadzić ocenę całego sektora, bez angażowania się w jakiekolwiek działanie ratownicze.
Ratownicy - mając na uwadze wszystko, czego dowiedzieli się w toku wywiadu - muszą ocenić, czy jest szansa, by na klatkach schodowych, w piwnicach, mieszkaniach itd. ktoś przetrwał. Czy w danym obiekcie - uwzględniając sposób, w jakim się zawalił oraz materiały, z jakich jest zrobiony - są przestrzenie wystarczające, by przeżył człowiek. Jeśli tak, to staje się on tzw. worksite i kolejny krok stanowi estymacja czasu dotarcia do takiej osoby. Musimy uwzględnić zagrożenia mogące wystąpić, na przykład możliwość przemieszczania się gruzu, obrywania się kolejnych elementów obiektu w trakcie pracy czy ewentualnie uwolnienia substancji chemicznych (nie każdy obiekt, w którym prowadzone są poszukiwania, to dom wielorodzinny).
Po 10-15 minutach obiekt otrzymuje jedną z czterech kategorii literowych: A, B, C, D - przy czym A oznacza najwyższy priorytet: potwierdzona obecność żywych osób w środku, możliwość wydobycia poszkodowanej osoby w czasie do 12 godzin.
Rekonesans pozwala wyłuskać te miejsca, w których pomoc jest najbardziej potrzebna, a możliwości zespołów w danym obszarze zostaną wykorzystane w pełni. Zanim uporządkowano ten etap działań, grupy wchodziły często do pierwszego obiektu, gdzie nikogo nie znajdywały. Żywym przykładem pozostaje Turcja i to, że dopiero trzeci i czwarty rozpoznany obiekt zaklasyfikowano jako worksite.

ASR 3 - rapid search and rescue

Rozpoznanie i działania ratownicze trzeciego stopnia - szybkie działania
Gdy liczba obiektów przekracza możliwości operacyjne skierowanych w dane miejsce sił i środków, zespoły koncentrują się na prowadzeniu możliwie szybkich działań ratowniczych (do 12 godzin w obiekcie). Szybkie działanie z możliwie lekkim sprzętem ma maksymalizować szanse na wydobycie żywych osób. W trakcie tych działań często dochodzi do reklasyfikowania obiektu, gdyż to, co wstępnie wyglądało na „szybki temat”, często okazuje się pracą nawet na kilka zmian.

ASR 4 - full search and rescue

Rozpoznanie i działania ratownicze czwartego stopnia - działania ratownicze pełnoskalowe
Nie zawsze budynek i okoliczności pozwalają na szybkie dotarcie do poszkodowanego. Stabilizacja konstrukcji, tunelowanie i fedrowanie przez budynek z angażowaniem technik wysokościowych to żmudna i czasochłonna praca. Angażuje cały potencjał sprzętowy i ludzki danego podzespołu (ciężki USAR składa się z czterech podzespołów, które pracują w systemie dwóch zmian tj. dwa na strefach, a dwa w bazie). Praca w zawalonych kilkunastokondygnacyjnych budynkach potrafi być prawdziwym rollercoasterem. Po kilku godzinach, gdy już wydaje się, że ofiarę mamy na wyciągnięcie ręki czy przez ścianę, może okazać się, że obrany kierunek trzeba zmienić lub rozpocząć prace od zupełnie nowego miejsca. Może to być spowodowane utratą stabilności konstrukcji danego obiektu lub przeszkodą niemożliwą do pokonania np. przez zbyt ograniczoną przestrzeń, w jakiej się znaleźliśmy. Przykładem jest dotarcie do jednej z osób poszkodowanych podczas działań w Besni - mogli tego dokonać wyłącznie ratownicy o bardzo drobnej posturze. Pokonanie niektórych szczelin było dla większości z nas zwyczajnie nieosiągalne.
ASR 4 to poziom, na którym ze skrzyń sprzętowych na pojedynczym budynku potrafi „wyjechać” dosłownie wszystko. Nie można zapomnieć o tym, że praca w tym momencie toczy się dzień i noc, niezależnie od temperatury (w Besni spadała ona nawet do -13°C w nocy), a ratownicy (i oficerowie bezpieczeństwa) cały czas z tyłu głowy muszą mieć ryzyko wstrząsów wtórnych. Podczas działań w Turcji sztab nieustannie monitorował informacje o możliwości ich wystąpienia, ostrzegając pracujące zespoły, choć już drugiego dnia można było stracić rachubę, ile ich było.

ASR 5 - total coverage search and recovery

Rozpoznanie i działania ratownicze piątego stopnia - poszukiwania głębokie
Faza następująca zwykle po zaprzestaniu działań ratowniczych. Koncentruje się na rozbiórce obiektów i wydobyciu ciał. Prace te najczęściej wykonywane są przez lokalne zespoły po wyjeździe grup USAR.
Trudną decyzję, kiedy zakończyć poszukiwania, podejmuje koordynująca agencja ONZ i dane państwo - to ono ma ostateczne słowo w każdej fazie działań. Próby poszukiwania i ratowania są zwykle wstrzymywane około tygodnia po katastrofie, jeśli nikt nie został znaleziony żywy w ciągu poprzedniego dnia lub dwóch. W tym czasie dane państwo najczęściej odzyskuje znaczną kontrolę nad sytuacją, przejmując tym samym większość działań na swoim terenie.
Zatem czy ratownik grupy (H)USAR może mieć jednak coś wspólnego z husarią, która łopotem piór w swoich skrzydłach wypełniała nadzieją walczących na polu bitwy w nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji? Czy rusza z misją? Choć merytorycznie nadal nie ma to uzasadnienia, to jednak coś w tym jest. Nadzieja, która budziła się w zrozpaczonych rodzinach na widok ratowników docierających do kolejnych miejsc, rozdzierających kolejne budynki i wydobywających kolejne osoby, potwierdza, jak ogromną siłę ma wyciągnięta w geście pomocy dłoń. Nie hełm, a kask, nie zbroja, a mundur i ponadczasowy etos strażaka-ratownika zaklęty w geście nieznającej granic pomocy drugiemu człowiekowi - przydają służbie czegoś ponadczasowego. Czegoś, co może było tam w Turcji w pewnym stopniu tym, czym dla wielu była husaria.

Aleksander Mirowski Aleksander Mirowski

mł. bryg. Aleksander Mirowski pełni służbę w JRG 1 KM PSP w Łodzi

do góry