• Tłumacz języka migowego
Różności Lech Lewandowski

Zawsze czujny

27 Lutego 2017

Strażacy z JRG PSP w Złotoryi

Tego ranka obok opuszczonego domu stojącego przy jednej z ulic w Złotoryi na Dolnym Śląsku przejechało wiele samochodów, ale żaden się nie zatrzymał. Nikogo nie zainteresowało, że wydostają się z niego kłęby dymu.

Funkcjonariusz złotoryjskiej PSP st. str. Rafał Nowak, który jechał na służbę w macierzystej JRG PSP, właściwie także mógł nie zwrócić uwagi na unoszącą się nad budynkiem szaroburą chmurę. Spieszył się do jednostki, a pokryta cienką warstwą lodu jezdnia zmuszała do ograniczenia prędkości.

Pozory mylą

Kiedy jednak zobaczył dym rozpostarty w mroku zimowego poranka nad budynkiem, coś go tknęło. Zatrzymał samochód i podszedł bliżej. Wprawdzie okna były zabite deskami, a drzwi wejściowe zabezpieczone, ale Rafał dostrzegł przez szpary smugi światła. Ogień!

Natychmiast zatelefonował do dyżurnego stanowiska kierowania złotoryjskiej KP PSP, informując o pożarze. I w tym momencie mógł już ze spokojnym sumieniem wrócić do samochodu i odjechać, ale… Nurtowała go myśl, że powinien sprawdzić, czy w budynku nie ma przypadkiem ludzi. Bo też jak mogło dojść do pożaru w opuszczonym i po części zrujnowanym domu? Samoczynnie?

Okazało się, że w drzwiach wejściowych do obiektu jest wyłom. Nie zastanawiając się długo, Rafał wszedł do środka. Zobaczył, że podłoga i strop w jednym z pokoi zajął już ogień. Był intensywny, ponieważ w pomieszczeniu znajdowała się sterta drewnianych odpadów i śmieci. Dodatkowe poważne zagrożenie stwarzał fakt, że był to budynek mocno zniszczony, a więc należało się liczyć z niebezpieczeństwem zawalenia się nadpalonej konstrukcji. Nie było tam nikogo. Rafał w pierwszej chwili chciał wyjść, ale kiedy dojrzał drzwi do kolejnego pokoju, ponownie zadziałał strażacki instynkt. Uznał, że skoro już wszedł do środka, to powinien jeszcze sprawdzić, co jest za nimi. Kiedy po chwili przedostał się do następnego pomieszczenia, ujrzał leżącego na podłodze mężczyznę. Poszkodowany miał rozległe oparzenia na rękach i mocno nadpalone ubranie. Był nieprzytomny. Strażak chwycił go pod ramiona i wytaszczył na zewnątrz.

Szybka pomoc

Okazało się, że mężczyzna rozpalił w pokoju ognisko, przy którym chciał się ogrzać. W pewnej chwili zasnął. Obudził się, gdy już płonęło na nim ubranie i odczuwał piekący ból palącego się ciała. Przerażony pożarem i bólem, wybiegł do sąsiedniego pokoju, ale tam też już panowało silne zadymienie, a ponadto w mroku niewiele było widać. Rozpędzony, mając w świadomości jedynie to, by uciec jak najdalej, uderzył głową o ścianę i upadł, tracąc przytomność. W tym stanie znalazł go strażak.

Po wyniesieniu mężczyzny na zewnątrz Rafał udzielił mu pierwszej pomocy. Niestety, jedynie w ograniczonym zakresie, ponieważ głębokie rany na rękach wymagały specjalistycznego opatrzenia przez lekarza. Mężczyzna odzyskał przytomność, lecz był w szoku. Skarżył się na ból głowy i drżał. Chłopak dał mu więc swoją kurtkę i starał się go uspokoić, tłumacząc, że nie ma już zagrożenia i że za chwilę przyjedzie pomoc. Tak też się stało. Wkrótce dojechali na miejsce strażacy, którzy podjęli akcję gaszenia pożaru, a zespół ratownictwa medycznego zabrał poszkodowanego do szpitala.

Strażak z powołania

Nie ma wątpliwości, że st. str. Rafał Nowak, działając z narażeniem własnego zdrowia, a pewnie i życia, uratował poszkodowanego mężczyznę przed śmiercią. Pożar rozwijający się w opuszczonym i częściowo zawalonym budynku powodował bowiem dalsze osłabienie zniszczonej konstrukcji, co groziło zawaleniem na przykład stropu. Poza tym ogień i gęstniejący dym stwarzały ewidentne zagrożenie dla życia mężczyzny. Czas udzielenia pomocy poszkodowanemu odgrywał tu zatem pierwszoplanową rolę. A skoro tak, to strażacki instynkt, który nakazał Rafałowi zatrzymanie samochodu, a następnie sprawdzenie budynku, okazał się wręcz na wagę ludzkiego życia.

Rodzi się pytanie: czy st. str. Rafał Nowak ma to we krwi, czy jest to po prostu zachowanie typowe dla strażaków? Właściwie jedno i drugie. Warto bowiem przy tej okazji zauważyć, że ojciec Rafała – Szczepan Nowak jest emerytowanym strażakiem z JRG PSP w Chojnowie. Pewne wartości, tak ważne w dorosłym życiu, chłopak wyniósł więc z rodzinnego domu. O tym, jak bardzo Rafała zafascynowała strażacka profesja, najlepiej świadczy fakt, że pierwsze kroki w zawodzie stawiał, mając zaledwie 7 lat. Wtedy to bowiem wstąpił do dziecięcej drużyny pożarniczej przy OSP Rokitki.

Dziś jest już naczelnikiem tej OSP, a równocześnie pełni zawodową służbę w złotoryjskiej JRG PSP. Strażacka służba wykształca pewne nawyki w myśleniu i zachowaniu ratownika, które nierzadko ujawniają się także poza służbą. To dlatego jadąc do pracy, w przeciwieństwie do wielu innych kierowców, widząc dym, zareagował zgodnie z wpojonymi zasadami. Ryzykując własne zdrowie i życie, uratował człowieka.

Noc życia

Historia ta wydarzyła się w przeddzień świąt Bożego Narodzenia. To pokazuje jeszcze inny jej aspekt. Otóż uratowany przez Rafała mężczyzna nie przypominał wyglądem bezdomnego. Przeciwnie, miał na sobie czyste ubranie, wyglądał na zadbanego. Skąd się zatem wziął w tym miejscu? Okazało się, że dzień wcześniej, po odbyciu kary więzienia, został wypuszczony z zakładu karnego na wolność. A ponieważ zbliżała się noc, poszukał miejsca, gdzie mógłby ją spędzić. Niewiele brakowało, a mogła to być jego pierwsza noc po odzyskaniu wolności i zarazem ostatnia noc życia.

Lech Lewandowski
Fot. st. str. Rafał Nowak (na pierwszym planie) wraz z kolegami z JRG PSP w Złotoryi,
fot. Lech Lewandowski

luty 2017

Lech Lewandowski Lech Lewandowski
do góry