• Tłumacz języka migowego
Różności

Jubileusz pioniera wrocławskiej straży pożarnej

21 Kwietnia 2016

Nieliczne jest już grono strażaków, którzy tuż po zakończeniu II wojny światowej tworzyli w stolicy Dolnego Śląska polską straż pożarną. Okazją do wspomnień o tych czasach były 90. urodziny płk. poż. Jana Tyniowskiego. W gronie przyjaciół, dziś już także emerytowanych strażaków, wracano do zdarzeń, które mają wymiar historyczny.

Pułkownik Tyniowski, jak wielu szukających po wojnie swojego miejsca w życiu, strażakiem został właściwie przez przypadek. Podczas okupacji pracował w Krakowie jako kelner i barman. A po wyzwoleniu dołączył do grupy młodych ludzi, którzy skuszeni wizją lepszego życia, udali się  do Wrocławia – do ich „ziemi obiecanej”. Był kawalerem, nie miał więc nic do stracenia.

W urzędzie pracy dostał propozycję dość zaskakującą. Usłyszał, że ponieważ brakuje ludzi do gaszenia licznych w tamtym czasie pożarów, zostaje skierowany do tworzonej właśnie straży pożarnej. Do działań ratowniczo-gaśniczych jeździli zarówno świeżo upieczeni polscy strażacy, jak i strażacy niemieccy. Tak oto niedawni śmiertelni wrogowie na poniemieckich samochodach pożarniczych wspólnie gasili pożary i ratowali skromny dobytek mieszkańców.

Pierwsza po wojnie uroczystość Dnia Strażaka, która miała miejsce wiosną 1946 r., została połączona z wręczeniem awansów i odznaczeń. Duma rozpierała młodych strażaków, którym władze miasta nie szczędziły słów uznania za odwagę i determinację w walce z pożarami. W efekcie, pułkownik Tyniowski otrzymał także w 1953 r. z przydziału swoje upragnione mieszkanie. I nie był to bynajmniej apartament, lecz skromny lokal w centrum miasta. Mieszka w nim do dziś.

Dość przypadkowo podjęta służba we wrocławskiej straży pożarnej stała się dla Jana Tyniowskiego życiową przygodą. Był dowódcą sekcji, plutonu, kierował też służbą prewencyjną we wrocławskiej KW SP. Sukcesywnie awansował w stopniach służbowych, aż do pułkownika. W 1982 r. pożegnał się z czynną służbą, ale w głębi duszy pozostał strażakiem.

Lech Lewandowski

fot. Marek Guzikowski

Kwiecień 2016

do góry