• Tłumacz języka migowego
Różności

Oznakowanie

1 Października 2015

Ze znakami ochrony przeciwpożarowej – tymi zielonymi, dotyczącymi ewakuacji oraz czerwonymi, wskazującymi usytuowanie urządzeń przeciwpożarowych i gaśnic – spotkał się chyba każdy człowiek. Potocznie mówi się na nie „strzałki”, bo właśnie strzałek zawsze jest najwięcej. Ale, z czego nie wszyscy zdajemy sobie sprawę, znaków tych mamy łącznie kilkadziesiąt.

Mogłoby się nawet wydawać, że jest ich za dużo. Bo czym w istocie różni się prosta strzałka, powieszona na ukos na klatce schodowej, od znaku przedstawiającego ludzika idącego tymi schodami w górę bądź w dół? Kto ma głowę do tego, by ocenić na podstawie oznakowania, która strzałka na drzwiach oznacza „ciągnąć”, a która „pchać”? Jakie znaczenie ma kompletnie niezrozumiały piktogram człowieka w uchylonych drzwiach? Że niby już pokazuje, w którą stronę ma iść, skoro za tymi drzwiami na ogół musi być jakieś oznakowanie kierunkowe?

W gruncie rzeczy oznakowania te podają nadmiar informacji, których nie sposób należycie wykorzystać. Przypomina mi to czasem sytuację na drodze, gdzie za zakrętem drogi, po której jedzie się 90 km/h, w odstępach dwudziestometrowych ustawiono pięć słupów, a na każdym z nich po trzy znaki – łącznie piętnaście: droga z pierwszeństwem, uwaga piesi, zakaz skrętu w lewo, zakaz zatrzymywania, przejazd kolejowy niestrzeżony, ograniczenie wysokości pojazdu, nakaz jazdy prosto, ograniczenie prędkości do 70, 50 i 30 km/h, zwężenie jezdni, wyboje, zakaz wyprzedzania i jeszcze dwa, których nie zapamiętałem, bo nie zdążyłem przeczytać do końca tego opowiadania, zaciemnionego jeszcze drogowskazami i znakami pomocniczymi. Mam nadzieję, że nie były to te najważniejsze znaki.

Do niedawna miałem wrażenie, że w zakresie ochrony przeciwpożarowej znam wszystkie znaki i umiem je nazwać, bo w końcu byłem świadkiem ich kolejnego wprowadzania. Okazało się, że żyłem w błędzie, o czym przekonała mnie wakacyjna wizyta na statku pasażerskim, służącym do przewozu ludzi i ich bagażu przez Bałtyk.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to gęstość oznakowania ewakuacyjnego. Wszystkie drogi ewakuacyjne nie dość, że oznaczono strzałkami, ludzikami i schodkami trzy razy gęściej, niż to nakazuje Polska Norma, to na dokładkę naklejono je na nieprzerwane pasy szerokiej folii fotoluminescencyjnej. Pasy te pociągnięto wzdłuż wszystkich schodów i korytarzy na wysokości 20-40 cm nad poziomem podłogi, a więc będą widoczne nawet w skrajnym zadymieniu.

Wszystkie urządzenia przeciwpożarowe nie dość, że były oznakowane, to jeszcze opisane grawerowanymi metalowymi tabliczkami. Okazało się też, że urządzeń ratunkowych, służących do ewakuacji czy „samoratowania”, jest całkiem sporo, a każdemu z nich towarzyszy odpowiedni, indywidualny znak. I wtedy właśnie wyszło szydło z worka – wielu tych znaków po prostu nie znam! Ale bardzo szybko poznałem.  

W głównym holu, tuż przy trapie, widniały plany statku z naniesionym kompletnym oznakowaniem oraz z legendą, zawierającą opisy: 38 znaków zielonych, 18 czerwonych, 23 innych. Oto co ciekawsze z nich: pas ratunkowy, pas ratunkowy dla niemowląt (z lampką), główny kierunek ewakuacji, pomocniczy kierunek ewakuacji, awaryjny ucieczkowy aparat oddechowy, drabinka ewakuacyjna (sztormtrap), radiopława EPIRB, radiotelefon VHS do łączności z samolotem, transponder radarowy, środek ochrony cieplnej, kombinezon ratunkowy, wyrzutnia linki ratunkowej, przestrzeń chroniona instalacją CO2, wyposażenie strażaka, przegroda pozioma klasy A 60… Pytanie brzmi: jak ma to ogarnąć przeciętny pasażer?

Odpowiedź przyszła w filmowej instrukcji podanej w kilku językach, co sprowadzało się do ciepłego ubrania, założenia kapoków, zgromadzenia w miejscach zbiórki i oczekiwania na dalsze polecenia załogi. Zilustrowano to kilkoma znakami z kilkudziesięciu – to wszystko, co powinien zapamiętać pasażer. Cała ta mnogość oznakowania skierowana jest do zawodowców – marynarzy, którzy w razie potrzeby przemienią się w strażaków-ratowników. Oni nie mogą się wahać, więc odpowiednie oznakowanie tej ciasnej, skomplikowanej, wypełnionej szczelnie ludźmi, urządzeniami i paliwem przestrzeni jest zwykłą koniecznością, a nie przerostem formy nad treścią. To u nich odpowiedni znak ma wywołać automatycznie sekwencję właściwych zachowań, wyuczonych na szkoleniach.

Z morskich doświadczeń chętnie przeniósłbym na grunt lądowy film instruktażowy. Na przykład: czego nie robić w domu, o zasadności, a wręcz konieczności posiadania w nim gaśnicy czy czujki dymu. Coś, co każdy pasażer życia by zrozumiał, a całą resztę z czystym sumieniem zostawiłbym zawodowcom.

Oficer

do góry