• Tłumacz języka migowego
W ogniu pytań Emilia Klim

Przede wszystkim współpraca!

11 Kwietnia 2022

Od dziecka chciał zostać strażakiem - i udało się mu spełnić dziecięce marzenie. Dziś jest rzecznikiem prasowym komendanta głównego PSP. Doskonale odnalazł się w roli najważniejszego oficera prasowego w straży pożarnej. O swoich pierwszych krokach w tym niezwykłym zawodzie, doświadczeniach i planach opowiada bryg. Karol Kierzkowski.

Czyli od zawsze chciał pan zostać strażakiem?

Oczywiście, wynika to z tradycji rodzinnych. Strażakiem był mój tata. Już jako młody chłopak wiedziałem, że również nim zostanę. To było moje marzenie. Wszystko zaczęło się w 2001 r., od studiów w SGSP. Po promocji oficerskiej, która odbyła się w 2005 r., rozpocząłem służbę w KM PSP w Warszawie. Była to JRG 1 - SGPR (specjalistyczna grupa poszukiwawczo-ratownicza). Tam właśnie zaczęła się moja przygoda z pożarami, wypadkami, tam się szkoliłem, zdobyłem doświadczenie. Przychodziłem do pracy z uśmiechem na twarzy i czekałem, co się danego dnia wydarzy.

To było odkrywanie straży pożarnej zupełnie innej niż ta, którą znałem ze szkoły. Wtedy stwierdziłem, że najważniejsza jest współpraca. Dzisiaj, kiedy jestem rzecznikiem prasowym, również mocno stawiam na współpracę i zawsze tak będzie.

Bardzo cenię sobie czas spędzony w JRG 1, zdobyłem tam doświadczenie zawodowe, a zarazem poznałem różnego rodzaju mechanizmy: NATO, ONZ czy UE. Zobaczyłem, jak się pomaga na skalę międzynarodową, jak działają międzynarodowe grupy ratownicze. Miałem przyjemność brać udział w poligonowych ćwiczeniach „Pstrąże”. W 2009 r. uczestniczyłem jako oficer łącznikowy w certyfikacji polskiej grupy ratowniczej HUSAR POLAND.

No i oczywiście 2010 r., czyli misja na Haiti, a następnie akcja powodziowa w Płocku. To właśnie tam została mi przydzielona funkcja rzecznika. Nie byłem wcześniej szkolony w tym zakresie, wszystkiego musiałem uczyć się w boju. Razem z kolegą stworzyliśmy na miejscu zespół prasowy.

To było moje największe „przetarcie medialne” i z pewnością doświadczenie, które zapadło mi w pamięć. Nauczyłem się wtedy kolejnego fachu - współpracy z mediami, czyli informowania na bieżąco, co się dzieje. Tam, podczas działań powodziowych, poznałem najważniejsze motto rzeczników prasowych: „Jesteśmy po to, by pomóc dziennikarzom”.

Czym powinien cechować się dobry rzecznik prasowy?

Trudno tu mówić o typowych cechach. Przede wszystkim powinien być dostępny, pracowity i sumienny, bo jest to dość specyficzna praca. Krążą opinie, że rzecznik tylko pojawia się w mediach czy np. ogląda telewizję. Ale ci, którzy je głoszą, nie zdają sobie sprawy, że aby wystąpić w mediach i stanąć przed kamerą, trzeba włożyć w to bardzo dużo pracy i wysiłku.

Przede wszystkim należy zdobyć informacje, być na bieżąco i w każdej chwili w gotowości. To bardzo angażujące zajęcie. Rzecznik powinien mieć również grubą skórę, bo zdarzają się sytuacje, w których musi przyjąć na siebie krytykę. Doświadczyłem tego na własnej skórze.

Czy pamięta pan swój pierwszy raz przed kamerą? Towarzyszył panu stres?

Na początku były to jakieś bieżące relacje z typowych codziennych zdarzeń, np. związanych z tlenkiem węgla. Ówczesny rzecznik prasowy mazowieckiego komendanta wojewódzkiego PSP st. bryg. Dariusz Osucha w ten sposób wprowadzał mnie stopniowo w rzecznikowanie.

Oczywiście wystąpieniom towarzyszył stres, nogi się pode mną uginały. Myślę, że każdemu oficerowi prasowemu na początku jest nieswojo, nikt tego przecież wcześniej nie uczy. W związku z tym kolejne zadanie stojące przed strażą pożarną to systemowe zorganizowanie kursów, na których nauczymy strażaków od A do Z tego, jak podejść do tematu współpracy z mediami. Chcemy, aby znali podstawy prawne i wiedzieli, jak to wszystko działa w praktyce.

Dobrze, że ta idea zaczyna się już nieco materializować. Sam prowadziłem zajęcia z zakresu współpracy ze środkami masowego przekazu w ośrodku szkolenia w Pionkach dla dyżurnych stanowisk kierowania. Na nim właśnie porusza się temat współpracy z mediami. Moją rolą w tym wszystkim jest podzielić się zdobytą wiedzą i doświadczeniem.

Dyżurni nie mogą się bać, że ktoś z mediów do nich zadzwoni. Stanowiska kierowania są pierwszym punktem kontaktu. Do nich wpływają informacje i oni te informacje przekazują dalej. Muszą być pewni w tym, co robią. Uczę więc, co należy mówić, aby redaktor był usatysfakcjonowany uzyskaną informacją.

Był pan rzecznikiem komendanta mazowieckiego PSP, a teraz jest rzecznikiem komendanta głównego. Dostrzega pan różnice zadań na tych dwóch stanowiskach?

Oczywiście, różnice są duże. W KG PSP jest o wiele większy zakres obowiązków, obejmujemy tutaj w końcu cały kraj. Komentowane wydarzenia mają dużą skalę, jak np. pandemia COVID-19 czy chociażby wichury, które niedawno przeszły przez Polskę. Dużo większa jest liczba interwencji. Dla porównania: w woj. mazowieckim były to wielkości rzędu 300, 500, w KG PSP - 5000, 10 000, a nawet 20 000 zdarzeń jednego dnia. To zupełnie inna skala.

O wiele więcej jest tematów, w których media mogą oczekiwać komentarza - np. zmiana ustawy o OSP, zmiana umundurowania, nowe legitymacje, szereg działań międzynarodowych. Komendant główny PSP jest również bardzo aktywny. Można powiedzieć, że to trudne wyzwanie, na wyższym poziomie. Jeszcze bardziej należy zwracać uwagę na to, co się pisze i mówi.

Do tego dochodzi bieżąca obsługa mediów społecznościowych: dobór i zamieszczanie treści, przygotowanie całej medialnej strategii. Wpisy w social mediach trzeba aktualizować praktycznie co godzinę, tak aby nie stracić zasięgów. Tutaj też liczy się szybkość działania - mamy zdarzenie i za godzinę wstawiamy informację o nim. To wszystko funkcjonuje dzięki zespołowi ludzi w Wydziale Prasowym KG PSP.

Jak pan zareagował na wiadomość, że zostanie pan rzecznikiem komendanta głównego?

Było to dla mnie duże wyróżnienie, ale zdawałem sobie sprawę z olbrzymiej odpowiedzialności. Na pewno czułem radość, bo to swoisty awans zawodowy. Szybko pojawiła się też jednak świadomość, że wiąże się z nim wiele pracy.

Potem myślałem już o tym, jak pomóc innym rzecznikom, moim kolegom z komend wojewódzkich. Wiedziałem, że potrzebują wsparcia w kwestiach informacyjnych czy organizacyjnych. A jasne jest, że jeżeli oni będą dobrze funkcjonowali, to się przełoży na całą PSP.

Zespół prasowy w KG PSP działa bardzo prężnie. Czy czekają nas jeszcze zmiany w obszarze współpracy z mediami?

Trwają prace nad stworzeniem podobnych zespołów we wszystkich komendach wojewódzkich. Rzecznicy prasowi działają już w Katowicach, Gorzowie Wielkopolskim, Kielcach i Poznaniu, a w kwietniu rozpoczyna funkcjonowanie etatowy rzecznik prasowy w Białymstoku.

Często bywa, że osoby pełniące funkcję rzecznika wykonują również wiele innych zadań. Te stanowiska pracy są bardzo obciążone, rzecznik ma zawsze ręce pełne roboty. Czas to zmienić. Te komórki muszą być samodzielne i podlegać bezpośrednio komendantom wojewódzkim. Skróci to z pewnością proces komunikacji z samym przełożonym, jak również pomiędzy rzecznikami. Uważam, że takie stanowiska powinny powstać również w dużych komendach miejskich.

Komendant główny PSP ceni szybkość działania w naszym zespole, dlatego chciałby, żeby tak samo wyglądała praca na poziomie wojewódzkim. Na tych stanowiskach nie będzie również przypadkowych osób. Rzecznik w końcu wypowiada się w imieniu swojego szefa. Dobrze, że coś się w tym kierunku już dzieje i warto o to zadbać.

Jak układa się pana współpraca z mediami? Czy czegoś pan wyjątkowo u dziennikarzy nie lubi? A może preferuje pan jakiś rodzaj mediów?

Lubię wszystkie media, a dziennikarze to generalnie świetni ludzie. Oczywiście zdarzają się tacy, którzy są pretensjonalni, szukają dziury w całym. Ale w większości chcą po prostu wykonywać swoją pracę, czyli zdawać relację z tego, co robi straż pożarna. Nie powinniśmy się od nich odwracać ani ich unikać. Rzecznik ma ułatwiać reporterowi zdobycie informacji.

Redaktorzy bywają różni. Coraz częściej zdarzają się osoby bez kierunkowego wykształcenia, nie znające swoich praw i obowiązków - nad tym ubolewamy najbardziej.

Dziennikarz ma obowiązek przygotować rzetelny materiał. Trzeba mieć dwa, trzy potwierdzone źródła informacji. Niestety w mediach internetowych liczy się przede wszystkim szybkość, klikalność i chwytliwy tytuł. Dlatego kolejnym zadaniem rzecznika jest bycie czujnym. Komunikaty wychodzące ze straży trzeba koordynować, a opublikowane informacje sprawdzać.

A jak wygląda współpraca z innymi formacjami podległymi ministrowi SWiA?

Bardzo dobrze. Myślę, że nadajemy na tych samych falach. Najczęściej współpracujemy z Policją, jest naszym naturalnym partnerem. Podczas jesiennego kryzysu na granicy polsko-białoruskiej działaliśmy wspólnie ze Strażą Graniczną. Mieliśmy tam nawet niewielki pożar w placówce Służby Celnej. Ta informacja wzbudziła wtedy sensację. Pożar de facto szybko ugaszono, nikomu nic się nie stało.

Mierzymy się wciąż z pandemią, doszła do tego tragiczna sytuacja w Ukrainie. Polscy strażacy i ochotnicy uczestniczą w niesieniu pomocy naszym wschodnim sąsiadom. Na czym ta pomoc polega?

To rzeczywiście wielkie zadanie dla całej straży pożarnej. Przede wszystkim organizujemy transport autokarami PSP, ale też Policji. Współpracujemy również z przewoźnikami prywatnymi, bo wielu z nich zgłosiło chęć wyjazdu za granicę. Teraz zostaliśmy poproszeni o wsparcie na dworcach PKP. Na początku działaliśmy tylko na 16 dworcach wojewódzkich, obecnie na 26 w całym kraju.

Docelowo będziemy zapewne wszędzie tam, gdzie jest udzielana pomoc uchodźcom. A ci są zszokowani, nie wiedzą do końca, w jakim miejscu się znaleźli, w którą stronę mają się kierować. Jesteśmy tam, pomagamy w procesie informacyjnym, na przykład wskazujemy, do której kasy przejść, na który peron, jak odczytać bilet. Pomagamy w zabraniu bagaży, przeniesieniu ich do autokaru.

Chodzi głównie o to, aby na dworcach zostawało jak najmniej osób, bo mogą ten czas spędzić w punktach recepcyjnych, oddalonych od dworca i czekać tam na kolejne połączenie czy po prostu zastanowić się na tym, co robić dalej. W razie potrzeby mamy ze sobą sprzęt medyczny. Poza tym zakładamy sztaby, aby koordynować współpracę z wolontariuszami, z zarządcami dworców, wojewodami czy z samym ministerstwem.

Praca rzecznika prasowego pochłania mnóstwo czasu i wymaga z pewnością wielu wyrzeczeń. Co na to pana rodzina?

Życie rodzinne na pewno cierpi, to niestety bolączka wszystkich rzeczników. Weekendy, święta - wtedy bardzo dużo się dzieje. Niestety praktycznie cały czas jesteśmy na telefonie. Moje dzieci też już się nauczyły mówić: „tata, wyłącz ten telefon”. Niestety tak się nie da, pewne rzeczy są priorytetowe. W służbach już tak jest. To trudne do zrozumienia na przykład dla mojej żony, ale pewnie też dla osób pracujących w zwykłych urzędach, instytucjach, gdzie praca trwa „od - do”. Tam w weekendy się nie pracuje, nikt do nikogo nie dzwoni.

Praca rzecznika jest bardzo angażująca. Staram się wyważyć życie zawodowe i prywatne, ale nie zawsze sprawy służbowe na to pozwalają. Praca rzecznika trwa często 24 godziny na dobę, bo przecież pożary czy wypadki zdarzają się non stop. Nie ma taryfy ulgowej.

Gdyby nie został pan rzecznikiem, to gdzie by się pan najchętniej widział?

Zapewne pozostałbym w JRG. Była to bardzo ciekawa praca, zwłaszcza działanie w grupach poszukiwawczo-ratowniczych. Ta specjalizacja poszła w bardzo dobrym kierunku. PSP rozwinęła moduły poszukiwawczo-ratownicze, pompowe czy gaszenia pożarów lasów. Udzielamy pomocy praktycznie na całym świecie. Gdybym nie został rzecznikiem, to z pewnością właśnie w tym obszarze chciałbym się dalej realizować.

rozmawiała Emilia Klim

Emilia Klim Emilia Klim
do góry