Współczesne wyzwanie – ratownictwo pola walki
29 Lipca 2025Rozmowa z prof. dr. hab. nauk medycznych i nauk o zdrowiu Robertem Gałązkowskim, doktorem honoris causa Narodowego Uniwersytetu Medycznego im. o. Bohomolca w Kijowie, specjalistą w dziedzinie zdrowia publicznego, ekspertem w dziedzinie ratownictwa medycznego, w latach 2008-2024 dyrektorem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, kierownikiem Zakładu Ratownictwa Medycznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, koordynatorem mobilnej grupy zabezpieczenia medycznego LPR
Panie profesorze, przez wiele lat utożsamiano pana z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym (LPR) i reformą systemu ratownictwa lotniczego. Dlatego kiedy w ubiegłym roku złożył pan na ręce minister zdrowia rezygnację ze stanowiska dyrektora LPR, zostało to odebrane nie tylko jako kres pana drogi zawodowej, ale też pewnej epoki polskiego ratownictwa. Tymczasem jest pan nadal aktywny, zajmując się obecnie ratownictwem pola walki, czyli dziedziną w obecnych niespokojnych czasach bardzo ważną i aktualną. Czy medycyna pola walki oznacza otwarcie nowego rozdziału w polskim ratownictwie medycznym, a także w pana życiu zawodowym?
Sytuacja geopolityczna na świecie, analiza różnych zagrożeń, wojna za naszą wschodnią granicą doprowadziły do rewizji postrzegania funkcjonowania systemu ratownictwa medycznego i szerzej systemu ratownictwa w Polsce. Zdarzenia o podwyższonej skali ryzyka dla ratowników związane z działaniami wojennymi czy atakami terrorystycznymi zmuszają nas do przygotowania służb medycznych i innych podmiotów do funkcjonowania w takich sytuacjach. Potrzebne są specjalistyczne szkolenia, które podniosą poziom świadomości zagrożeń oraz wyposażą nas w wiedzę teoretyczną i umiejętności praktyczne niezbędne do udzielania pomocy rannym i poszkodowanym.
Czy medycyna pola walki oznacza otwarcie nowego rozdziału w polskim ratownictwie medycznym? W mojej ocenie tak, bo to wyzwanie czasów, w których przyszło nam żyć. Czy to nowe otwarcie w moim życiu zawodowym? W pewnym sensie – tak. Trzeba o tym mówić, trzeba uzasadniać tę potrzebę, w końcu trzeba te szkolenia realizować. Realizować po to, aby w razie wystąpienia takiego zagrożenia minimalizować straty ludzkie wśród personelu medycznego i ratowniczego, który będzie musiał nieść skuteczną pomoc potrzebującym, dostosowując się do warunków, w jakich przyjdzie tej pomocy udzielać. W obliczu tego, co obserwujemy w Ukrainie, na Bliskim Wschodzie, a także w krajach Europy Zachodniej – jeśli nie dziś, to kiedy będziemy się do tego przygotowywać?
Historia ratownictwa medycznego pola walki sięga krwawego przełomu XVIII i XIX w., m.in. wojen napoleońskich i krymskich. Organizacją francuskiej polowej opieki medycznej zajął się wówczas lekarz polowy Dominiqe Larrey. W tego rodzaju akcjach Francuzi stosowali lekkie pojazdy konne nazywane lotnymi ambulansami, które docierały aż na pierwszą linię walki. Prusacy tworzyli natomiast szpitale bliżej linii frontu i taką koncepcję w medycynie ratunkowej stosują do dziś. Podobnie, i to już od czasów wojny secesyjnej, postępują Amerykanie. Czasy się zmieniły, ale czy idea ratownictwa pola walki pozostaje taka sama, jak wówczas?
Idea pozostaje taka sama. Jednak specyfika działań wojennych, która wprost przekłada się na inny charakter zagrożeń i ich ciągłość, wymusza podział ról między medyków wojskowych i cywilnych. Działania w pierwszej strefie przewidziane są dla medyków wojskowych. Ewakuacja, stabilizacja i transport do wyznaczonych ośrodków mogą być realizowane przez medyków cywilnych. To wszystko będzie zależało jednak od specyfiki, warunków i charakteru zagrożeń, jakie w danej sytuacji wystąpią. Niezbędna jest zatem integracja działań służb wojskowych i cywilnych. Powinna ona wprost wynikać z takiego samego poziomu wiedzy, umiejętności, świadomości i właściwego zgrania oraz współpracy, a także znajomości sprzętu medycznego wykorzystywanego w trakcie udzielania pomocy poszkodowanym w warunkach taktycznych.
Zgodnie z pana opinią nasze obecne pojęcie ratownictwa medycznego wymaga poszerzenia o medycynę pola walki. Ma to związek z możliwymi zagrożeniami bezpieczeństwa państwa. Ale na czym to poszerzenie ma polegać w praktyce?
To przede wszystkim szkolenia, nauczanie przyszłego personelu medycznego zasad udzielania pomocy medycznej w warunkach pola walki czy też np. ataku terrorystycznego. To ogólnospołeczne uświadamianie i kształtowanie postaw oczekiwanych od obywateli w przypadku tego typu zagrożeń. Ale też szkolenie innych służb ratowniczych, które mogą zostać zaangażowane w udzielanie pomocy osobom rannym czy poszkodowanym. To bardzo szeroka edukacja na różnych poziomach życia społecznego, administracji, samorządów, zakładów pracy itp.
Stwierdził pan, że już na etapie studiów medycznych, ale nie tylko, bo też doskonalenia zawodowego, konieczne jest zapoznawanie medyków ze standardami postępowania w medycynie pola walki. Jakie to standardy?
Chciałbym podkreślić, że mówiąc o medycynie pola walki dla personelu medycznego, mam na myśli szkolenia z zakresu działania w strefie względnie bezpiecznej, tj. takiej, w której może wystąpić zagrożenie. Istnieją też szkolenia dla medyków cywilnych, które przede wszystkim budują świadomość sytuacyjną, ale również wskazują, w jaki sposób podejmować działania w sytuacji realnego zagrożenia, zarówno w obszarze określania priorytetów leczniczych, właściwego zachowania, a także udzielania pomocy żołnierzom – umiejętności rozbrojenia, zdjęcia kamizelki itp.
To wszystko, o czym mówimy, poparte jest doświadczeniem ze szkolenia ponad 500 ukraińskich medyków cywilnych w Ukrainie, które z moimi współpracownikami z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego realizowaliśmy kilka miesięcy po wybuchu wojny. Jednym z wniosków, który wybrzmiewał mocno, była potrzeba doskonalenia umiejętności, właśnie z obszaru medycyny pola walki. Obecnie już na terytorium Polski szkolimy w tym zakresie żeński personel medyczny. To projekt skierowany do kobiet – lekarek, pielęgniarek i felczerek, które na co dzień stykają się z sytuacjami realnego zagrożenia w Ukrainie – słyszymy, że właściwego przeszkolenia do tej pory brakowało, a jest zdecydowanie potrzebne.
Czy postulat doskonalenia zawodowego w dziedzinie medycyny pola walki dotyczy także funkcjonariuszy Państwowej Straży Pożarnej, którzy mają wykształcenie medyczne, np. ukończone studia na kierunku ratownictwo medyczne?
Zdecydowanie tak. Formacja ratownicza, która w swoje ustawowe zadania ma wpisane ratowanie zdrowia i życia ludzkiego, jaką jest Państwowa Straż Pożarna, to ogromny potencjał ludzki. Ten zasób ratowników PSP w sytuacji realnego zagrożenia będzie stanowił ogromne wsparcie dla służb medycznych, a czasami nawet je zastępował. Dlatego musimy nauczyć się tego samego języka działań ratowniczych i się szkolić, a następnie wspólnie ćwiczyć, sprawdzać swoje umiejętności, wspólnie wyciągać wnioski i wdrażać je w działaniach ratowniczych, aby stawały się rutyną.
Obecny system Państwowego Ratownictwa Medycznego (PRM) składa się z zespołów ratownictwa medycznego (ZRM): karetek typu S (specjalistycznych) i P (podstawowych), Lotniczego Pogotowia Ratunkowego (HEMS) i szpitalnych oddziałów ratunkowych (SOR). Co należy zmienić w systemie, aby odpowiadał dzisiejszym potrzebom w sferze umacniania bezpieczeństwa państwa?
Obowiązujące przepisy dość ogólnie określają zadania dla jednostek ochrony zdrowia i jednostek systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego na czas działań o charakterze nadzwyczajnym Dlatego w mojej ocenie należy bardzo jasno sprecyzować zadania, które na wypadek zagrożenia podmioty te będą realizowały. Trzeba wyraźnie wskazać, jakie zadania przypadną wojskowej służbie zdrowia, a jakie staną przed systemem cywilnym. Muszą zostać określone zadania, do których przez szkolenia i ćwiczenia cywilna ochrona zdrowia będzie się przygotowywała. Mam tu na myśli chociażby zabiegi operacyjne z obrażeniami specyficznymi dla pola walki.
Obecnie rozwój medycyny pola walki stał się wyzwaniem w związku z napięciami militarnymi. Czy według pana mamy dużo do nadrobienia? Czy do wypełnienia tych zadań niezbędne są zmiany systemowe, organizacyjne, a także w dziedzinie wyposażenia – np. w nowe helikoptery, bojowe oddziały szpitalne, karetki etc.? A może wystarczy przeszkolenie medyków z zakresu medycyny pola walki?
Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest prosta. Uważam, że konieczne byłoby zacieśnienie współpracy między sferą cywilną a wojskową, określenie oczekiwań, podziału ról, a dopiero z tego uzyskamy odpowiedzi na te pytania. Dzisiaj musimy zdefiniować model zabezpieczania medycznego państwa na wypadek wojny, do którego oba systemy – cywilny i wojskowy – będą zmierzały pod względem szkoleń, gotowości do działań, wyposażenia i doposażenia w przeznaczony do tego typu działań sprzęt. Zmiany są potrzebne i to nie ulega wątpliwości, ale trzeba je wprowadzać mądrze, w sposób przemyślany. Należy obserwować doświadczenia innych państw, które te wysiłki podejmują, brać pod uwagę doktrynę NATO w zakresie zabezpieczenia medycznego i nie czekać na rozwój wydarzeń czy wzrost zagrożeń, lecz podejmować decyzje.
fot. archiwum prywatne Roberta Gałązkowskiego
jest dziennikarzem i politologiem, pracującym przez wiele lat w prasie wojskowej, specjalizującym się w polityce międzynarodowej.
