W ogniu pytań Anna Sobótka

Pasja, służba, współpraca

22 Października 2025

Wszyscy pamiętamy wielki sukces grupy poszukiwawczo-ratowniczej USAR Poland, która podczas akcji po trzęsieniu ziemi w Turcji w 2023 r. wydobyła spod gruzów dwanaście osób. Niezastąpione tak wówczas, jak i podczas innych tego rodzaju działań okazały się psy ratownicze. Aby poziom rozwoju specjalizacji ratownictwa wykorzystującej niezwykły węch czworonogów pozwolił na tak wielkie osiągnięcie, potrzeba pracy u podstaw. Od wielu lat zajmują się nią nie tylko grupy poszukiwawczo-ratownicze, ale i jednostki OSP o tej specjalizacji. Należy do nich OSP Grupa Ratownictwa Specjalnego Nowy Sącz. O pasji, wyzwaniach i trudnościach w tej specyficznej służbie rozmawiamy z prezesem jednostki st. bryg. w st. sp. Robertem Kłębczykiem, członkiem honorowym i byłym prezesem asp. sztab. w st. sp. Mirosławem Pulitem oraz zastępcą naczelnika, przewodnikiem psa ratowniczego Adamem Szlachtą.

Kiedy spojrzymy na nazwę państwa jednostki, zwraca uwagę jeden szczegół. Wyjaśnijmy więc na wstępie tę zagwozdkę terminologiczną – dlaczego „specjalna”, a nie „specjalistyczna”?

MP: Nie bez powodu nie nazywamy się grupą ratownictwa specjalistycznego – nie spełniamy wszystkich wymagań, które obowiązują grupy zawodowe. Jesteśmy ochotnikami i nie mamy takiego wyszkolenia ani sprzętu, jakim dysponuje grupa zawodowa. Ratownicy PSP wykonują te zadania zawodowo, na co dzień, my jesteśmy pasjonatami. Tworzymy zatem grupę ratownictwa specjalnego, której specjalnością jest działalność poszukiwawczo-ratownicza.

Aby pełnić tę niełatwą służbę, trzeba mieć wiele energii, samozaparcia, wiedzy i umiejętności. W jaki sposób zorganizowali się pierwsi miłośnicy działań poszukiwawczo-ratowniczych i pracy z psami w Nowym Sączu? Jak doszło do powstania jednostki OSP i grupy ratownictwa specjalnego?

MP: Źródła jej powstania sięgają grupy poszukiwawczo-ratowniczej PSP w Nowym Sączu, istniejącej od 1998 r., której członkami jako strażacy byliśmy m.in. Robert i ja. Ważną inspirację stanowiła także grupa podhalańska, założona w 2004 r. przez młodych ludzi zainteresowanych działaniami poszukiwawczymi prowadzonymi z pomocą psów. W 2010 r., kiedy przeszedłem na emeryturę, wspólnie z kolegami z wydziału – a wśród nich z Robertem – postanowiliśmy też pójść tą drogą. Wzorując się na grupie podhalańskiej, na przełomie lat 2010 i 2011 stworzyliśmy jednostkę OSP GRS Nowy Sącz. W jej skład wszedłem m.in. ja i koledzy, z którymi pracowałem – również byli zawodowi strażacy: Adam Piętka, Robert Kłębczyk, Krzysztof Gruca i Sławomir Wojta. Skupiliśmy w naszej jednostce pasjonatów, którzy chcieli szkolić psy w kierunku ratowniczym. Znów potwierdziła się prawda, że PSP i OSP to dwa motory napędowe ratownictwa, które cały czas się uzupełniają.

Jak wyglądał rozwój GRS na przestrzeni lat? Z czasem w jednostce pojawiły się kolejne specjalizacje – przede wszystkim wysokościowa – i inne formy działalności.

RK: Właśnie tak. Wzięliśmy pod uwagę potrzeby naszego rejonu działania, ale też tak naprawdę ratownik GPR musi być uniwersalny, powinien mieć umiejętności z zakresu innych specjalizacji ratowniczych – ratownictwa wodnego czy wysokościowego. Zdarza się, że poszukujemy ludzi, którzy zaginęli w pobliżu akwenów i wówczas prowadzimy poszukiwania z wykorzystaniem np. pontonu. Z kolei znajomość technik linowych jest nam niezbędna, żeby dostać się samodzielnie lub z psem ratowniczym w trudno dostępne miejsca. Umiejętności z zakresu ratownictwa medycznego powinny być standardem dla strażaka każdej specjalizacji.

Nie zapominajmy też o innych specjalistach, którzy są członkami grup poszukiwawczo-ratowniczych. Mamy nawigatorów, którzy wykorzystując choćby odbiorniki GPS, dbają o to, by przewodnik z psem właściwie przeszukał wskazany teren i równocześnie potrafił wrócić do miejsca, z którego wyruszył. Ich zadaniem jest kontrolowanie trasy przeszukania, aby nie został pominięty żaden fragment terenu. Dzięki temu przewodnik może skupić się bardziej na obserwacji pracy psa – często już z zachowania czworonożnego ratownika można wywnioskować, że w pobliżu znajduje się inny człowiek.

Mamy osoby pracujące za pomocą narzędzi informatycznych przy przygotowaniu akcji –wiemy, który obszar w pierwszej kolejności przeszukać, bo to wynika z wcześniejszego rozpoznania. Pracują w sztabie, planują działania w aplikacji komputerowej obsługującej mapy, wskazują sektory zespołom poszukiwawczym, zgrywają ścieżki przejścia, często też profilują osobę zaginioną i określają prawdopodobieństwo jej pobytu w określonym miejscu.

RK: Członkowie OSP GRS prowadzą działania poszukiwawczo-ratownicze czy ratownictwa wysokościowego w zakresie podstawowym – tak mówią zasady organizacji działań w KSRG. Oczywiście pewne zagadnienia, np. z ratownictwa wysokościowego, rozszerzamy na zajęciach, chcąc rozwinąć nasze umiejętności. Teraz na przykład bierzemy pod lupę ewakuację z kolejek linowych, bo taka jest specyfika naszego rejonu działania.

Jakich ludzi przyciąga ta nietypowa i wymagająca zarazem działalność społeczna? Jeśli chodzi o obecny skład grupy – jakie są to osoby, jaka jest ich motywacja, czy długo już są jej członkami?

RK: Tak jak wspomnieliśmy, OSP GRS łączy bliska współpraca z SGPR Nowy Sącz. Często spotykamy się na wspólnych ćwiczeniach. Mieliśmy wiele okazji do współdziałania podczas akcji poszukiwawczo-ratowniczych i wspólnych szkoleń. Jest wśród nas wielu byłych ratowników SGPR, którzy przeszli na emeryturę. Za ich namową pojawiły się w grupie kolejne osoby – np. nasz kolega Adam Szlachta czy Asia Pulit, córka Mirka. Większość członków OSP GRS jest z nami od samego początku – uznali, że ten sposób niesienia pomocy najbardziej im odpowiada. Nasze działania znacząco różnią się od pracy standardowych ratowniczo-gaśniczych jednostek OSP. Mamy szersze spektrum działań i oczywiście pracujemy z psami, które wszyscy kochamy. To właśnie one często przyciągają do grupy nowych ludzi.

MP: Warto dodać, że większość członków grupy działa równocześnie w strukturach ratowniczo-gaśniczych jednostek OSP. Połknęli bakcyla ratownictwa poszukiwawczego i oprócz gaszenia pożarów czy udzielania pomocy po wypadkach czy innych tego typu zdarzeniach ratują ludzkie życie w terenie otwartym i na gruzowiskach.

ASz: Dodam jeszcze, że w naszych szeregach mamy dwoje czynnych strażaków: Asię i Przemka, którzy pełnią służbę w Wydziale Szkoleń Specjalistycznych Szkoły Aspirantów w Krakowie z siedzibą w Nowym Sączu. Wśród członków GRS są więc zarówno emerytowani funkcjonariusze PSP, weterani działań poza granicami kraju, jak i czynni funkcjonariuszy i strażacy ochotnicy. Mamy też ratowników medycznych na co dzień pracujących w zespołach ratownictwa medycznego, a także lekarza w trakcie specjalizacji.

Co, jeśli teraz ktoś zainteresowany tą formą ratownictwa chciałby wstąpić w szeregi OSP GRS Nowy Sącz? Znalazłam na państwa stronie informację o tym, że grupa ma obecnie pełny skład i nie prowadzi rekrutacji.

RK: Tak, na razie rekrutacja jest zamknięta. Dopracowujemy ramy funkcjonowania naszej jednostki – zmieniamy statut, wprowadzamy regulamin organizacyjny, porządkujemy różne aspekty działalności. Kiedy zakończymy ten proces, przyjdzie czas na ponowne otwarcie naboru. Jeśli chcemy się rozwijać, potrzebujemy świeżej krwi. Najprawdopodobniej 2026 r. będzie dla nas nowym otwarciem.

Jakie macie wymagania wobec nowych członków? Jakimi powinni być osobami? Jakimi kompetencjami się wyróżniać?

MP: Pokora, pokora i jeszcze raz pokora. Jeżeli ktoś przychodzi do nas po to, żeby zabłysnąć jako ratownik, zrobić furorę na Instagramie czy Facebooku – to nie tędy droga. Niesienie pomocy i ratowanie życia wymaga ciągłej nauki. Nie ma tu miejsca dla osób, które uważają się za alfę i omegę. Liczy się współpraca całego zespołu.

ASz: Przede wszystkim szukamy osób, które lubią wyzwania, nie boją się zmęczenia ani pracy nocą w trudnym terenie. Muszą mieć też w życiu przestrzeń na tę służbę – zdarza się, że telefon z wezwaniem dzwoni w nocy, kiedy właśnie kładziemy się spać, a tu trzeba się spakować i ruszyć na poszukiwania. Działalność w naszej jednostce wiąże się z wysiłkiem i wyrzeczeniami, to nie jest standardowe hobby.

Jeśli chodzi o sam proces rekrutacji, to aby w ogóle go rozpocząć, kandydat musi zostać polecony przez co najmniej dwie osoby z grupy. Następnie przechodzi proces weryfikacyjny, uczestniczy w ćwiczeniach, wykonuje zadania, dzięki czemu możemy lepiej poznać jego możliwości. Po tym okresie próbnym przychodzi czas na decyzję o przyjęciu do grupy lub odrzuceniu kandydata. Na dalszych etapach może rozwijać się w kierunku, który go najbardziej zainteresował.

W takim razie przejdźmy do samych akcji – tych najważniejszych, najtrudniejszych, które były państwa udziałem. Jak przebiegały? Co stanowiło w nich szczególnie duże wyzwanie?

MP: Każda akcja jest inna, a jej przebieg zależy od wielu czynników. Nasza grupa prowadzi działania w terenie otwartym lub na gruzowisku. W przypadku poszukiwań terenowych formacją wiodącą jest Policja – od policjantów pozyskujemy kluczowe informacje, które mają wpływ na powodzenie akcji, np.  wiek osoby zaginionej czy jej ewentualne schorzenia. Inaczej zachowuje się dziecko, inaczej osoba chora psychicznie czy będąca w kryzysie samobójczym.

Im więcej danych zdobędziemy, tym szybciej możemy przygotować plan działania – nawet już w trakcie dojazdu na miejsce. Bywa, czy w naszej grupie, czy w innych, że zanim jeszcze zespół poszukiwawczy zdąży opuścić bazę, dzięki kilku telefonom i współpracy z Policją i PSP udaje się już przeprowadzić analizę i wytypować obszar, w którym z dużym prawdopodobieństwem znajduje się zaginiona osoba. Jak mówią ratownicy GOPR-u, najważniejsze jest pierwsze 15 min i dobry wywiad. Jeżeli już na początku mamy wystarczająco dużo informacji i dobrze rozplanujemy akcję, szanse na jej powodzenie znacząco rosną.

Zdarza się, że z bliskimi zaginionej osoby trzeba porozmawiać ponownie – stres sprawia, że dopiero przy kolejnym spotkaniu przypominają sobie istotne szczegóły. Dodatkowe pytania bywają bezcenne, gdy pierwsze godziny poszukiwań nie przynoszą efektu. Pomagają zawęzić lub rozszerzyć obszar działań.

Najtrudniejsze są oczywiście akcje, które kończą się niepowodzeniem. Szukamy kogoś przez kilka dni, a ostatecznie znajdujemy ciało. Jesteśmy ratownikami – musimy dać z siebie 200 proc., aby uratować człowieka, ale jesteśmy też ludźmi, z emocjami i empatią. Nie moglibyśmy wykonywać tej pracy dobrze, gdybyśmy działali mechanicznie, bez zrozumienia sytuacji zaginionego i jego bliskich.

Jaka konkretna akcja poszukiwawczo-ratownicza szczególnie zapisała się panom w pamięci?

RK: Jako grupa ochotnicza nie wyjeżdżamy do działań poza granicami kraju, a te są najtrudniejsze ze względu na rozmiary katastrofy, poziom stresu, oddalenie ratowników od kraju i bliskich. Jednak również w Polsce również mieliśmy do czynienia z tragediami o podobnym ciężarze emocjonalnym.

W styczniu 2006 r. miała miejsce katastrofa budowlana na terenie Międzynarodowych Targów Katowickich. W akcji poszukiwawczo-ratowniczej na gruzowisku brał udział strażak grupy podhalańskiej, a później OSP GRS Nowy Sącz Wojciech Dudczyk. W marcu 2012 r. w działaniach poszukiwawczo-ratowniczych po katastrofie kolejowej pod Szczekocinami uczestniczył druh Piotr Ciesielka. Te działania pokazały symbiozę OSP GRS Nowy Sącz i SGPR Nowy Sącz, zaowocowała współpraca podczas ćwiczeń.

Tak trudne akcje poszukiwawczo-ratownicze, jak ta w Katowicach, pokazują, że w naszej służbie konieczna jest odporność psychiczna. Podczas działań na gruzowisku często mierzymy się z dramatycznymi sytuacjami – wydobywaniem ciał osób, które zginęły. Oczywiście inni strażacy ochotnicy także mają do czynienia z przerażającymi scenami czy śmiercią, ale my mierzymy się jeszcze z trudami wielogodzinnej akcji poszukiwawczej, cały czas mając nadzieję, że odnajdziemy żywych ludzi, a ostatecznie może okazać się, że natrafimy tylko na ciała.

Wiemy, że to bardzo trudna służba, dlatego stawiamy wysokie wymagania kandydatom. Chcemy już na wstępie wybrać osoby, które mają właściwą motywację. Nie mamy czasu szkolić tych, którzy kierują się chęcią autopromocji w mediach społecznościowych. Od początku muszą to być ludzie, którzy wiedzą, po co przyszli i co chcą robić. Już sama droga do zostania przewodnikiem psa i przygotowania czworonoga do akcji wymaga wiele pracy i wysiłku. Choć oczywiście daje też wielką satysfakcję.

Psy ratownicze – radosne, chętne do kontaktu – wzbudzają mnóstwo pozytywnych emocji, gdziekolwiek się pojawią. Praca z nimi intryguje szczególnie wiele osób. Na czym polega w praktyce?

ASz: Może na początek powiem, czym właściwie jest zespół ratowniczy – to człowiek i pies. Te dwa elementy nigdy nie działają osobno. Aby taki zespół mógł brać udział w działaniach poszukiwawczo-ratowniczych, musi uzyskać certyfikację, przystępując do egzaminu PSP.

Między przewodnikiem a psem tworzy się szczególna więź, oparta na wzajemnym zaufaniu i współpracy, która przekłada się na skuteczność działań podczas akcji poszukiwawczych. Pies wykonuje ogromną pracę, przeszukując teren lub gruzowisko.

Musi poradzić sobie z narastającym zmęczeniem, często bardzo trudnymi warunkami atmosferycznymi i wieloma czynnikami rozpraszającymi – obecnością innych zwierząt czy resztek jedzenia.

Jakie działania trzeba podjąć, by umiejętności czworonożnego ratownika osiągnęły tak wysoki poziom? Jak wygląda szkolenie psa ratowniczego?

ASz: Tak naprawdę zaczyna się już w pierwszych tygodniach życia psa. Świetnie, jeśli już hodowca przygotowuje szczeniaczka, który dopiero co zaczyna widzieć, do przyszłej służby. Chodzi o stworzenie mu odpowiednio stymulującego środowiska – umożliwienie chodzenia po różnych powierzchniach i nierównościach, oswajanie z rozmaitymi dźwiękami i zapachami. Bardzo ważna jest też prawidłowa socjalizacja, czyli kontakt z różnymi osobami – w różnym wieku, różnej płci, o różnym sposobie zachowania. Kluczowe jest zaszczepienie w nim już na wczesnym etapie chęci do pracy z człowiekiem, co daje wspaniałe rezultaty w późniejszym życiu i pracy.

Kiedy pies trafia pod opiekę nowego przewodnika, rozpoczyna się proces budowania relacji i chęci do wspólnej pracy przez spacery, ćwiczenia i zabawę. Nie można kupić już wyszkolonego czworonoga – od pierwszych chwil człowiek i pies muszą uczyć się współpracy jako zespół. Chcemy, aby nasze psy pracowały, opierając się na pozytywnej motywacji. W żaden sposób nie zmuszamy ich do wykonywania zadań, nie wywieramy negatywnej presji, nie stosujemy narzędzi awersyjnych – kolczatek, obroży elektrycznych czy dławików. W całym procesie szkolenia staramy się wzbudzić w nich pasję do odnajdywania człowieka. Obserwuję psy od szczeniaka po wiek emerytalny i widzę, że raz zaszczepiony zapał do szukania człowieka nigdy w nich nie gaśnie. Nawet starsze i schorowane, które miały już duże problemy z poruszaniem się, gdy tylko zakładało im się na szyję dzwonek – ten, z którym zazwyczaj ruszały na poszukiwania ludzi – zapominały o bólu i z radością szły do pracy.

Ile czasu trwa szkolenie?

Szkolenie psa ratowniczego to co najmniej 2 lata. W rzeczywistości proces nauki nigdy się nie kończy – nawet po zdanym przez czworonożnego ratownika egzaminie trzeba podtrzymywać w nim tę pasję i rozwijać chęć pracy w poszukiwaniu zapachu człowieka.

W mediach społecznościowych OSP GRS Nowy Sącz pojawiła się niedawno informacja, że pan i pani Asia wspólnie z psimi ratownikami zdaliście ostatnio egzamin gruzowiskowy.

ASz: Tak, to właśnie rezultat prawie 3 lat pracy z naszymi czworonogami. OSP GRS Nowy Sącz uczestniczy głównie w akcjach poszukiwawczo-ratowniczych w terenie, jednak dzięki możliwościom współpracy z PSP możemy być zadysponowani również do działań na gruzowiskach. Poświęcamy wiele czasu, by szkolić nasze psy do poszukiwań ludzi w warunkach katastrof budowlanych. Na poligonie w Żaganiu, przystosowanym do inscenizacji takich warunków, razem z Asią i naszymi psami zdaliśmy ten wymagający egzamin.

Mieliśmy za zadanie przeszukać dwa gruzowiska, w tym jedno dwukrotnie – w próbie przedpołudniowej i nocnej. Skrytki stanowiły wyzwanie, biorąc pod uwagę panujące warunki atmosferyczne – zapach rozchodził się dość nieregularnie i psy miały problem z precyzyjnym zlokalizowaniem jego źródła w gruzowisku.

Czytelnicy z pewnością chętnie poznaliby bliżej psy z OSP GRS Nowy Sącz. Proszę co nieco o nich opowiedzieć.

ASz: W naszej jednostce służą obecnie cztery psy ratownicze. Dragon (przewodnik: Maksymilian) – to owczarek belgijski, certyfikowany do poszukiwań terenowych i gruzowiskowych. Cechuje go niezwykła motywacja do pracy, a swoim wyglądem potrafi budzić respekt, ale tak naprawdę jest bardzo przyjazny. Ardo (przewodnik: Marcin) – owczarek border collie, certyfikowany terenowo i mający egzamin gruzowiskowy klasy 0. Łączy go wyjątkowa więź z przewodnikiem, a jego wielką pasją są piłeczki. Don (przewodnik: Adam, czyli ja) – labrador retriever, certyfikowany do poszukiwań terenowych i gruzowiskowych. Don to wspaniały towarzysz, zawsze chętny do pracy. Letty (przewodnik: Joanna) – labrador retriever, certyfikowana terenowo i gruzowiskowo. Wcielenie radości na czterech łapach, niezmiernie zmotywowana do działania i rozpromieniona podczas każdej akcji. W trakcie szkolenia są również zespoły Tiger z Bartkiem, Ayla z Arturem, Montana z Monika, Dawid z Nero.

RK: Dzięki temu, że nasze psy mają specjalizację zarówno gruzowiskową, jak i terenową podpisaliśmy kontrakt z małopolskim komendantem wojewódzkim PSP w Krakowie i z komendantem miejskim PSP w Nowym Sączu, który pozwala dysponować je w razie potrzeby na gruzowisko lub w teren na tej samej zasadzie, co psy PSP. Na razie taką umowę mają Maksymilian z Dragonem i Adam z Figo, a Donek i Letty zapewne pójdą wkrótce w ich ślady.

Uzupełniamy zasób psów ratowniczych SGPR Nowy Sącz. Dzięki temu możemy wspólnie ze strażakami PSP brać udział w akcjach ratowniczych i ćwiczeniach. Uzyskujemy także wsparcie finansowe w ramach środków przeznaczanych na KSRG.

Służba w OSP to także konieczność zabiegania o wsparcie różnych instytucji i podmiotów, by praca jednostki, zwłaszcza tak wyspecjalizowanej jak państwa, utrzymała wysoki poziom. Na kogo możecie liczyć?

RK: Bardzo dobrze układa się nasza współpraca z prezydentem miasta Nowego Sącza, dyrektorem Miejskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego i marszałkiem województwa małopolskiego. Zawsze możemy liczyć na ich wsparcie – czy finansowe, czy organizacyjne. Nie sposób też nie wspomnieć o małopolskim komendancie wojewódzkim PSP, komendancie miejskim PSP w Nowym Sączu oraz komendancie Szkoły Aspirantów PSP w Krakowie. Wszystko się tu zazębia – ogrom pracy członków OSP GRS Nowy Sącz oraz wsparcie ze strony instytucji sprawiają, że jesteśmy dziś w miejscu, w którym jesteśmy.

Nowy Sącz, obok Gdańska, był kolebką naszej dziedziny ratownictwa. Z czasem w całym kraju zaczęły powstawać kolejne specjalistyczne grupy poszukiwawczo-ratownicze, a wraz z nimi jednostki OSP o tej specjalizacji. Nie tylko w Nowym Sączu można spotkać takich zapaleńców jak my. Cieszymy się, że mogliśmy dołożyć swoją cegiełkę do rozwoju tej dziedziny ratownictwa w Polsce. Z tej pracy u podstaw wyrosła USAR Poland i jej sukcesy, jak choćby wydobycie spod gruzów po trzęsieniu ziemi w Turcji dwunastu osób.

Wielokrotnie wspominali tu też panowie o bliskiej współpracy z PSP. Proszę powiedzieć jeszcze kilka słów na ten temat.

RK: Mamy do dyspozycji poligon Szkoły Aspirantów PSP w Nowym Sączu, na którym możemy ćwiczyć. Współorganizujemy też ćwiczenia z ratownikami SGPR Nowy Sącz. Łączy nas ścisła współpraca, wręcz symbioza – i tak jest od zawsze. Wspólnie ćwiczyliśmy na poligonie w Żaganiu, ratownicy PSP brali udział w organizowanych przez OSP GRS Nowy Sącz ćwiczeniach w Jamnej.

Nowy Sącz otaczają masywy górskie, a więc zdarza się zapewne konieczność przeprowadzenia akcji poszukiwawczo-ratowniczej na terenach położonych wyżej. Wobec tego współdziałają państwo również z GOPR-em?

MK: Tak, ścisła współpraca między naszymi organizacjami trwa od lat – właściwie od momentu powstania OSP GRS Nowy Sącz. GOPR jest formacją wiodącą podczas akcji poszukiwawczych w górach, a my – jako strażacy PSP – nawiązaliśmy kontakt z GOPR-owcami, chcąc rozpocząć szkolenia psów ratowniczych. Udzielili nam cennych wskazówek, później odbyliśmy wspólne ćwiczenia na Turbaczu.

Z takim potencjałem, jakim są kochane przez wszystkich psy ratownicze, można łatwiej dotrzeć do odbiorców z treściami edukacyjnymi. Tego rodzaju działania również państwo prowadzą.

RK: Od początku istnienia OSP GRS Nowy Sącz angażujemy się w różnego rodzaju wydarzenia, podczas których pokazujemy umiejętności naszych czworonożnych ratowników. Często też jesteśmy zapraszani na prelekcje do szkół, gdzie opowiadamy dzieciom i młodzieży o akcjach poszukiwawczo-ratowniczych, o naszej działalności w OSP GRS Nowy Sącz, a także tłumaczymy, jak należy się zachować w sytuacji zaginięcia. Przewodnicy psów wyjaśniają i pokazują, na czym polega wyszkolenie czworonożnych ratowników. Oczywiście największą radość wzbudza kontakt z naszymi psami.

Z dużym zainteresowaniem spotkał się państwa pokaz podczas tegorocznych czerwcowych V Międzynarodowych Targów Sprzętu i Wyposażenia Straży Pożarnej i Służb Ratowniczych KIELCE IFRE-EXPO.

ASz: Staramy się przy każdej okazji promować wiedzę o kynologii ratowniczej i mamy nadzieję, że uda nam się zaszczepić, zwłaszcza w młodych ludziach, pasję do tych zagadnień – tak, by w przyszłości niektórzy z nich wybrali drogę przewodnika psa ratowniczego. To jednak wciąż niszowa specjalizacja. W skali kraju mamy, mogłoby się wydawać, sporo zespołów „przewodnik i pies”, ale w rzeczywistości, biorąc pod uwagę wielkość Polski, jest ich za mało. Trzeba pamiętać, że pies ratowniczy łatwo może doznać kontuzji – ostatnio dwa psy z innej jednostki przeszły z powodu problemów zdrowotnych na przedwczesną emeryturę.

Warto dbać o odpowiednią liczbę psów ratowniczych i o ich wyszkolenie Nikt nie wynalazł lepszego narzędzia do działań poszukiwawczych niż psi nos. Z jego pomocą jesteśmy w stanie odnaleźć zaginioną osobę znacznie szybciej.

 

Anna Sobótka Anna Sobótka

Anna Sobótka jest dziennikarką i sekretarzem redakcji "Przeglądu Pożarniczego", pracuje w redakcji od 2018r.

do góry