• Tłumacz języka migowego
Świat katastrof Marek Wyrozębski

Raj utracony

19 Października 2023

 

Hawaje zwykle kojarzone są z pięknymi plażami, egzotyczną roślinnością i niekończącymi się wakacjami. W tym roku zmagały się z niszczycielskim żywiołem, który spowodował śmierć ponad setki osób, a także ogromne zniszczenia mienia i środowiska naturalnego.

Płonące Hawaje  fot. Wtp22, Wikipedia, CC BY-SA 4.0Ostatnie miesiące przyniosły wiele wyzwań i katastrof na całym świecie. Jednym z ostatnich tragicznych wydarzeń były pożary trawiące samotne wyspy po drugiej stronie globu. Rajskie Hawaje stanęły w obliczu niszczycielskiego pożaru, który zostanie zapamiętany jako jeden z najpotężniejszych w historii archipelagu. Choć w tym samym czasie gwałtowne pożary wybuchły również na innych jego wyspach, żaden skalą nie mógł równać się z tym z wyspy Maui. Jego skutkiem było m.in. niemal całkowite zniszczenie miasta Lahaina, niegdyś królewskiej stolicy Hawajów, a obecnie głównego ośrodka turystycznego.

Przyczyny tego pożaru wciąż pozostają w strefie domniemania, ale można dostrzec przynajmniej kilka czynników mających szczególny wpływ na przebieg i rozmiary tej tragedii. Choć obecnie w Polsce nie mamy do czynienia z tak katastrofalnymi pożarami, to nie należy lekceważyć problemu. Zmiany klimatyczne i niszczycielskie żywioły, które już teraz dotykają naszych europejskich sąsiadów, sugerują, że w niedalekiej przyszłości również nasi strażacy mogą toczyć bój na podobną skalę. Czy tegoroczny pożar na Hawajach był zatem do przewidzenia, a jeśli tak - to czy można było ograniczyć jego skutki?

Aloha!

Archipelag Hawajski to, wydawałoby się, niewielki punkt na Oceanie Spokojnym, a jednocześnie najmłodszy, 50. stan USA. Składa się ze 137 wysp, w całości pochodzenia wulkanicznego, z których na stałe zamieszkałych jest jedynie siedem. Wliczając turystów i żołnierzy amerykańskich sił zbrojnych stacjonujących w słynnym porcie Pearl Harbour, archipelag zamieszkuje ok. 1,4 mln ludzi (na powierzchni ok. 28 tys. km2), głównie na wyspach Hawaiʻi, Maui, Orach i O’ahu - tu znajduje się stolica stanu, miasto Honolulu. Hawaje to miejsce niezwykłe zarówno pod względem kulturowym, geologicznym, jak i pogodowym. Mimo położenia geograficznego klimat jest tu nieco inny niż w tropikach. Choć wyspy znane są z lasów deszczowych i zielonych wzgórz, temperatury rzadko osiągają wysokie wartości. Jest to niewątpliwie zasługa wiejących od oceanu wiatrów, które nie tylko zapewniają ochłodę, ale również dopływ świeżego powietrza. Co jednak istotne, archipelag charakteryzuje się wyraźnie zaznaczonym podziałem na porę suchą (od maja do października) i deszczową (od listopada do kwietnia), co wpływa nie tylko na życie roślin i zwierząt, ale również na egzystencję ludzi. O tym, jak uporczywa jest pora sucha i jakie niebezpieczeństwa może przynieść, mieszkańcy Hawajów przypomnieli sobie tego lata.

Krajobraz jak po wojnie

W pierwszych dniach sierpnia tego roku Wyspy Hawajskie doświadczyły serii mniejszych pożarów krzaków. Jednym z nich był ogień obejmujący pola w pobliżu lotniska Kahului. Lokalnej straży pożarnej udało się opanować sytuację do 4 sierpnia. W wielu regionach wysp panowały jednak wielodniowe susze. Leśnicy monitorujący sytuację zauważyli, że tegoroczne lato było wyjątkowe. Drogi pełne kurzu i prochu, a wyschnięta roślinność wręcz trzaskała pod stopami. Sytuacja stała się na tyle poważna, że do czasu zakończenia pory suchej odradzali używanie jakiejkolwiek formy otwartego ognia, ognisk, grilli czy fajerwerków. Jak twierdzili, dosłownie wszystko, od niedopałka papierosa po rozgrzaną rurę wydechową zaparkowanego na suchej trawie samochodu, mogło natychmiast wywołać pożar.

7 sierpnia instytucje pogodowe wydały ostrzeżenia, wskazując na znacznie wyschniętą roślinność i zbliżający się silny porywisty wiatr o niskiej wilgotności, co tworzyło krytyczne warunki sprzyjające pożarom. Niefortunnie daleko na północ od wysp pojawił się silny obszar wysokiego ciśnienia, a na ich drugim biegunie, setki kilometrów na południe, przechodził właśnie huragan Dora. Różnica ciśnień potęgowała moc powietrza. Prognozowano wiatry o średniej prędkości do 70 km/h, a w porywach przekraczającej niemal 100 km/h, co już na starcie uniemożliwiałoby strażakom walkę z pożarami z powietrza. Wydane ostrzeżenia tzw. czerwonej flagi sugerowały, że już występują lub wkrótce wystąpią krytyczne warunki pogodowe związane z pożarem, którego prawdopodobieństwo szybkiego rozprzestrzenienia się będzie bardzo wysokie.

Jak podają świadkowie, pierwszą oznaką katastrofy były właśnie podmuchy wiatru które rozpoczęły się w nocy z 7 na 8 sierpnia. Wczesnym rankiem wielu mieszkańców Lahainy w oddali widziało już gęsty dym. Pożar wybuchł w suchej trawie w pobliżu domów przy Lahainaluna Road, na zboczu, na wschód od centrum miasta. Władze hrabstwa Maui otrzymały pierwsze zgłoszenia o pożarze i niedługo potem w okolicy pojawili się funkcjonariusze policji, wzywając przez megafony do ewakuacji. Lokalni strażacy szybko jednak ugasili płomienie, więc wśród mieszkańców nie było specjalnego poruszenia. Należy pamiętać, że pożary w tych regionach są normą i zdarzają się regularnie przez cały rok, a ponadto już po kilku godzinach wysłano komunikat, że pożar został „w 100% opanowany”.

Niestety, pogoda nie poprawiła się, a w godzinach popołudniowych, gdy po służbach ratowniczych nie było już śladu, mieszkańcy znów wyczuli zagrożenie. Ogień ponownie pojawił się na wschodnich wzgórzach. Bardzo silny wiatr błyskawicznie pchnął dym nad budynki, a płomienie w kierunku miasta - ku gęsto zabudowanym dzielnicom. Pożar szybko nabierał na sile, zarówno pod względem rozmiaru, jak i intensywności. W rezultacie setki lekkiej konstrukcji domów w ciągu zaledwie kilku minut zaczęły płonąć. Nie rozbrzmiały syreny alarmowe, więc zaskoczeni sytuacją mieszkańcy, otoczeni przez ogień, desperacko próbowali uciekać swoimi samochodami. W centrum miasta zapanował chaos - spanikowani ludzie starali się uciec samochodami, a inni porzucali pojazdy i uciekali pieszo. Wielu z nich zginęło w swoich autach. Całą okolicę spowił gęsty dym i unoszone wiatrem rozżarzone węgle.

Po niespełna trzech godzinach pożar przekroczył autostradę Honoapiʻilani, wdarł się do głównej części Lahainy i przedostał do linii brzegowej. Z powodu zniszczenia przez wiatr i ogień linii energetycznych w mieście brakowało zasilania. Ludzie byli zmuszeni porzucić swoje mienie i desperacko rzucić się do ucieczki. Nieliczni, obawiając się już najgorszego, robili pośpiesznie zdjęcia domów, pomieszczeń i wyposażenia, wiedząc, że będą potrzebne do roszczeń ubezpieczeniowych. Widząc też, że samochody i budynki wokoło stoją w ogniu, niektórzy, chcąc ratować swoje życie,  decydowali się uciekać do oceanu, skąd później wyłowiła ich straż przybrzeżna. Po spalonych palmach pozostały jedynie kikuty, a drewniane domy obróciły się w popiół. Zniszczenia były tak duże, że mieszkańcy i służby porównywały widok do strefy wojny.

Z pożarami w Lahlinie walczono jeszcze kilka godzin. Fala ognia w ciągu kilkudziesięciu godzin strawiła niemal całe miasto. Agencje rządowe podały, że w pożarze zniszczonych zostało ponad 2500 obiektów (!), z których zdecydowana większość to budynki mieszkalne. Przewiduje się, że odbudowa może kosztować ponad 5 mld dolarów, a do tego czasu ok. 4500 mieszkańców będzie potrzebowało stałego schronienia.

Reakcja służb i władz

Na obszarze hrabstwa Maui funkcjonuje 14 jednostek straży pożarnej, w tym także jednostki lotnicze, zaś na samej wyspie Maui działa ich 10. Łącznie pracuje tu 200 strażaków, codziennie pełni służbę 65.

W pierwszych, jeszcze niegroźnych fazach zdarzenia strażacy reagowali na zgłoszenia o mniejszych pożarach traw, wywołanych głównie pozrywanymi liniami elektrycznymi i przewróconymi przez wiatr słupami. Jednym z nich było wspomniane zgłoszenie na wzgórzach przy Lahainie, gdzie płomienie pojawiły się pod zerwaną linią energetyczną. Służby przez kilka godzin walczyły z żywiołem, trzymając go z dala od miasta. Po zakończeniu akcji w społeczności rozeszły się komunikaty, że zagrożenie jest zażegnane, a jednostki straży udały się w inne miejsca. Niestety, gwałtowne nasilenie wiatru spowodowało ponowne pojawienie się płomieni. Ogień napędzany przez silne podmuchy błyskawicznie się przenosił. Kiedy żywioł trawił już miasto, walczyło z nim około 20 strażaków, ale nie było w stanie go powstrzymać. Ogień pochłonął również dwa samochody gaśnicze. Walkę utrudniał spadek ciśnienia wody w hydrantach, spowodowany uszkodzeniami infrastruktury i wyciekiem wody w zniszczonych przez ogień budynkach. Silny wiatr wyeliminował w pierwszej fazie rozwoju żywiołu wykorzystanie śmigłowców gaśniczych, a w dodatku, jak tłumaczyli strażacy, cała sytuacja przerosła ich możliwości i zasoby. Wkrótce otrzymali wsparcie od leśników i lokalnej policji, jednak ich głównym celem było ratowanie życia i pomoc mieszkańcom w ewakuacji. Ponadto rząd skierował do działań straż przybrzeżną, gwardię narodową i marynarkę wojenną.

Jedno z osiedli zniszczonych przez żywioł/fot. Wesley Lagenour, Wikipedia, domena publiczna

 

 

Istotnym aspektem do opanowania był dla władz również ruch turystyczny, który na Hawajach sięga 10 mln odwiedzających rocznie. Sytuacja w sierpniu przypominała tę, która miała miejsce podczas tegorocznych pożarów w Grecji. Mimo nieopanowanego zagrożenia, a także oficjalnych ostrzeżeń i zaleceń, że Hawaje nie są bezpiecznym miejscem, turyści nadal przybywali na wyspę. Rząd stanowy starał się ograniczyć napływ ludzi, ale na lotniskach wciąż lądowały pełne samoloty wycieczkowe. W efekcie lokalne schroniska musiały przyjąć nowych „uchodźców”. Szacuje się, że około 2000 podróżnych pozostało na lotniskach, a kolejne 4000 utknęło z powodu zamkniętych dróg.

Alarmowanie

Jak to zwykle w takich sytuacjach, wiele dni po pożarze pojawiły się wątpliwości, czy służby zrobiły wszystko, co mogły. Strach, poczucie zagrożenia, brak sprawdzonych informacji spowodowały, że ludzie szukali wiadomości również w nierzetelnych źródłach i dawali wiarę plotkom. W mediach społecznościowych szybko pojawiły się fake newsy, że pożary zostały wzniecone celowo, a nawet teorie o wykorzystaniu do tego celu „gigantycznego lasera”. Reakcje takie stają się normą, gdy kontakt z rzetelnymi informacjami jest utrudniony lub niepełny. Na władze hrabstwa spłynęła krytyka właśnie za słabą komunikację z mieszkańcami i za niezarządzenie wcześniejszej ewakuacji.

W dniu pożaru, gdy wielu mieszkańców dzwoniło na 911, zgłaszając pożary widziane w oddali, dyspozytorzy uspokajali, że już się nimi zajmują i że nie ma powodu do zmartwień. Wysłane w pobliże Lahainy patrole policji lokalnie nawoływały jednak do ewakuacji, po czym… władze zamieściły w mediach społecznościowych komunikat o „ugaszeniu pożaru w 100%”. Dezinformacja spowodowała uśpienie czujności ludzi i opóźniła reakcję. Gdy pożar zaczął zagrażać pierwszym domom, mieszkańcy bardziej oddalonych dzielnic nadal nie otrzymali żadnego oficjalnego ostrzeżenia i nie wiedzieli, co się dzieje. Kiedy władze podjęły próby komunikacji z mieszkańcami za pomocą mediów tradycyjnych i społecznościowych, by ogłosić ewakuację, informacje dotarły tylko do wąskiego grona, bo przez silne wiatry zawiodła sieć komórkowa i elektryczna.

Choć Hawaje posiadają największy na świecie (!) zintegrowany system ostrzegania za pomocą syren alarmowych, ostatecznie nie podjęto decyzji o ich uruchomieniu. Teoretycznie system ten jest używany w przypadku takich zagrożeń, jak: tsunami, huragany, powodzie, pożary, erupcje wulkanów, zagrożenia terrorystyczne czy chemiczne - i podlega regularnym comiesięcznym testom. Niemniej jednak władze tłumaczyły, że system syren jest przeznaczony głównie do ostrzegania przed zagrożeniem tsunami czy huraganami, które zazwyczaj zachęcają ludzi do pozostawania w swoich domach i śledzenia informacji albo ucieczki na wzgórza. Uznano, że przy tak błyskawicznie rozwijającym się pożarze uruchomienie systemu mogłoby wywołać zamieszanie i zwiększyć liczbę ofiar w domach lub osób błędnie udających się w kierunku płomieni. Wielu mieszkańców twierdzi jednak, że gdyby syreny alarmowe zostały uruchomione, mogłyby uratować wiele istnień, ale decyzja ta pozostaje wciąż tematem spornym w społeczności Hawajów.

Przyczyny

Wiele tygodni później dokładna przyczyna pożarów nadal nie została ustalona. Statystycznie za 90% pożarów na Hawajach odpowiedzialni są jednak ludzie. Nie dziwi zatem, że urzędnicy hrabstwa Maui publicznie oskarżyli w swoim pozwie sądowym największe przedsiębiorstwo energetyczne, twierdząc, że złe zarządzanie liniami energetycznymi doprowadziło do powstania pożarów w wielu miejscach wyspy. Zarzucono również brak reakcji na raporty pogodowe dotyczące silnych wiatrów, a także wieloletnie zaniedbania konserwatorskie linii energetycznych i zaniechanie czyszczenia roślinności w pobliżu słupów energetycznych. W dniu pożaru przedsiębiorstwo nadal utrzymało napięcie w swoich liniach energetycznych, nawet po wydaniu ostrzeżeń „czerwonej flagi” i pojawieniu się zgłoszeń o pożarach wywołanych upadkiem linii w suchą roślinność.

Firma odpierała zarzuty, twierdząc, że system wodociągowy w rejonie Lahaina wykorzystuje prąd elektryczny do zasilenia sieci i hydrantów przeciwpożarowych. Potrzeba utrzymania wydajności pomp sprawia, że decyzja o odcięciu zasilania, nawet gdy silny wiatr stwarza ryzyko pożaru, nie jest taka oczywista. Zwrócono również uwagę, że śledztwo dotyczące przyczyn dalej trwa i jest za wcześnie na takie zarzuty.

Aspekt do uniknięcia?

Jak się okazuje, hawajska roślinność jest słabo przystosowana do coraz częstszych pożarów i susz. Niegdyś znaczne tereny archipelagu zajmowały pola trzciny cukrowej, jednak z czasem jej uprawa stawała się coraz trudniejsza i coraz mniej rentowna. W końcu plantacje trzciny cukrowej zaprzestały działalności w latach 90. XX w., co dało miejsce na rozrost inwazyjnych gatunków roślin, takich jak trawa gwinejska (Megathyrsus maximus). To wysoka, odporna na suszę, wieloletnia trawa sprowadzona z Afryki jako pasza dla zwierząt i obecnie traktowana jako chwast. Naturalnie rośnie ona na nieużytkach, a najchętniej pod drzewami lub w ich pobliżu, a także wzdłuż brzegów rzek. Szacuje się, że gatunki te zajmują obecnie prawie jedną czwartą (!) powierzchni Hawajów.

Wielu mieszkańców uciekało ze swoich domów, nie zdążywszy zabrać nic ze sobą  fot. Dominick Del Vecchio, Wikipedia, domena publiczna  Wielu ekspertów ostrzegało wcześniej w oficjalnych raportach, że upadek rolnictwa na Hawajach pozostawił bez kontroli duże obszary gruntów. W rezultacie obce gatunki roślin (szybko rosnące podczas deszczu i odporne na suszę, gdy ziemia jest wyschnięta) swobodnie rozprzestrzeniły się w ciepłym klimacie, zwiększając ryzyko dużych pożarów. Rząd stanowy nie wprowadził jednak żadnych restrykcji, aby zmusić mieszkańców do usuwania chwastów ani nie zadbał skutecznie o egzekwowanie podstawowych zasad bezpieczeństwa nieruchomości [1], co jest standardem np. w Kalifornii i Arizonie. W pobliżu Lahainy inwazyjne trawy porastały wzgórza nad miastem, sięgając nawet obszarów mieszkalnych. Ta sytuacja przypomina niekontrolowane zasadzanie w Portugalii wyjątkowo łatwopalnych eukaliptusów [2], które obecnie stanowią tam gatunek inwazyjny, potęgujący moc pożarów.

Kiedy w 2018 r. na zachodnim brzegu Maui pożary zniszczyły 21 domów, eksperci ostrzegali, że wyspa stoi w obliczu potencjalnie katastrofalnego zagrożenia i pilnie należy podjąć działania ku eliminacji tych łatwopalnych traw. W oficjalnych raportach określano tę okolicę jako rejon z wysokim, ponad 90% prawdopodobieństwem (!) wystąpienia pożarów każdego roku. Niestety, aspekt ten został pominięty, co prowadziło do nagromadzenia znacznych ilości suchego paliwa.

Mądry przed szkodą?

Pożary spustoszyły zabytkową Lahainę niemal w 80%. Zaskakującym wyjątkiem był jednak jeden drewniany dom, którego zdjęcie obiegło media społecznościowe, a który pozostał nietknięty przez żywioł. Początkowo wielu wzięło tę informację za fake news, bo samo zdjęcie domu tak bardzo nie pasuje do jego otoczenia, że wygląda jak wklejone [3]. Okazało się jednak, że to nie łut szczęścia, ale rzetelne przygotowanie właścicieli sprawiło, że 100-letni dom stojący nad oceanem ocalał z pożogi. Przede wszystkim mieszkańcy zadbali o wymianę pokrycia dachowego na niepalne oraz o przestrzeń wokoło domu - wykarczowanie roślinności. Brak ściółki leśnej lub suchych roślin wokół domu oznacza, że nie było paliwa, którym pożar mógłby się rozprzestrzeniać na obiekt.

Przypadek ten pokazuje, że jako ludzie nie jesteśmy do końca bezradni wobec żywiołu. Jak zakładał wydany w Honolulu poradnik, aby przygotować swój dom na zagrożenie pożarowe, należy wyznaczyć dwie strefy bezpieczeństwa i przygotować je w określony sposób (pełny opis znajdziemy w broszurce).



Strefa pierwsza (ok. 10 m od budynku):

  • usuń całą wyschniętą roślinność,
  • usuń „paliwa drabinowe” (niska roślinność, która umożliwia rozprzestrzenianie się ognia z gruntu do korony drzew),
  • utwórz obszar „wolny od ognia” w promieniu 1,5 m od domu, używając jedynie niepalnych materiałów,
  • regularnie przycinaj korony drzew, aby ich gałęzie znajdowały się w odległości co najmniej 3 m od konstrukcji budynku i innych drzew,
  • usuń śmieci (suche liście i igły) z podwórza, dachu i rynien,
  • usuń stosy drewna lub inne materiały palne do strefy drugiej.

 

Strefa druga (od 10 do 100 m od budynku):

  • usuń martwy materiał roślinny,
  • zrób duże odstępy między roślinami (minimalna odległość to trzykrotność ich wielkości),
  • usuń „paliwa drabinowe”,
  • ścinaj lub regularnie koś trawę,
  • regularnie przycinaj korony drzew, aby ich gałęzie znajdowały się w odległości co najmniej 3 m od innych.

Należy też usuwać wszystko, co łatwopalne z okolic budynków, a także instalować niepalne siatki na wszystkich otworach wentylacyjnych prowadzących do pustej przestrzeni lub strychu. W Arizonie tak przygotowane obiekty nazywa się safe zones, bo mogą stanowić schronienie dla ekip strażackich walczących z pożarami na bezdrożach.



Mapa z zaznaczonymi budynkami, które uległy całkowitemu zniszczeniu przez pożar w Lahainie  fot. Wikiwillz, Wikipedia, CC BY-SA 4.0

Sytuacja na Hawajach przypominała sceny zniszczeń w innych częściach świata tego lata, kiedy pożary wywołane rekordowymi upałami i suszą zmusiły do ewakuacji dziesiątek tysięcy ludzi w Grecji, Hiszpanii, Portugalii, USA i Kanady. Doszło wówczas do wielu jeszcze innych tragicznych zdarzeń, o których słyszeliśmy już trochę mniej: jak atak zimy w Afganistanie (śnieżyce i temperatury do -34oC), katastrofalne powodzie w Afryce i w Nowej Zelandii, ekstremalne opady i osunięcia ziemi w Brazylii czy uderzenie cyklonu w Madagaskar. Z całą pewnością natura się buntuje i nie da się już dłużej oszukiwać przez człowieka.

Według raportu Światowej Organizacji Meteorologicznej z 2021 r. (WMO)[4] w ciągu ostatnich 50 lat katastrofy związane z pogodą, klimatem lub zagrożeniem wodnym zdarzały się średnio codziennie, powodując śmierć 115 osób i straty w wysokości 202 mln dolarów każdego dnia. Ponadto w ciągu ostatnich 50 lat liczba katastrof wzrosła pięciokrotnie, ale też liczba zgonów w tych katastrofach spadła prawie trzykrotnie. Dzieje się tak głównie dzięki ulepszeniu systemów wczesnego ostrzegania oraz lepszej organizacji działań w sytuacjach kryzysowych. Pozostaje więc nadzieja, że choć człowiek nigdy nie wygra z naturą, to znajdzie w końcu skuteczne sposoby, by się do tej walki przygotować i przed nią skutecznie obronić.




Przypisy

[1] HWMO, Your Personal Wildland Fire Protection Guide, https://fire.honolulu.gov/wp-content/uploads/2023/08/HWMO-Your-Personal-Wildland-Fire-Protection-Guide.pdf (dostęp 02.09.2023).

[2] Por.: „Bombeiros de Portugal”, Przegląd Pożarniczy nr 2/2021.

[3] Link do nagrania FILM nr 5: https://www.youtube.com/watch?app=desktop&v=cl0T5n-uiPw.

[4] WMO, Atlas of Mortality and Economic Losses from Weather, Climate and Water Extremes (1970-2019), 2021, s. 15; https://library.wmo.int/idurl/4/57564, (dostęp: 02.09.2023).

 

Filmy - kody QR

 

https://www.youtube.com/watch?v=T2TCImFB-Bk

Kompilacja filmów nakręconych przez służby i mieszkańców podczas ewakuacji

 Kompilacja filmów nakręconych przez służby i mieszkańców podczas ewakuacji

 

 

 

 

 

 

 

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=ffV5tmrrgMA

Nagranie z drona po przejściu ognia przez miasto

 Nagranie z drona po przejściu ognia przez miasto

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 https://www.youtube.com/watch?app=desktop&v=cl0T5n-uiPw

Dom ocalały z pożaru

 Dom ocalały z pożaru

 

Marek Wyrozębski Marek Wyrozębski

mł bryg. Marek Wyrozębski jest dowódcą zmiany w JRG 3 Warszawa

do góry