• Tłumacz języka migowego
Po godzinach Artur Kowalczyk

Waleczne serce

2 Lutego 2021

W pracy walczy z pożarami, a po godzinach na ringach - mowa o sekcyjnym Mateuszu „Don Diego” Kubiszynie, strażaku z Komendy Miejskiej PSP w Rzeszowie, który jest dwukrotnym mistrzem świata w kickboxingu, brązowym medalistą mistrzostw Polski w boksie, a także zwycięzcą turnieju bokserskiego na gołe pięści.

- Na co dzień staram się bezinteresownie czynić dobro, nie być obojętnym na czyjąś krzywdę, wybaczać błędy i zarażać pozytywną energią, a przede wszystkim być człowiekiem - mówi o sobie Mateusz Kubiszyn, którego kibice cenią nie tylko za sukcesy sportowe, ale również za sposób bycia.Pierwszy z lewej Mateusz „Don Diego” Kubiszyn podczas walki na gołe pięści w wygranym finale turnieju GROMDA / fot. GROMDA

Sporty walki

Urodził się w 1991 r. w Lubaczowie. Dorastał ze starszymi braćmi. Dziś wspomina z uśmiechem, że to z nimi, jako kilkuletni chłopiec, toczył pierwsze w życiu walki. W wieku 7 lat zaczął trenować karate tradycyjne, a gdy miał 15 lat - zapisał się na zajęcia kickboxingu. W 2013 r. zdobył pierwszy tytuł mistrza Polski, a w następnym roku otrzymał powołanie do kadry narodowej. Od tamtej pory wywalczył w kickboxingu sporo tytułów, zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej. Najważniejsze z nich jest dwukrotne mistrzostwo świata, które zdobył w 2015 r. i 4 lata później.
Mateusz Kubiszyn trenuje też boks. Startuje w kategorii wagowej do 91 kg. Jego największym sukcesem w boksie amatorskim jest wywalczenie brązowego medalu na Mistrzostwach Polski Seniorów w 2019 r. Ma też na koncie kilka walk w pięściarstwie zawodowym, gdzie do tej pory stoczył siedem pojedynków, z których trzy wygrał, a cztery przegrał.
W środowisku pasjonatów sportów walki zrobiło się o nim głośno pod koniec zeszłego roku, gdy wygrał turniej GROMDA, gdzie walczy się na gołe pięści. W drodze na szczyt pokonał jednego wieczoru trzech zawodników, a na kolejnej gali zwyciężył w finale z pięściarzem uważanym przez wielu za faworyta tego pojedynku. W nagrodę otrzymał 100 tys. zł.
Pikanterii sukcesowi dodaje fakt, że w tym turnieju nie ma podziału na kategorie wagowe. Podczas niego „Don Diego” ważył 94 kg, a jego najcięższy przeciwnik ponad 120 kg, a to oznacza, że mierzył się z dużo większymi i silniejszymi bokserami. W planach ma już kolejne starty w walkach na gołe pięści, ale podkreśla, że nie wiąże z tym dłuższej przyszłości. Jego marzeniem jest start na olimpiadzie w boksie amatorskim lub kickboxingu, gdyby ta dyscyplina została uznana za sport olimpijski.

Rodzina i pasje

W walkach, również tych na gołe pięści, bardzo wspierają Mateusza jego bracia i tata, ale narzeczona i mama nie podzielają tego entuzjazmu, bo bardzo się o niego martwią. Mimo wszystko czuje ogromne wsparcie i pozytywną energię płynącą ze strony najbliższych.
- Sporty walki to nie tylko ciężka fizyczna praca, ale również duża dawka bólu i stała walka ze  swoimi słabościami, a bez wsparcia rodziny i bliskich byłoby trudno - wyznaje „Don Diego”.
Pół roku temu został tatą. Od tego czasu najważniejsza w życiu jest dla niego córeczka Melania, którą wychowuje wspólnie ze swoją narzeczoną Sylwią. W wolnych chwilach lubi podróżować, poznawać różne kultury, smaki i obyczaje.

Straż pożarna

Już w liceum myślał o służbie w PSP, ale po jego ukończeniu zdecydował się na naukę w medycznym studium policealnym. Został ratownikiem medycznym. W tym zawodzie pracował kilka lat, a następnie w 2016 r. wstąpił do PSP, w której, co ciekawe, służyli już jego bracia.
- Zaczynałem od stanowiska stażysty w KP PSP w Tomaszowie Lubelskim, a służbę przygotowawczą dokończyłem w KM PSP w Poznaniu na JRG 2, gdzie objąłem stanowisko młodszego ratownika - wspomina swoją karierę zawodową w straży Matusz.
Od końca 2019 r. pracuje w KM PSP w Rzeszowie na stanowisku ratownika. Zapytany, którą z akcji po przeszło 6 latach służby w straży pamięta najbardziej, odpowiada, że pożar autobusu na drodze w lesie, gdy był na kursie podoficerskim w Bydgoszczy.
- To był nasz autobus. Wracaliśmy z zajęć sportowych i w połowie drogi poczuliśmy dym. Gdy chcieliśmy się zabrać do gaszenia komory silnika, okazało się, że mamy jedną gaśnicę (…) - wspomina. - Cała kompania młodych  strażaków patrzyła, jak ich piękny, nowy autobus idzie z dymem w środku lasu. Siły były, ale środków brak. Taki mały ambarasik - dodaje z uśmiechem.
Mateusz Kubiszyn mówi, że lubi swoją pracę. Jego przywiązanie do straży pożarnej widać gołym okiem podczas walk, bo na klatce piersiowej ma tatuaż z hełmem strażackim. Zrobił go sobie, gdy skończył służbę przygotowawczą.

Artur Kowalczyk Artur Kowalczyk
do góry