• Tłumacz języka migowego
Różności

Altanki

31 Października 2015

Najlepiej żyje się ludziom tam, gdzie nie jest ani za ciepło, ani za zimno, ani za mokro, ani za sucho, czyli w klimacie umiarkowanym – a już szczególnie dobrze na wybrzeżu Morza Śródziemnego. Niestety, nawet i tam nie jest bezpiecznie. I nie chodzi tu wcale o kryzys finansowy, tylko o naturę. Są to rejony sejsmiczne, więc od czasu do czasu dach może znienacka spaść człowiekowi na głowę.

Są też niebezpieczne miejsca związane z działalnością człowieka. Każdy wie, że nieco ryzykowne jest życie w pobliżu zakładu przemysłowego, elektrowni atomowej czy poniżej tamy piętrzącej rzekę. Z drugiej strony, zupełnie bez cywilizacji zagrożenia zyskują nieco inny wymiar, chociażby bardzo realnych napaści niedźwiedzi, wilków, lwów czy komarów. Słowem groźnie jest tam, gdzie czyha śmierć.

Gdzież więc czai się ona w kontekście pożarowym?

W Polsce ginie w pożarach ponad 500 osób rocznie, a poszkodowanych (zatrutych, poparzonych) jest kilka tysięcy. Na szczęście rzadkością jest sytuacja, gdy w jednym zdarzeniu ginie więcej niż jedna osoba. Gdyby wziąć pod uwagę doświadczenia i statystyki ostatniej dekady, za najgroźniejsze należałoby uznać obiekty, które według fachowców żadnego zagrożenia nie stwarzają. Groźne są przecież te, gdzie coś może wybuchnąć, gdzie jest dużo materiałów łatwopalnych, albo takich, co przy spalaniu wydzielają bojowe środki trujące. Lub budynki, w których drogi ewakuacyjne są zbyt długie, zawiłe, za wąskie lub nie ma ich wcale, choć ludzi jest tłum. Ale nie w tego typu obiektach giną w Polsce ludzie. Zatem gdzie? Statystyka pokazuje, że w mieszkaniach w budynkach wielorodzinnych, w budynkach jednorodzinnych, bądź … altankach! I ta statystyka nie kłamie.

Co prawda zdarzają się groźne w skutkach pożary o każdej porze roku, ale ofiar znacząco przybywa z końcem września, przy czym początkowo liczba ofiar pożarów w altankach i mieszkaniach kształtuje się mniej więcej podobnie, a późną jesienią pożary mieszkań zyskują przewagę. Słuszny wniosek można już wysnuć nawet z tak ograniczonych danych, a mianowicie: znaczna część pożarów wybucha z powodu dogrzewania. Nie ma co liczyć, że globalne ocieplenie spowoduje taki przyrost temperatur, że ta konieczność zniknie. Zatem od jesieni do wiosny pożary od wadliwych urządzeń grzewczych będą występowały. Ich skutkom można dosyć łatwo zaradzić. Hasło „Czujka w każdym domu” ma tu dosłowne znaczenie. Zatem wystarczy, że społeczeństwo zechce wydać kilkaset milionów zł na czujki dymu i problem ofiar śmiertelnych wspomnianych pożarów oraz rannych sam się rozwiąże. Ten przepis na uniknięcie ofiar dotyczy jednak tylko mieszkań i domów jednorodzinnych. Bo altanki…

Z tymi altankami – około 200 ofiar śmiertelnych rocznie – jest już gorzej. O ile bowiem w pożarach mieszkań czy domów zwykle są jacyś poszkodowani,  o tyle w pożarze altanki albo ktoś ginie, albo wychodzi z niego w takim stanie zdrowia, w jakim do niej wszedł, po czym znika na widok strażackich samochodów. Bardzo rzadkie są przy tym przypadki, by osoba poszkodowana była właścicielem altanki, choć najczęściej jest sprawcą pożaru. Sama zaś altanka to co prawda obiekt małej architektury, dosłownie niewielki, ale w niczym nie przypominający ażurowej konstrukcji ogrodowej, służącej jako cieniste miejsce odpoczynku w upalne, letnie południa.  

Pod pojęciem „groźna altanka” rozumiemy tu budyneczek postawiony w ogródku działkowym, służący właścicielom do mieszkania w nim w ciepłych porach roku, by rozkoszować się zdrowymi pracami przy warzywach i kwiatach. Ma więc szczelny dach, ściany, okienka i drzwi, jakąś instalacyjkę elektryczną, a bywa w niej nawet kuchenka albo piecyk typu koza. Niestety, budyneczek zwykle w całości wykonany jest z materiałów palnych. Z początkiem jesieni właściciele zabierają z niego co wartościowsze przedmioty i zamykają go z myślą, że wrócą na wiosnę. Jeśli zamknięcia nie są dość solidne, zaczynają w takim domku gospodarzyć ci, co żadnego domu nie mają, a nie chcą umrzeć z wychłodzenia. Rozpalają w piecyku, a jak go nie ma, to na podłodze. No a jak już jest im ciepło, to raczą się tym, co lubią najbardziej, co przy okazji znieczula ich na objawy pożaru.

Jak widać, altanki są groźne, gdy użytkuje się je niezgodnie z przeznaczeniem, ale winy właścicieli z reguły tu nie ma. Nie jest to również problem ochrony przeciwpożarowej. To przede wszystkim problem ochrony socjalnej.

Oficer

do góry