• Tłumacz języka migowego
W ogniu pytań Anna Łańduch

Komendant w stolicy

10 Listopada 2021

Duże miasto, duży kłopot – tak w skrócie można by określić codzienność szefa warszawskich strażaków. Z czym wiąże się służba na tym stanowisku opowiada st. bryg. Leszek Smuniewski, komendant miejski m.st. Warszawy.

fot. Artur Kowalczyk / red. PPTo już cztery lata, odkąd pełni pan funkcję komendanta miejskiego PSP m. st. Warszawy. Jaki to był czas?

Wyjątkowo intensywny. Kierować największym garnizonem w Polsce to oczywiście wielkie wyróżnienie, ale też olbrzymie wyzwanie. Wprawdzie wcześniej zajmowałem stanowisko komendanta i zastępcy komendanta w innych powiatach, więc jeśli chodzi o zakres merytoryczny pracy – niewiele mnie zaskoczyło, jednak pod względem skali charakter służby w stolicy przerósł moje wyobrażenia i mimo upływu czasu cały czas zaskakuje.

Jak pan postrzega swoje miejsce pracy? W Warszawie znajdują się takie obiekty, jakich nie ma gdzie indziej, do tego masa przyjezdnych. To nie ułatwia rozpoznania zagrożeń.

I w sferze operacyjnej, i w sferze prewencyjnej mamy tu do czynienia z obiektami, których w innych miastach albo w ogóle nie spotykamy – np. metro czy siedziby najważniejszych instytucji państwowych, albo spotykamy je w mniejszej skali – jak budynki wysokościowe czy placówki dyplomatyczne. Stoi więc przed nami zadanie ochrony wielu dziedzin życia zarówno obywateli, jak i państwa. To wymaga przygotowania merytorycznego, wyjątkowego skupienia i wiedzy, a przede wszystkim rozwagi. Nie ma miejsca na błąd, bo ranga podejmowanych decyzji, czy to operacyjnych, czy prewencyjnych, jest bardzo wysoka.

Z jakimi zagrożeniami w praktyce mają do czynienia warszawscy strażacy?

W Warszawie do standardowych zdarzeń, jak pożary czy miejscowe zagrożenia wynikające z rozwoju cywilizacyjnego i skutków anomalii pogodowych, każdego roku dochodzi zabezpieczenie dziesiątek, a nawet setek imprez masowych, manifestacji bądź dużych uroczystości państwowych, które odbywają się na terenie stolicy. W strukturze naszej  komendy funkcjonuje pięć jednostek specjalistycznych oraz sekcja medyczna, czyli mamy wszystkie specjalizacje. Musimy nadążać za nowymi zagrożeniami – nowoczesne technologie, elektromobilność, bioterroryzm. W stolicy mamy do czynienia z każdym rodzajem zagrożeń, do których wzywana jest Państwowa Straż Pożarna. Żeby sprostać tym wyzwaniom trzeba cały czas doskonalić zarówno kadry, strukturę organizacyjną, jak i bazę sprzętową.

W Warszawie jest więcej jednostek ratowniczo-gaśniczych niż w niejednym województwie. Jak to wpływa na zarządzanie?

Stereotypowy styl zarządzania, który funkcjonuje w straży pożarnej, u nas po prostu by się nie sprawdził ze względu na skalę. Mamy blisko 1100 strażaków, do tego dochodzą pracownicy cywilni. To większa liczba pracowników niż w niejednym województwie. Zawsze preferowałem bezpośredni kontakt z podwładnymi, jednak teraz to niemożliwe ze względu na liczbę podległych mi strażaków, mnogość spraw i stopień skomplikowania niektórych z nich. Trzeba postawić na kadrę średniego szczebla – dowódców i naczelników. Zbudować z nimi relację opartą na zaufaniu. Od ich fachowości zależy sprawność funkcjonowania poszczególnych komórek organizacyjnych, a niektóre liczą nawet przeszło 90 strażaków. Trzeba jasno  określić oczekiwania, sprawiedliwie rozdzielić zadania być konsekwentnym i samemu dawać przykład. Ale  głównym kluczem do sukcesu jest dobór kadry.

Warszawa to miasto wysokich zarobków, drogo się w nim żyje, a pensje strażaków nie należą do imponujących. Nie ma pan kłopotu ze znalezieniem rąk do pracy?

Nabory, które organizowaliśmy na przestrzeni ostatnich kilku lat, pokazują, że jest bardzo duże zainteresowanie pracą w podziale bojowym. Prawdopodobnie dlatego, że większość kandydatów jest spoza Warszawy. Niestety, sytuacja wygląda zgoła inaczej, kiedy szukamy fachowców do prowadzenia inwestycji budowlanych, spraw technicznych, kadrowych czy finansowych. Siatka płac w Państwowej Straży Pożarnej jest taka sama na terenie całego kraju. Ani Warszawa, ani żadna inna komenda miejska pierwszej kategorii nie jest preferowana, jeśli chodzi o dodatki służbowe czy inne formy zachęty, jak np. praktykowany w Policji dodatek stołeczny, rekompensujący uciążliwość pracy w dużej aglomeracji,  gdzie i zadań jest dużo więcej, i ich wachlarz znacznie szerszy. Dość powiedzieć, że niektóre z warszawskich jednostek odnotowały w zeszłym roku przeszło 3 tys. wyjazdów. To często wielokrotnie więcej niż w jednostce powiatowej.

Dlatego niezwykle ważne jest to, żeby odpowiednio motywować strażaków do pracy. Z jakich narzędzi pan chętnie korzysta?

Na pewno istotny jest dodatek motywacyjny. To doskonałe narzędzie, żeby dostrzec tych, którzy się wyjątkowo angażują, chcą podnosić swoje kwalifikacje, utożsamiają się ze służbą, chcą się rozwijać. Dysponujemy budżetem na szkolenia, co stwarza możliwości skierowania  na kursy czy do szkoły. Duże miasto daje warunki do rozwoju i zdobywania kolejnych szczebli kariery, a tym samym awansu finansowego.

A jeśli chodzi o przyciągnięcie dobrych specjalistów cywilnych?

Tu niestety mamy większy problem, ponieważ budżet dla nich nie ewoluuje w pozytywnym kierunku tak szybko, jak w przypadku funkcjonariuszy. Nasze płace nie są w żaden sposób konkurencyjne w stosunku do innych pracodawców w Warszawie. Dlatego stawiamy na ludzi, którzy mają już doświadczenie i wiedzę, a są na zaopatrzeniu emerytalnym. Staramy się wykorzystać ich potencjał, zatrudniając na stanowiskach cywilnych.

Mamy takie czasy, że służby mundurowe narzekają na chętnych do wstąpienia w ich szeregi. Niektóre zaniżają kryteria. Powstaje pytanie, kto zgłasza się do służby, z jakimi motywacjami. Jak to jest w Warszawie?

Nie narzekamy na brak dobrych kandydatów. A dlaczego? Myślę, że to kwestia wielu elementów. Przede wszystkim straż pożarna jest służbą cieszącą się najwyższym zaufaniem społecznym – to zasługa wielu pokoleń strażaków. Dlatego praca w straży jest nadal postrzegana jako coś nobilitującego. Kluczowe jest to, że niesiemy pomoc innym, a ratowanie czyjegoś życia to najszlachetniejsze powołanie, jakie można sobie wyobrazić. Inne służby są już bardziej restrykcyjne, są od egzekwowania prawa, pilnowania porządku. Co więcej, udaje nam się kultywować strażackie tradycje rodzinne, ale ważne też jest budowanie dobrych relacji, zaufania i rodzinnego klimatu w służbie. To wszystko dla młodych ludzi działa jak magnes.

Wyczytałam na jednym z blogów, że w Warszawie jednym z ważnych kryteriów przyznawania nagród jest udział w akcjach. Gratyfikację otrzymują ci, którzy najczęściej wyjeżdżali do zdarzeń. Potwierdza pan?

To prawda, trzy lata temu wprowadziłem zasadę, że strażacy, którzy odnotowali największą liczbę wyjazdów w danym roku kalendarzowym, otrzymują jednorazowy dodatek motywacyjny jako formę podziękowania za ich wysiłek. Rekordzista w zeszłym roku brał udział w ponad 430 zdarzeniach. Jest jeszcze druga pula, przeznaczona dla strażaków, którzy najczęściej wyjeżdżali do zdarzeń w ramach swojej jednostki.

Tylko jaka w tym zasługa samych strażaków, skoro liczba zdarzeń to przypadek, na który nie mają wpływu?

Wbrew pozorom mają. Sami zgłaszają się do obsady pierwszych samochodów wyjazdowych. Chcą zdobywać doświadczenie, jak najczęściej wyjeżdżając. Zazwyczaj to młodzi ludzie, choć zdarzają się i bardziej doświadczeni. Dwa lata temu, jeszcze przed pandemią, postanowiłem również przyznać dodatki motywacyjne  strażakom, którzy przez okres kilku lat ani razu nie byli na zwolnieniu lekarskim. Chcę w ten sposób docenić ich gotowość do pracy i dyspozycyjność. Dodatki motywacyjne otrzymali też kierowcy, którzy przez kilkanaście lat wykazali się bezkolizyjną jazdą po zatłoczonych i wymagających wyjątkowych umiejętności ulicach stolicy. Staramy się dostrzegać pozytywne zachowania i postawy oraz odpowiednio je doceniać.

Słyszymy o starzejącym się społeczeństwie. A jak wygląda kwestia średniego wieku strażaków w garnizonie warszawskim?

Po fali odejść, która miała miejsce 10 lat temu, w tej chwili nie zauważamy exodusu. Staż strażaka kształtuje się przeciętnie na poziomie kilkunastu lat służby. Co roku około 5% odchodzi na zaopatrzenie emerytalne, czyli mamy taką naturalną fluktuację. Coraz więcej strażaków odkłada jednak decyzję o emeryturze dzięki wprowadzonemu w ubiegłym roku świadczeniu motywacyjnemu dla osób mających powyżej 25 lat służby. To sprzyja przekazywaniu wiedzy następnemu pokoleniu – adepci mogą uczyć się zawodu od starszych i doświadczonych kolegów.  

Warszawski Tygrys powrócił. Mowa o odznace z lat 70. Co było impulsem, by go ożywić?

Tę odznakę wprowadził w 1974 r. roku płk Zdzisław Zalewski, ówczesny komendant miejski, choć pomysłodawcą był jego zastępca - płk Edward Gierski. Miała rozwijać zdrowe sportowe współzawodnictwo pomiędzy jednostkami i stwarzać  warunki do utrzymania najwyższego poziomu wyszkolenia i przygotowania warszawskich strażaków. Bo aby zdobyć tę odznakę, trzeba było się wykazać wyjątkowymi cechami – nie tylko siłą, sprytem i sprawnością fizyczną, lecz także wiedzą, umiejętnościami zawodowymi, doświadczeniem i wytrwałością. Reaktywowanie tej odznaki po 45 latach wydaje się doskonale wpisywać w obecne realia – kiedy stawiamy na najwyższy stopień wyszkolenia strażaków, wyłuskujemy liderów wśród naszych jednostek. Motywujemy strażaków w ten sposób do podnoszenia swoich umiejętności, zdobywania wiedzy i doskonalenia się w swoim rzemiośle. Mimo dość wyśrubowanych wymagań, które strażak musi spełnić, żeby wystartować w finale, chętnych nie brakuje i mam nadzieję, że reaktywowana tradycja będzie żyła przez kolejne lata.  

Angażujecie się też w kampanie edukacyjne. Podróżujący komunikacją w stolicy mogli oglądać filmy o bezpiecznych zachowaniach, przygotowane m.in. przez warszawskich strażaków. To była pierwsza taka akcja w kraju. Prewencja społeczna jest panu bliska?

Uważam, że jest niezwykle istotna i bardzo się cieszę, że od dłuższego czasu także jednostki nadrzędne kładą na nią duży nacisk. Dotarcie do młodzieży, dzieci, ma w perspektywie długofalowej przełożenie na liczbę zdarzeń, na sposób zachowania się ludzi wobec zagrożenia, ich reakcję czy umiejętność zgłaszania zdarzenia na numery alarmowe. Dowodem na skuteczność działań prewencyjnych stołecznych strażaków jest chociażby statystyka związana z liczbą pożarów. Średnio na terenie  województwa mazowieckiego w przeliczeniu na liczbę mieszkańców odnotowujemy pięć pożarów na tysiąc mieszkańców. W Warszawie – poniżej 2,5. To efekt ciężkiej pracy wkładanej od dwóch dekad w organizację prewencji społecznej. Ponadto praca z dziećmi jest wyjątkowo wdzięczna i daje bardzo dużo satysfakcji.  

Duże miasto to duże problemy z zapewnieniem bezpieczeństwa. Mamy np. poblokowane drogi pożarowe, zastawione drogi ewakuacyjne itd. Jakie pole do działania widzi pan tu dla strażaków? Mówimy o kształtowaniu odpowiednich postaw u dorosłych.

Dużo pracy przed nami. Z pomocą przychodzi nam miasto i wspólnie realizujemy wiele ciekawych inicjatyw. Tak właśnie narodził się pomysł emitowania krótkich filmików w komunikacji miejskiej. Wydajemy broszury, uczestniczymy w piknikach miejskich, pokazując na przykład, jak zachowywać się w obliczu zagrożenia. To praca, którą wykonujemy nieustannie. Jest wprawdzie długotrwała, ale powoli zaczyna przynosić efekty, czego dowodem jest spadek liczby pożarów pomimo stałego wzrostu liczby mieszkańców. Współpracujemy też z wieloma służbami, podmiotami i środowiskami stołecznymi -  ostatnio wspieramy także powstańców warszawskich w zakresie dowożenia im do domów posiłków oraz montażu czujek dymu i czadu.

Od kilku kadencji pełni pan funkcję radnego. Czy to pomaga w pracy komendanta miejskiego PSP?

Staram się zdecydowanie oddzielać kwestie służbowe od swojej działalności społecznej. Jednak to oczywiste, że te doświadczenia przenikają się i przydają w kierowaniu komendą. Ułatwiają mi zrozumienie pewnych zasad i procedur obowiązujących w samorządzie. Jako Państwowa Straż Pożarna jesteśmy zespoleni z  powiatem i na tym styku powstaje wiele problemów do rozwiązania. A moje doświadczenie pomaga mi po pierwsze nawiązywać kontakt ze stroną samorządową, po drugie – zrozumieć jej argumenty, a po trzecie i najważniejsze – wypracowywać rozwiązania satysfakcjonujące obie strony i zwiększające bezpieczeństwo mieszkańców Warszawy.

Wprawdzie straż jest instytucją państwową, ale w każdym mieście jej sprawność zależy od dobrej współpracy z samorządem. Jak ta współpraca układa się panu?

Odkąd powstały powiaty, a więc od 1999 r., nabrała trochę innego kształtu. Prezydent czy starosta jest z mocy ustawy zwierzchnikiem komendanta PSP. To współdziałanie musi być możliwie najlepsze, ponieważ przekłada się na realne poczucie bezpieczeństwa mieszkańców. Przez lata wypracowaliśmy pewne rozwiązania w sferze prewencji społecznej,  kwestiach organizacyjnych i oczywiście operacyjnych. Dzięki nim potrafimy doskonale współpracować, np. w zakresie zakupów nowoczesnego sprzętu ratowniczego, budowaniu miejskiego systemu bezpieczeństwa czy niosąc pomoc ludziom podczas pandemii. Udaje się też  wypracować nowatorskie rozwiązania – m.in. od trzech lat miasto przeznacza dotację na sfinansowanie dodatkowych ponadnormatywnych służb strażaków pracujących na terenie m.st. Warszawy.

Mówimy tutaj o sukcesach, ale nie ma się co oszukiwać – stanowisko to problemy. Z jakimi trudnościami pan się spotyka w swojej pracy?

Komenda Miejska funkcjonuje w przeszło 40 obiektach budowlanych, w 20 lokalizacjach.  Pracownicy ośmiogodzinni są rozlokowani w sześciu różnych miejscach. Niełatwo zarządzać rozproszonym zespołem, nadzór nad tyloma jednostkami też jest z tego powodu utrudniony. Drugi istotny problem to olbrzymie zasoby bardzo drogiego sprzętu, m.in. ponad 150 pojazdów. Wymaga on stałych wydatków, związanych z utrzymaniem go w pełnej gotowości, jak również olbrzymiej pracy i skrupulatności przy dopilnowaniu wszystkich terminów przeglądów technicznych. Ogromnym wyzwaniem jest zapewnienie sprawności technicznej taboru. Utrzymanie wieku samochodów choćby na poziomie maksymalnie 15 lat wymaga co roku wymiany dziesięciu pojazdów. A przypomnę, że niestety budżet warszawskiej Komendy Miejskiej, jak każdej komendy szczebla powiatowego, nie przewiduje żadnych środków inwestycyjnych. Zatem każdego roku musimy zabiegać o środki na wymianę tych pojazdów.

I jak je gromadzicie?

Szukamy wsparcia wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe. Naturalnym sprzymierzeńcem jest dla nas oczywiście komendant wojewódzki PSP, komendant główny, państwowe fundusze. Z drugiej strony mamy samorząd, który też dostrzega i rozumie potrzeby ochrony przeciwpożarowej, przeznaczając dotacje  na zakup sprzętu, naprawę czy wymianę starych samochodów. Niestety, potrzeb jest cały czas więcej niż możliwości.

Jednostka na ul. Marcinkowskiego w Warszawie przeszła rewitalizację. To jeden z nielicznych oryginalnych obiektów strażackich. Wzbudza zainteresowanie warszawiaków. Czy zostanie udostępniony do zwiedzania?

Moi poprzednicy podjęli decyzję o utworzeniu tam Centrum Edukacji Historii Warszawskiej Straży Pożarnej, które łączy w sobie przeszłość – bo ekspozycja obrazuje rozwój warszawskiej straży w różnych aspektach i współczesność – bo pokazujemy też, czym się zajmuje Państwowa Straż Pożarna dziś. To naprawdę wspaniałe miejsce, powstawało przez kilkanaście lat, wysiłkiem wielu strażaków, przy udziale finansowym samorządu. Jednak to też kolejny obiekt generujący duże koszty utrzymania. A udostępnienie go do zwiedzania dla szerokiej publiczności wymagałoby kolejnych kilku etatów, o które niezwykle trudno. W związku z tym podjęliśmy decyzję, żeby  udostępniać obiekt, ale w okrojonym zakresie. W okresie wakacji i ferii w porozumieniu z samorządem otwieramy go dla zorganizowanych grup szkolnych czy przedszkolnych. Można także zwiedzać obiekt podczas dużych akcji ogólnopolskich, jak Dzień Strażaka czy Noc Muzeów. Nadal szukamy możliwości, by móc udostępniać to miejsce szerszemu gronu.

W tym roku warszawska straż obchodzi 185-lecie istnienia. Które fakty z jej historii są panu bliskie?

W zasadzie cała jej historia jest fascynująca. Nie wszystkim wiadomo, że gdyby nie powstanie listopadowe, prawdopodobnie obchodzilibyśmy dziś 190-lecie jej istnienia. Zamysł utworzenia Warszawskiej Straży Ogniowej zrodził się bowiem pierwotnie w 1829 r. Imponująca jest postawa warszawskich strażaków pod rosyjskim zaborem, kiedy nieprzejednanie bronili polskości i tradycji patriotycznych. Podczas wojen  tworzyli podziemne struktury, nieśli pomoc warszawiakom, wspierali powstańców, brali czynny udział w zrywach niepodległościowych. Historia naszej straży to też dziesiątki nietuzinkowych postaci. Pułkownik Urban Majewski – ostatni polski komendant pod zaborami, słynący zarówno z odwagi jak i nowatorskich pomysłów. Józef Hłasko – za bohaterstwo uwielbiany przez warszawiaków, za postawy patriotyczne zesłany do Rosji, uczestnik wojny polsko- bolszewickiej. Stanisław Gieysztor – legionista, kierował ochroną przeciwpożarową Warszawy we wrześniu 1939 r., współzałożyciel Strażackiego Ruchu Oporu „Skała”. Płk Józef Tuliszkowski, gen. Zygmunt Jarosz i wielu innych, którym winniśmy wdzięczność, pamięć i szacunek.

Czy warszawskim strażakom brakuje czegoś do szczęścia?

Naturalnie. Warszawa cały czas się rozrasta, a za tym idzie wzrost zagrożeń. Niestety nadal mamy problemy lokalowe – trzy jednostki funkcjonują w dzierżawionych obiektach. W tym roku udało się pozyskać od miasta działkę na Bielanach,  liczymy również na pozyskanie miejskiego terenu w Wawrze. Oczywiście mam też nadzieję, że w ustawie modernizacyjnej dzięki zrozumieniu naszych potrzeb i problemów przez komendanta wojewódzkiego PSP, komendanta głównego PSP i ministra, znajdą się też środki na rozpoczęcie budowy tych nowych siedzib. Mamy też jednostki z lat 50. które wymagają remontów. W podobnej sytuacji jest przedwojenna siedziba  naszej komendy i JRG 3 przy ul. Polnej.  Zapewnienie godziwych warunków służby we wszystkich jednostkach, to bez wątpienia jedno z najważniejszych wyzwań najbliższych lat.

Rozmawiała Anna Łańduch

Anna Łańduch Anna Łańduch

Redaktor Naczelny „Przeglądu Pożarniczego”

do góry