• Tłumacz języka migowego
Po godzinach Emilia Klim

O strażaku, który został fryzjerem

10 Stycznia 2022

We Wrocławiu działa niezwykły salon - Remiza Hair&Beauty. Usługi fryzjerskie oferuje tam Krzysztof Osak - były strażak, który nie bał się zmian i zastąpił prądownicę nożyczkami. Jak przebiegała jego droga do spełnienia marzeń i odnalezienia się w nowej profesji? O tym dowiemy się z poniższej rozmowy.

Strażak-fryzjer Krzysztof Osak / fot. archiwum prywatne Krzysztofa OsakaBył pan przez wiele lat zawodowym strażakiem.

Strażakiem zostałem w wieku 23 lat. Było to spełnienie moich dziecięcych marzeń o ratowaniu świata. Przez blisko 10 lat pracowałem w podziale bojowym, a ostatnie lata przed odejściem na emeryturę byłem dyżurnym stanowiska kierowania w KP PSP w Lubinie. Służba sprawiała mi wiele satysfakcji, byłem doceniany przez przełożonych i lubiany przez kolegów. Ta droga zawodowa to jedno z najlepszych doświadczeń w moim życiu.

Jak zaczęła się zatem przygoda z fryzjerstwem?
Inspiracja fryzjerstwem pojawiła się kilka lat temu, podczas odwiedzin u znajomych, którzy prowadzili własny salon fryzjerski na Pomorzu. Ich praca była zupełnie inna niż ta, którą znałem - bez pośpiechu, z dużą dozą kreatywności i inwencji, a do tego w stałym kontakcie z ludźmi, w zupełnie innej atmosferze niż w straży. Najpierw narodził się pomysł na stylizację salonu - iście strażacką, z makietami aut, lustrem pod roletą i dekoracjami: elementami armatury czy fragmentem drabiny. Ten pomysł chodził mi po głowie przez wiele miesięcy. O szkoleniach z zakresu fryzjerstwa zacząłem poważnie myśleć tuż przed odejściem na emeryturę. A sama decyzja o emeryturze i pójściu w stronę fryzjerstwa nie należała do najłatwiejszych.

Jak zareagowała na ten pomysł rodzina i znajomi?

Reakcja ludzi z mojego otoczenia miała największy wpływ na podjęcie decyzji zawodowych. Paradoksalnie pierwszymi osobami, które dowiedziały się o moim pomyśle byli koledzy strażacy. Byli nim zaciekawieni, zaskoczeni, ale też zareagowali dużym entuzjazmem. Rodzice również byli nastawieni pozytywnie, choć mama bardziej sceptycznie od taty - ale dziś jest moją stałą klientką. Najwięcej zapału dodali mi jednak najbliżsi przyjaciele, którzy obecnie współtworzą ze mną to miejsce - Remiza Hair &Beauty. Dorota jako stylistka paznokci i Radek wspomagający moją pracę jako specjalista od zdrowia włosów, czyli trycholog.

Zaczynając swoją przygodę z fryzjerstwem, nie miał pan wykształcenia kierunkowego. Co było najtrudniejsze w nauce nowego zawodu?

Kiedy narodził się ten pomysł, nie miałem ani kontaktu zawodowego z fryzjerstwem, ani wiedzy na temat kompetencji niezbędnych w tym zawodzie. Szkolenie zacząłem jesienią 2020 r., tuż po odejściu na emeryturę. Było to trudniejsze, niż myślałem. Może nawet nie za sprawą przyswajania nowych umiejętności, ale przez nawyki z pracy strażaka. Mam tu na myśli pośpiech, presję bycia skutecznym i siłowe podejście do pracy z narzędziami. Szybko okazało się, że subtelność w działaniu, której wcześniej nie miałem, jest w nowym zawodzie niezbędna. Sposób odkładania sprzętu, pracy nim, przemieszczania się na stanowisku pracy musi odbywać się delikatnie, aby nie zaburzyć komfortu klientki. Opanowanie tej umiejętności zajęło mi ponad dwa tygodnie. O ile w straży często o sukcesie przesądza połączenie siły i precyzji działań, tak we fryzjerstwie to tylko precyzja.

Zastąpił pan prądownicę nożyczkami. To diametralna zmiana. Co pan czuł, po raz pierwszy trzymając nowe narzędzie pracy w rękach?

W straży, jeśli jest efekt, to na margines schodzi sposób, w jaki się go osiągnęło. To, czy przytniesz słupek w aucie przy linii podwozia, czy przy dachu, nie ma znaczenia, o ile uda ci się uwolnić człowieka z wraku pojazdu. We fryzjerstwie każdy szczegół ma znaczenie, stąd podczas obcinania włosów pierwszej klientki czułem przerażenie. Przez jakiś czas miałem zwyczaj zostawiania dłuższych włosów, bo „najwyżej się podetnie”, ale dziś już obcinam tak, jak trzeba.

Jak wyglądały początki pracy w nowym zawodzie?

Na początku moimi klientkami były kobiety z rodziny, koleżanki, sąsiadki i osoby z polecenia. W tym okresie zupełnie pomijałem aspekt ekonomiczny, a skupiałem się wyłącznie na zdobyciu doświadczenia, poprawie tempa pracy i rozwijaniu umiejętności, które zdobyłem na szkoleniach. Nie da się ukryć, że od razu dostrzegłem swobodę, jaką daje ten zawód i namacalny efekt działań.

Jakie usługi wykonuje pan w swoim salonie?

Salon Remiza Hair&Beauty to miejsce z ofertą tylko dla pań. Mając przez ostatnie 15 lat pracy do czynienia głównie z męskim towarzystwem, chciałem po prostu spróbować innej energii. Ponadto zakres pracy we fryzjerstwie damskim jest naprawdę duży i wymaga stałego podnoszenia kompetencji, uznałem więc, że lepiej skupić się tylko na nim. W salonie każda z pań może skorzystać z usług strzyżenia, koloryzacji, pielęgnacji, a także z zabiegów, np. keratynowego prostowania włosów. A w ramach bonów lojalnościowych każda kobieta pozostająca w bliskiej relacji rodzinnej lub uczuciowej ze strażakiem albo związana ze strażą otrzymuje rabat 20% na wszystkie usługi, na zawsze.

Wystrój salonu robi naprawdę wielkie wrażenie. Skąd pomysł na taką aranżację wnętrz?

Pierwszy raz na ten pomysł wpadłem, patrząc na tył samochodu pożarniczego. Pomyślałem, że byłoby super pojawić się na rynku fryzjerskim z tak szalonym wzornictwem. Sektor handlowo-usługowy uwielbia takie pomysły, klienci także je doceniają. W pierwszych tygodniach po rozpoczęciu działalności salon przyciągnął dziennikarzy mediów lokalnych i ogólnopolskich, którzy chcieli przygotować wzmianki czy artykuły o tak niecodziennym miejscu. Nie ukrywam, że wiązało się z tym sporo stresu. Artykuły ukazały się na łamach różnych gazet i na internetowych portalach poświęconych designowi wnętrz. W salonie gościła także ekipa jednej z telewizji śniadaniowych i doczekaliśmy się emisji w programie. Była też reklama dla jednego z banków i mnóstwo współpracy w social mediach na profilu salonu.

Wygląd salonu / fot. archiwum prywatne Krzysztofa OsakaSkąd pozyskał pan wyposażenie salonu?

Większość została wykonana według mojego pomysłu - tak właśnie powstały konsole fryzjerskie z lustrem, makieta ześlizgu strażackiego czy aranżacja recepcji na wzór stanowiska kierowania. W salonie mamy też w roli dekoracji drabinę nasadkową, wytwornice piany, węże tłoczne, rozdzielacz i prądownicę oraz elementy umundurowania. Otrzymałem je od kolegów ze straży, którzy w porozumieniu z przełożonymi przekazali mi sprzęt wycofany już z eksploatacji. Był to zaskakująco miły gest, za który jestem niezmiernie wdzięczny. Dzięki niemu salon naprawdę wygląda jak remiza strażacka.

Czy klienci często zadają pytania związane z pomysłem na salon i pana poprzednią pracą?

Tak, zdarza się, że pytają. Wtedy z dumą mówię o tym, że wystrój nie jest wynikiem mojego  widzimisię czy planu marketingowego, ale niejako hołdem dla mojej wcześniejszej profesji. Wiedza o tym sprawia, że ich podziw jest jeszcze większy, podobnie zaufanie. Pytają też o doświadczenia związane z pracą w straży, a wówczas opowiadam im ciekawostki i różne pozytywne wspomnienia ze służby.

Fryzjer to także w pewnym sensie powiernik wielu spraw klientek. W końcu gdzie się można lepiej wygadać niż u fryzjera... Czy w pańskim salonie jest podobnie? I co stanowi najczęściej tematem rozmów z klientkami?

Zdałem sobie sprawę, że umiejętność słuchania jest poniekąd wpisana w tę profesję. Jeśli spędza się u fryzjera kilka godzin, trudno, żeby rozmowy nie zeszły na tematy osobiste. Najczęstszym wątkiem obecnie jest zmiana kierunku zawodowego w moim życiu, tuż po nim ciekawostki strażackie a następnie właśnie prywatne sprawy moich klientek. Stwierdzam jednak, że przy tak zaawansowanej znajomości form wsparcia psychicznego, jaką nabyłem w straży, ranga rozmów i wsparcia ma wysoki poziom.

Jeśli by porównać te dwa skrajne zawody - strażaka i fryzjera, w którym odnalazł się pan bardziej?

Ciężko mi określić to jednoznacznie. We fryzjerstwie stawiam dopiero pierwsze kroki, natomiast jako strażak czułem się na tyle spełniony, by odejść bez poczucia straty. Zawsze powtarzam, że każdy ratuje świat na miarę swoich możliwości. Głęboko wierzę, że dzięki swojej cierpliwości i ambicji uda mi się być tak dobrym we fryzjerstwie, jak czułem się w straży.

Czy nie tęskni pan za pracą w podziale?
Tęsknię. Może dzięki temu, że pracuję dziś w tak zbliżonej oprawie estetycznej, delikatnie mniej. Wiem jednak, że decyzja o emeryturze, głównie z uwagi na mój wiek, była słuszna, a moment optymalny, żeby zrealizować pomysł na nowy zawód. I na pewno jej nie żałuję.

Czy ma pan jeszcze jakieś pomysły na przyszłość?

Chciałbym mieć busa na sygnale, którym mógłbym pojechać do klientki, kiedy nie może sama dotrzeć do salonu, np. podczas pobytu w szpitalu i wykonać usługę na miejscu, zaryzykowałbym stwierdzenie: alarmowo. Jak tylko wynik finansowy obecnego przedsięwzięcia na to pozwoli, będę chciał robić to nawet charytatywnie.

Czy chciałby pan podzielić się jakimś przesłaniem z osobami obawiającymi się spotkać na emeryturze szarą rzeczywistość zamiast zasłużonego odpoczynku? Co robić, aby się wtedy nie nudzić?
Nigdy nie jest ani za wcześnie, ani za późno, by odejść. Ważne, żeby zdecydować się na ten krok w momencie, kiedy uznamy, że to już ten czas. To bardzo budujący wewnętrznie zawód, dający poczucie sprawstwa, udziału w zapewnieniu komuś bezpieczeństwa, świadomość bycia ważnym - i odejście może rzeczywiście spowodować, że poczujemy się mniej potrzebni. Myślę jednak, że tego poczucia warto się szybko pozbyć. Każdy z nas ma pasje, marzenia i pomysły, które są warte spełnienia jeszcze w tym życiu. Specyficzny charakter służby nie zawsze na to pozwala, jednak gdy odchodzimy, ten czas jest dla nas. Myślę, że idealny, by z dumą organizować go i koncentrować na tym, co sprawia nam przyjemność. Ja tak właśnie zrobiłem, co szczerze wszystkim polecam. Chciałbym przy tym pozdrowić wszystkie koleżanki i kolegów strażaków, podziękować za atmosferę pracy i życzyć im sukcesów w zawodzie i w życiu.

 

 

 

rozmawiała Emilia Klim

 

Emilia Klim Emilia Klim
do góry